Francuzi w okolicach Elbląga

2017-05-20 08:00:00(ost. akt: 2017-05-20 09:56:38)
 Rycina autorstwa J. Domino – widać na niej płaczącą wierzbę otulającą żołnierza w bikornie na głowie, a obok wbitą w ziemię szablę …

Rycina autorstwa J. Domino – widać na niej płaczącą wierzbę otulającą żołnierza w bikornie na głowie, a obok wbitą w ziemię szablę …

Autor zdjęcia: arch. Lecha Słodownika

Po pokoju w Tylży (7-9 lipca 1807 roku), praktycznie w każdej miejscowości dzisiejszego powiatu elbląskiego kwaterowały wojska napoleońskie. Sytuacja taka trwała praktycznie do wiosny 1812 roku, gdy Wielka Armia ruszyła na Moskwę.
Gdy jeszcze w styczniu 1807 r. w kierunku Pasłęka posuwał się korpus marszałka Jeana Bernadotte, został w Morągu niespodziewanie zaatakowany przez wojska pruskie i a sam marszałek dzięki temu, że ukrył się w stogu siana, uniknął niechybnej niewoli. Wkrótce korpus ten, liczący 24 tys. żołnierzy, wkroczył do Pasłęka. Mimo iż Francuzi zostali przyjęci pokojowo, to jednak rozpoczęły się rabunki, gwałty i miały miejsce także zabójstwa.

Obrabowano m.in. superintendenta Jana G. Jedoscha, którego żołnierze usiłowali zabić. Jedosch jednak uciekł i udał się ze skargą do samego marszałka Bernadotte’a. Pasłęcki pastor znał dobrze język francuski i włoski, więc mógł łatwo się porozumieć. Wkrótce Bernadotte wysłał swojego adiutanta, który „z dobytą szablą” przywrócił elementarny porządek, a zrabowane rzeczy kazał zwrócić mieszkańcom miasta. Przy tej okazji marszałek, który był dobrym znawcą ludzkich charakterów, wykorzystał autorytet Jedoscha oraz jego znajomość języków i mianował go landratem.

Po czterodniowym odpoczynku w Pasłęku część korpusu francuskiego pomaszerowała w kierunku Elbląga, lecz sztab marszałka Bernadotte’a pozostał nadal w mieście. On sam rezydował w barokowym pałacu Dohnów w Słobitach. Pod Elblągiem doszło do starć oddziałów francuskich ze sprzymierzonymi wojskami prusko-rosyjskimi, ale na polu walki pozostali Francuzi. Potyczka pod Elblągiem była powodem nałożenia na Pasłęk 6000 talarów kontrybucji – płatnych w ciągu godziny, za rzekome straty. Zastraszone groźbą zniszczenia miasto z wielkim trudem zapłaciło kontrybucję.

Wieści o zajęciu Elbląga przez Rosjan były bezpośrednią przyczyną zamachu na adiutanta marszałka Bernadotte’a, którego dokonało trzech mieszkańców okolic Pasłęka - Rogalla z Bielicy, karczmarz z Kopiny i jakiś parobek z papierni w Cieszynie. Napadli oni na furgon marszałka koło karczmy w Kopinie. Po obrabowaniu furgonu i rozbrojeniu rannego adiutanta, tego ostatniego odesłali do sołtysa wsi Robity, Rutkowskiego, by przekazał tak znacznego jeńca Rosjanom w Elblągu.

To właśnie na podwórku tego sołtysa miało znajdować się tajemne wyjście z pasłęckiego zamku. Jednak wojska prusko-rosyjskie do Pasłęka nie wkroczyły, natomiast powróciły francuskie, a marszałek Bernadotte został powiadomiony o zamachu na adiutanta, którego wyleczył wspomniany sołtys Rutkowski.

Dwóch zamachowców pochwycono i rozstrzelano w Pasłęku za kościołem św. Jerzego, trzeciemu udało się uciec.
Po zawartym traktacie w Tylży załoga francuska nadal pozostała w Pasłęku, ale na prawach gości. Podniesiono dyscyplinę wojskową, zakazano rabunków i wyrządzania szkód mieszkańcom. Landrat Jedosch i burmistrz Kirchner pozostali na swych stanowiskach, wykazując troskę o ochronę mieszczan przed żołnierskimi nadużyciami. Wiele pomagał ich poczynaniom fakt, że w mieście kwaterował sam marszałek Bernadotte, który opuszczając Pasłęk podziękował władzom miejskim za współpracę i przekazał Jedoschowi 100 talarów.

