Łatwiej będzie zdać maturę niż egzamin na prawo jazdy. Ministerstwo Infrastruktury chce wprowadzić zmiany w systemie egzaminowania kierowców

2024-10-27 07:00:00(ost. akt: 2024-10-25 16:42:04)
Rekordziści podchodzą do egzaminu na prawo jazdy nawet kilkadziesiąt razy

Rekordziści podchodzą do egzaminu na prawo jazdy nawet kilkadziesiąt razy

Autor zdjęcia: Ryszard Biel

Rekordziści podchodzą do egzaminu na prawo jazdy nawet kilkadziesiąt razy. A patrząc na wyniki, to chyba łatwiej zdać w Polsce maturę niż egzamin na prawo jazdy. Dziś jest trudno, a już niedługo może być jeszcze trudniej.
Już teraz wiele osób ma problemy, żeby zdać egzamin na prawo jazdy, bo niektórzy zdają po kilka razy, a nawet kilkanaście razy. Oby im ta sztuka udała się jak najszybciej, bo już niedługo może być o wiele trudniej zdać taki egzamin. Ministerstwo Infrastruktury chce wprowadzić zmiany w systemie egzaminowania kierowców.

Będą spore zmiany
Ich zapowiedź padła w Sejmie podczas debaty na temat bezpieczeństwa na drogach. Minister infrastruktury Dariusz Klimczak przedstawił pakiet propozycji resortu poprawy bezpieczeństwa na drogach. Z tych do opinii publicznej przebiły się głównie te, które dotyczyły zaostrzenia przepisów wobec kierowców. A więc np. przepis, że jeśli podczas kontroli okaże się, że kierowca ma cofnięte uprawnienie do kierowania pojazdami, prawo jazdy zostanie zabrane już na stałe.

Ale to nie wszystko. Jedną ze zmian ma być możliwość czasowego (na trzy miesiące) zatrzymania uprawnień kierowcom, którzy przekroczą dozwoloną prędkość o 50 km/h na drogach jednojezdniowych dwukierunkowych poza obszarem zabudowanym. Ponadto nie ma być już możliwości kasowania punktów karnych za najpoważniejsze wykroczenia. Chodzi tu m.in. o przekroczenie dozwolonej prędkości o 50 km/h, wyprzedzanie na podwójnej ciągłej i wyprzedzanie na pasach

Jeden błąd i basta
To plany wobec tych, którzy już mają prawo jazdy, ale minister Klimczak zapowiedział też, że Ministerstwo Infrastruktury chce wprowadzić zmiany w systemie egzaminowania kierowców. W czym rzecz? Otóż dziś w załączniku (tabela nr 9) do rozporządzenia ministra infrastruktury w sprawie egzaminowania osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami wymienia się zachowania osoby egzaminowanej mogące skutkować przerwaniem egzaminu państwowego. To m.in. spowodowanie kolizji czy wypadku, wyprzedzanie na przejściu dla pieszych i bezpośrednio przed nim czy też niezastosowanie się do sygnalizacji świetlnej. Tych punktów jest 18. Jednak w myśl przepisów przerwanie egzaminu na prawo jazdy jest możliwe jedynie w przypadku, gdy zachowanie osoby zdającej zagraża bezpośrednio życiu i zdrowiu uczestników ruchu drogowego. Taki zapis budzi spore wątpliwości interpretacyjne. Już wcześniej Ministerstwo Infrastruktury zapowiadało doprecyzowanie zapisu dotyczącego przerwania egzaminu.

Minister Dariusz Klimczak w Sejmie powiedział, że resort wprowadzi dziewięć poprawek zgłoszonych przez Krajowe Stowarzyszenie Egzaminatorów. Co zmieni się w egzaminach na prawo jazdy? Jak podał portal brd24.pl, nowelizacja dopisuje do tabeli z błędami jednoznaczne stwierdzenie, że za każdy z błędów egzamin trzeba będzie zakończyć z wynikiem negatywnym. Każdy błąd będzie oznaczał koniec egzaminu. Wśród tych błędów, które mogą skutkować przerwaniem egzaminu, jest choćby przekroczenie podwójnej linii ciągłej. Dziś do egzaminatora należy ocena takiej sytuacji i decyzja, czy przerwać egzamin. Ta możliwość interpretacji zdarzenia miałaby zniknąć. To na pewno nie pomoże zdającym.

— Oczywiście, że będzie trudniej — Zygmunt Kiersz, dyrektor WORD w Elblągu, nie ma wątpliwości i zauważa, że dziś zdawalność egzaminu na prawo jazdy w Polsce jest na poziomie średnio ok. 30 proc., podczas gdy maturę w Polsce w tym roku zdało 84 proc. maturzystów.

— Aczkolwiek niektóre błędy muszą skutkować przerwaniem egzaminu — dodaje dyrektor Kiersz.

— I tu minister ma rację, bo np. nieustąpienie pierwszeństwa pieszemu wchodzącemu lub będącemu na przejściu musi kończyć się przerwaniem egzaminu, tak samo jak wjechanie na skrzyżowanie przy czerwonym świetle. To nie ulega wątpliwości. Dziś to jest niedoprecyzowane. Musi być czytelny zapis, wtedy egzaminatorzy wiedzą, czego mają się trzymać.

Gęsto sito
Patrząc na statystyki, to rzeczywiście dziś łatwej zdać maturę niż egzamin na prawo jazdy. Bo ten nie jest łatwy. Niedawno opisywaliśmy przypadek z elbląskiego WORD, gdzie pewna pani już 40 razy podchodziła do egzaminu praktycznego. Oczywiście to skrajny przypadek. Ale w sierpniu w WORD w Elblągu zdawalność egzaminów praktycznych ogółem była na poziomie 35,77 proc., z tego na kategorię B — 26,35 proc. W Olsztynie była nieco wyższa, bo w lipcu zdawalność egzaminu praktycznego na kategorię B wyniosła 41,35 proc., ale np. średnia zdawalność w maju wyniosła 32,33 proc. Jak tłumaczył nam Marcin Kwit, egzaminator nadzorujący w olsztyńskim WORD, zdawalność jest wypadkową wielu czynników. Zasadniczym elementem jest oczywiście szkolenie, ale to również jest człowiek, jego odporność na stres, na emocje, bo przecież nie zmienili się nagle egzaminatorzy czy zasady egzaminowania. Zdaniem egzaminatora nadzorującego osoba, która odbyła solidny proces szkolenia, nawet jeśli targają nią emocje, to zwykle zdaje egzamin praktyczny za trzecim czy czwartym razem. Oczywiście wiele osób zdaje za pierwszym razem, bo w pierwszym podejściu egzaminacyjnym zdaje około 50 proc. kandydatów.

W lipcu podobna zdawalność co w Elblągu była w Krakowie, bo 26,96 proc. Poniżej 30 proc. była jeszcze m.in. w Łodzi (27,34 proc.), Toruniu (28,6 proc.) i w Białej Podlaskiej (29,69 proc.). W innych ośrodkach była kilka punktów procentowych wyższa. Dla przykładu w Gdańsku wyniosła 32,05 proc., w Warszawie — 35,54 proc., Opolu — 35 proc., Lublinie — 37,73 proc., we Wrocławiu — 38,27 proc., Przemyślu — 39,14 proc. Najwyższa zdawalność, bo 50,88 proc., była w Kaliszu.

Siedemnastolatkowie za kierownicą
Z drugiej strony resort infrastruktury chce umożliwić już młodym ludziom zdobycie prawa jazdy. Taką możliwość mają mieć osoby, które ukończyły 17 lat. Minister Klimczak tłumaczył, że tego typu zmianę dopuszcza prawo Unii Europejskiej. A im wcześniej młodzi kierowcy wejdą na rynek pracy, tym lepiej dla naszej gospodarki. Takimi kryteriami kierowali się również inni członkowie UE, m.in. Francuzi. Jak zaznaczył minister, młodzi kierowcy będą podlegali pewnym obostrzeniom. Wśród nich jest m.in. warunek, że przez pierwsze pół roku lub do do ukończenia 18 roku życia będą musieli podróżować w towarzystwie osoby dorosłej, która od co najmniej pięciu lat ma prawo jazdy.

Krok w tył?
Jednak UE chce pójść jeszcze dalej, a przynajmniej w tym kierunku idzie czwarta dyrektywa w sprawie praw jazdy, nad którą toczą się prace. Aby złagodzić niedobory zawodowych kierowców, już 18-latkowie mogliby uzyskać prawo jazdy uprawniające do kierowania samochodem ciężarowym lub autobusem do 16 pasażerów pod warunkiem posiadania certyfikatu kompetencji zawodowych. Ponadto prawo jazdy na samochody ciężarowe mogłyby mieć również osoby, które ukończyły 17 lat, ale podczas jazdy musiałby im towarzyszyć doświadczony kierowca. Być może to rozwiąże problem braku rąk do pracy, ale czy nie napytamy sobie biedy. Młodzi ludzie bez większego doświadczenia za kierownicą wielkich ciężarówek mogą być sporym zagrożeniem, szczególnie na naszych drogach, już i tak zatłoczonych przez TIR-y. Tu przypomnijmy, że w 2013 roku Polska, wykonując unijną dyrektywę, podniosła z 18 do 21 lat granicę, która uprawnia do ubiegania się o prawo jazdy kategorii C, a więc na pojazdy ciężarowe. Chodziło o zwiększenie bezpieczeństwa na drogach. Teraz mielibyśmy zrobić nie krok, ale co najmniej kilka do tyłu.

Andrzej Mielnicki