Wrzucili mi umierającego do celi

2016-10-15 16:00:00(ost. akt: 2016-10-14 13:38:29)
Pan Franciszek ma 66 lat. O tym, co spotkało go w grudniu 1970 roku, opowiedział m.in. podczas śledztwa, które toczyło się w Instytucie Pamięci Narodowej

Pan Franciszek ma 66 lat. O tym, co spotkało go w grudniu 1970 roku, opowiedział m.in. podczas śledztwa, które toczyło się w Instytucie Pamięci Narodowej

Autor zdjęcia: Michał Kalbarczyk

Był jednym z pierwszych aresztowanych w grudniu 1970 r. Miał 20 lat. To, co przeżył w elbląskim więzieniu zostało w nim na zawsze.
W grudniu 1970 r. do wyjścia na ulice pchnęła ludzi rozpaczliwa sytuacja ekonomiczna kraju. Bezpośrednią przyczyną były drastyczne podwyżki cen żywności, ogłoszone przez władze PRL tuż przed Bożym Narodzeniem. Do gwałtownych robotniczych protestów, krwawo tłumionych przez milicję, doszło również w Elblągu.

Zginęły wówczas trzy osoby. Wśród wielu aresztowanych elblążan był 20-letni wówczas Franciszek Dąbrowski. Co ciekawe zatrzymano go już w przeddzień wydarzeń grudniowych, czyli 15 grudnia.


— Mój brat, Henryk Dąbrowski, mistrz Polski w zapasach, uciekł w 1964 r. do Danii, do dzisiaj mieszka w Kopenhadze. Sądzę, że z tego powodu nasza rodzina była na celowniku ówczesnych władz. Podejrzewam, że służby miały sporządzoną listę ludzi, którzy zagrażają państwu. Nie byłem przecież działaczem podziemia. Sądzę, że aresztowano mnie ze względu na ucieczkę brata — mówi mężczyzna. 

15 grudnia milicja przyjechała do domu rodziców pana Franciszka na ulicę Morszyńską. 
— Milicjanci przeszukali mieszkanie i ogródek. Rodzice powiedzieli, że poszedłem do pośredniaka. Mieścił się w dzisiejszym Urzędzie Miejskiem — mówi mężczyzna.


Tak wspominał tamten dzień zeznając podczas śledztwa w Instytucie Pamięci Narodowej.
„15 XII 1970 roku poszedłem do prezydium, w którym znajdował się pośredniak. Aby dostać lepszą pracę, trzeba było iść wcześnie, ja poszedłem o godz. 20. Przed godz. 24 wpadła milicja, zarzucając nam rozróby. Bijąc nas pałami, pakują do gazików, przewożą nas na komendę milicji przy ul. Armii Czerwonej (dzisiejsza ul. Królewiecka)... Do suki wpadli milicjanci, wyrzucali nas. Bito nas, jak biegliśmy przez plac aż do jakiegoś pomieszczenia, gdzie nas spisywano i rozbierano do naga, niektórych wciągano, byli bici do nieprzytomności. Gdy nas spisano, wzięto dokumenty i wartościowe przedmioty otwierano takie metalowe drzwi i wypychano nas do środka, a tam czekali już na mnie klawisze. Do piwnicy były schody, lano nas pałami, a na dole była krata. Przy tej kracie bito nas dopóki nie zszedł klawisz i otworzył ją. Zgubiłem buty, do środka wpadłem na boso, a tam już leżeli ranni i ciężko pobici.... jakieś sto osób.”


Dzisiaj pan Franciszek ma 66 lat. Nadal zastanawia się, dlaczego go wówczas aresztowano. 

— Nie znajduję innego wytłumaczenia, jak to, że uciekł mój brat. Nasza rodzina była co prawda nastawiona antykomunistycznie, ale takich rodzin było wiele: słuchających za szafą Radia Wolna Europa — mówi pan Franciszek. 

To, co się wydarzyło drugiego dnia od aresztowania, jak mówi, zaważyło na jego całym życiu.

— Zabili przy mnie człowieka — wspomina. — Jako 20-latek nie byłem przygotowany na tak drastyczne przeżycia. Zresztą, czy jest ktoś, kto byłby?

Dalszy ciąg zeznań dla IPN. "Drugiego dnia wrzucono do celi jakiegoś facet, był już wieczór i było zgaszone światło. Tylko z korytarza trochę światła padało. Zatrzaśnięto drzwi, gdy rano się przebudziłem, szturcham tego faceta, a on jest zimny.

Wiedziałem, że nie żyje, zacząłem walić w drzwi".
— Ale wcześniej słyszałem jego krzyki: o Jezu, o Boże. Katowali go, trwało to może pół godziny. Gdy go wrzucili do celi, odchylił się judasz i ktoś patrzył do środka. Chciałem się do tego faceta odezwać, ale bałem się, że skończę podobnie. Pomyślałem: jak trochę wszystko ucichnie, to zapytam, co się stało. Dotykam go rano i zorientowałem się, że nie żyje — mówi mężczyzna. — Nie wiem kim był ten człowiek i nigdy nie udało mi się dowiedzieć — dodaje.

Jak mówi, przez całe życie próbował się dowiedzieć, kto wówczas umarł w jego celi.

— Już po 1989 r. było prowadzone śledztwo prokuratorskie, ale też nie dowiedziano się, kim był ten człowiek. Może wywieźli jego ciało, a rodzinie nic nie powiedzieli? Całe życie próbowałem się dowiedzieć, kim był ten chłopak. On się u mnie o to upominał. Czułem taki niepokój wewnętrzny. Mówiłem o tym w prokuraturze w Gdyni, podczas różnych spotkań organizowanych z okazji wydarzeń grudniowych. Bezskutecznie. Jestem wierzący, więc modliłem się za tego człowieka. Niedawno mój niepokój minął, mówię do żony: wiesz Bożenka, może jego oprawcy już nie żyją i ja dlatego odzyskałem spokój. Może spotkała ich kara w niebie? — zastanawia się pan Franciszek.


Pan Franciszek otrzymał uprawnienia kombatanckie. W decyzji można przeczytać, że należą mu się one z tytułu uszkodzenia ciała, rozstroju zdrowia na czas powyżej siedmiu dni w grudniu 1970 r. na Wybrzeżu wskutek działania wojska, milicji podczas wystąpień wolnościowych. Jak mówi, tego co przeszedł nie zrekompensuje nic, nawet odszkodowanie, o które się stara. 


— Ścieżki zdrowia przeszedłem i to parę razy. Jedna była przy wyjściu ze spacerniaka z aresztu. Milicjanci stali z dwóch stron, w szeregach, po 10-15 i pałowali. Gdy wchodziłem między nich, to myślałem jedynie, by jak najmniej dostać razów. Bili po całym ciele, po głowie również - jakby oszaleli. Moim zdaniem musieli być pod wpływem narkotyków. Zaraz po przyjeździe na komendę kazali mi iść na samą górę, do komendanta. Ten na dzień dobry uderzył mnie w szczękę i mówi: na dołek go. Skąd wiem, że to komendant? Nie przedstawił mi się, ale inni zwracali się do niego obywatelu komendancie — wspomina pan Franciszek. 


Z zeznań dla IPN. „Przesiedziałem 48 godzin, myślałem, że mnie zwolnią. Ale zaczęły się dziać jakieś hałasy, wszystko zaczęło wrzeć. Słyszałem krzyki i trzask zatrzaskujących się cel. Już po paru godzinach w mojej celi (2 na 3 metry) siedziało 20 osób. Okno było lekko uchylone, bo byśmy się udusili. Na placu przed oknem odbywała się przewózka aresztowanych. Na tym placu przemawiał jakiś pułkownik Wojska Polskiego używając wulgarnych słów: mówił, że chcą obalić ustrój Polski, mówił, że przeszedł drogę od Moskwy do Berlina, że był wielokrotnie ranny”.


Pan Franciszek przez cały czas aresztowania nie miał kontaktu z rodziną. Wyszedł 24 grudnia 1970 r. Do dziś pamięta tamtą Wigilię Bożego Narodzenia. 

— Rodzice się cieszyli ogromnie. Opuściłem areszt i poszedłem do przychodni na ul. Bema, chciałem obdukcji. Jaki byłem naiwny. Lekarz popukał się w głowę, powiedział: pan żartuje, ja chcę tu jeszcze pracować — wspomina mężczyzna. 

Swoim katom wybaczył.

— Ludziom wybaczyłem, ale nie systemowi. Staram się o odszkodowanie. Do dzisiaj uważam, że ci milicjanci musieli być pod wpływem jakiś substancji odurzających. Nie wierzę, że na trzeźwo można bić tak zaciekle. Wybaczyłem, ale tego chłopaka z celi mi żal, przecież to mogłem być ja — mówi pan Franciszek. 


Anna Dawid

Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych przyznając panu Franciszkowi uprawnienia kombatanckie napisał w uzasadnieniu:
— Jak wynika z postanowienia o umorzeniu śledztwa prowadzonego przez Instytut Pamięci Narodowej, Oddziałową Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Gdańsku, pan Franciszek Dąbrowski został zatrzymany przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej jeszcze przed rozpoczęciem "Wydarzeń Grudniowych" i podczas nich był przetrzymywany w areszcie. Został on również umieszczony na liście, sporządzonej w oparciu o archiwalne listy i wykazy z grudnia 1970 r. osób, które mogły być pokrzywdzone w następstwie bezprawnych działań funkcjonariuszy milicji i Służby Więziennej na terenie Elbląga. (...) Pan Franciszek Dąbrowski zeznał, że podczas zatrzymania był wielokrotnie bity, a jego ciało pokryte było sińcami i guzami. Ponadto strona podniosła, iż największy uszczerbek odniosła na zdrowiu psychicznym i od lat zmuszony jest do korzystania z poradni psychologicznej i zażywania leków, które pozwalają mu przywrócić równowagę psychiczną po zajściach w grudniu 1970 roku. Wiedza historyczna na temat przebiegu wydarzeń i postępowania funkcjonariuszy MO i SB w stosunku osób zatrzymanych pozwala również na dnie wiary stronie w aspekcie faktu pobicia przez milicjantów.



Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (21) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Kowal #2174701 | 83.25.*.* 4 lut 2017 14:41

    Po co sie Franek na afisz pchałeś? Mogłes załatwiac swoje, a nie wywiadów udzielac i to jeszcze z fotką.A ten nieboszczyk to ponoc żyje i wóde pije.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Szanowny panie Franciszku #2102147 | 91.233.*.* 30 paź 2016 17:28

    W poprzednich postach napisałem że nie wierzę w tą pana historyjke i chyba miałem rację czytając co piszą rodowici ludzie z Elbląga którzy pana znają. ja nie wierze dlatego ze pamiętam tamte czasy i wiem że nie było tak jak Pan to opisuje, a historia opowiedziana raczej przypomina opowiadanie stworzone na potrzeby obecnych ekip. W tego nieboszczyka wrzuconego do celi to absolutnie nie wierze, coś tu Pan przeholował , natomiast wierze że pan był zatrzymany , i z tego co pisza niżej to chyba w tamtych czasach nie było u pana rzadkością, tylko czy rzeczywiście pan był zatrzymany za uczestnictwo w proteście robotniczym?

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. Zorientowany i zbulwersowany #2100848 | 37.47.*.* 28 paź 2016 21:16

    Baju, Baju Pan Franciszek miał farta, że go zgarneli za huliganstwo akurat w tamtym czasie. A teraz na bohatera się kreuje. Pan Franciszek to obibok i huligan był i cwaniak, a teraz na cwaniactwie swoją "bohaterska" historie buduje. Wstyd Franek, wstyd. Niektórzy to się w grobach przywracają od tego "bohaterstwa". Żaden prawdziwy bohater nie chciałby zapewne z tym Panem Franciszkiem nawet gadać.

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

  4. Zażenowany #2100713 | 87.205.*.* 28 paź 2016 19:07

    Oj Panie Franciszku.. Opowiadasz Pan takie rzeczy, jakbyś Pan od miesiąca w Elblągu mieszkał i nikt Pana tu nie znał. My wiemy kimś Pan był i coś Pan robił w latach 70. A może uproszczę - nic Pan pożytecznego nie robiłeś! Do pracy ? Pan szerokim łukiem prace omijał, dlatego musiałeś Pan na pośredniak chodzić! Każdy musiał pracować, a Pan tylko z kolegami popić i zadyme zrobić jakąś! Zadymiarz Pan byłeś, tłukli Pana i nie za darmo, tylko za Pańskie zasługi! A teraz bohater wielki z Pana! Wszystko bujdy wyssane z palca!

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz

  5. Mama #2100008 | 178.36.*.* 27 paź 2016 23:10

    Czas najwyzszy poznac z nazwiska tych milicjantow i klawiszy ktorzy bili i zabijali Polakow. I zrobic im procesy nawet gdyby mieli po 90 lat. Tak jak to robia Żydzi, w tym mozemy ich nasladowac.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    Pokaż wszystkie komentarze (21)