W Młynarach Francuzi pojawili się 21 stycznia 1807 r. W domu miejscowego kupca Samuela Zalewskiego stanął gen. Tilli i gen. Luthier. Z miejsca na to małe miasteczko nałożono kontrybucję w wysokości 4000 talarów. 25 stycznia Francuzi musieli opuścić Młynary, w którym pozostawili siedmiu rannych żołnierzy. Mieszkańcy uzbrojeni m.in. w hakownice strażackie, przepędzili tych żołnierzy. Nie spodziewali się jednak, że po dwóch tygodniach generał francuski Tilli ponownie będzie kwaterował w mieście. Sprawa wypędzenia żołnierzy francuskich z miejsca stała się przedmiotem śledztwa. Generał wydał polecenie rozstrzelania burmistrza Senkbeila i rajcę miejskiego Wicherta. Wskutek błagalnych próśb żony i córki kupca S. Zalewskiego, które rzuciły się do nóg generała, obu winę darowano.

W ciągu 10 miesięcy kwaterowania Francuzów w Młynarach miasto poniosło straty w wysokości 117 tys. talarów. Dwukrotnie w zapłaceniu tej wysokiej kontrybucji pomogli władzom miejskim dwaj mieszkańcy miasta – oficerowie w stanie spoczynku mjr von Ehrenberg i mjr von Roggenbucke. 6 stycznia 1813 r. ostatni żołnierz francuski opuścił Młynary.
Miasto było zrujnowane przez kontrybucje, aprowizacje wojska i inne żołnierskie szkody. Oceniono je na ponad 200 tys. talarów. Wiosną 1812 r. zanotowano tu kolejne przemarsze wojsk francuskich udających się na Moskwę. 10 kwietnia 1812 r. wkroczyła do Młynar brygada gen. Fajola, a w ślad za nią przybył do podpasłęckiej Nowej Wsi na kwaterę polski 9. Pułk Ułanów, który stacjonował tu aż do końca maja. Kontyngenty wojskowe były olbrzymie, wkrótce pasłęczanie nie byli w stanie się z nich wywiązać, wówczas żołnierze egzekwowali je siłą. W mieście brakowało chleba i podstawowych artykułów żywnościowych.

W grudniu 1812 r. były już widoczne pierwsze oznaki klęski armii napoleońskiej pod Moskwą – przez miasto i okolice przejeżdżały karoce i sanie z generalicją i wyższymi oficerami, udając się w kierunku Elbląga, Malborka i Gdańska. W styczniu 1813 r. ciągnęły niedobitki Wielkiej Armii, mniejsze i większe grupy żołnierzy, zarośniętych, z odmrożonymi uszami i palcami, którym spokoju nie dawały lotne patrole kozackie. 8 stycznia 1813 r. kozacy byli już w Pasłęku, gdzie dokonali koncentracji i wyruszyli w dalszy pościg za uchodzącymi Francuzami.

Z pobytem wojsk napoleońskich wiąże się kilka legend. Oto jedna z nich:
„Na cmentarzu w Śliwicy (obecnie gm. Rychliki) znajduje się stara, mocno pochylona wierzba. Gdy zimą 1812 r. resztki napoleońskiej „Wielkiej Armii” wracały z Rosji przez Prusy Wschodnie na zachód, mały oddział przybył także do Śliwicy. Tutaj zmarł jeden z dwóch braci: Francuzów, oficerów armii napoleońskiej. W czasie pogrzebu oddział francuski stacjonujący we wsi został nagle zaatakowany przez nieprzyjacielską konnicę i zmuszony do ucieczki. Brat zmarłego stwierdził nagle, że nie oznaczył w żaden sposób grobu. Szybko więc wsadził do ziemi gałązkę wierzby. Z czasem wyrosła tu okazała „płacząca wierzba, okalająca mogiłę”. Sytuację tę sugestywnie przedstawia rycina autorstwa J. Domino wykonana specjalnie dla tej legendy – widać na niej płaczącą wierzbę otulającą żołnierza w bikornie na głowie, a obok wbitą w ziemię szablę …

Inna legenda mówi, że w Zalesiu koło Pomorskiej Wsi w domu leśniczego w 1812 r. pozostał ranny żołnierz francuski. Doglądany przez urodziwą córkę leśniczego dosyć szybko wyzdrowiał. Wyjechał do Francji, ale niebawem wrócił do Zalesia i ożenił się ze swoją opiekunką. Nie robili sobie nic z faktu, iż był to ożenek zawarty między reprezentantami dwóch, niedawno wrogich sobie nacji. Podobno jeszcze przed 1945 r. mieszkali w tej wsi potomkowie z tego związku”.
Lech Słodownik

Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. zator #2249174 | 83.15.*.* 20 maj 2017 13:11

    mam kilkoro znajomych o francuskich nazwiskach - potomkowie żołnierzy Napoleona

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz