Ratował ludziom życie. Teraz ciężko choruje i wegetuje

2017-10-14 08:00:00(ost. akt: 2017-10-16 13:33:42)
Mariusz Ciągadlak

Mariusz Ciągadlak

Autor zdjęcia: Aleksandra Szymańska

Mariusz Ciągadlak był ratownikiem medycznym. Wiele osób zawdzięcza mu zdrowie i życie. Podobno dobro wraca do człowieka. Do pana Mariusza jednak nie powróciło. Mężczyzna ciężko zachorował na serce i teraz wegetuje za 600 zł miesięcznie.
Mariusz Ciągadlak, 40-letni mieszkaniec Tolkmicka, przez wiele lat pracował jako ratownik medyczny.
— Po ukończeniu szkoły wyjechałem do pracy na Śląsk. Myślałem, że jadę na kilka miesięcy, a zostałem tam 10 lat. Byłem ratownikiem medycznym w szpitalu miejskim w Siemianowicach Śląskich. Pyta pani, ilu ludziom w tym czasie uratowałem życie? O tym się nie myśli. Po prostu wykonywałem swoją pracę. Może były to setki osób? Pracowałem na izbie przyjęć wśród zespołu fantastycznych osób — wspomina.

Tak było w „poprzednim” życiu, bo dzisiaj pan Mariusz sam jest poważnie chory na serce, które pracuje z wydolnością podobną jak u 70-latka. Przy życiu utrzymuje go kardiowerter: specjalne urządzenie wszczepione cztery lata temu.

— Pierwsze symptomy choroby pojawiły się przed 2001 r. Wówczas zdiagnozowano u mnie niewielką i niegroźną wadę: zaburzenie przewodnictwa elektryczności w sercu. Miałem 24 lata, nie myślałem o leczeniu, za to myślałem, że przede mną cały świat stoi otworem. Od kiedy pamiętam męczyłem się, ale byłem otyły i przypisywałem te dolegliwości mojej zbyt dużej wadze — opowiada.
Stan zdrowia mężczyzny bardzo się pogorszył w 2012 r. Wówczas już pracował.

— Gdy znosiliśmy pacjenta z mieszkania do karetki, to bardzo się męczyłem, częściej zacząłem się też przeziębiać. W końcu zrobiono mi szczegółowe badania. Te wykazały, że choruję na kardiomiopatię rozstrzeniową. Okazało się, że moje serce pracuje tylko w 35 procentach. „Nagle” miałem serce 70-latka. Do ręki wręczono mi ankietę potencjalnego biorcy serca. Był to dla mnie szok. Dostałem skierowanie do Zabrza, do Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu — mówi mężczyzna.

Po badaniach pana Mariusza zakwalifikowano do wszczepienia kardiowertera. To specjalne urządzenie, które, upraszczając, pomaga sercu pracować. Operacja odbyła się 11 września 2013 r.
— Nigdy tej daty nie zapomnę, bo moje życie bardzo się wówczas zmieniło. Jeśli to urządzenie, by się wyłączyło, to jestem niczym króliczek z reklamy Duracella, odcinają mi prąd i nie ma mnie. Grozi mi nagły zgon sercowy. To oznacza, że mogę się położyć spać i już nie obudzić — wyjaśnia. — Serce się zatrzyma, ale właśnie to urządzenie wykona defibrylację. Będzie mnie ratowało. To bardzo złożona wada serca. Mam potężne zaburzenia rytmu serca, które bije czasem 200 razy na minutę, a u zdrowego człowieka około 80 razy na minutę. Ciśnienie skacze czasem do 210 na 110 — mówi pan Mariusz.

Jego codzienne życie zmieniło się całkowicie. Zwykłe czynności okazały się nie być wcale takimi zwykłymi.
— Mycie głowy, suszenie włosów, prysznic, kąpiel w wannie stwarzają możliwość wyrwania elektrod kardiowertera z mięśnia sercowego. Męczę się nawet przy zakładaniu i sznurowaniu butów: są duszność i kołatanie serce. Poparzyłem się kiedyś, bo lewa ręka jest słabsza i nie utrzyma już kubka z herbatą. Zamiatanie, odkurzanie, mycie okien, czy podłóg, dźwiganie, zakupów, czy opału to dla mnie męczarnie. Przejście 60-70 metrów powoduje zmęczenie, są duszności i piekący ból za mostkiem. Zdarzyło mi się kiedyś, że zemdlałem na ulicy i nikt się nie zainteresował ....— mówi.

Po wszczepieniu kardiowertera otrzymał orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu znacznym do października 2015 r.
— Przy takiej chorobie psychika też siada. Żyję w ciągłym stresie. Zacząłem więc chodzić do psychiatry. Dzięki temu, że miałem orzeczenie o niepełnosprawności w stopniu znacznym i byłem pod kontrolą psychiatry uczestniczyłem w Warsztatach Terapii Zajęciowej w Tolkmicku. One dużo mi dały. Mogłem być wśród ludzi i zobaczyłem bardziej chorych od siebie. Pomyślałem, że może jeszcze nie umieram, może jestem komuś potrzebny? Potem mój stan zdrowia się pogorszył i ponownie otrzymałem orzeczenie o stopniu niepełnosprawności znacznym, ważne do czerwca 2017 r. — opowiada.

W lipcu tego roku Mariusz Ciągadlak ponownie stanął przed komisją Powiatowego Zespołu ds. Orzekania o Niepełnosprawności.
— Komisja mnie uzdrowiła. Odebrała mi znaczny stopień niepełnosprawności i orzekała o umiarkowanym. To pozbawia mnie zasiłku pielęgnacyjnego w wysokości 153 zł. Dla mnie to olbrzymia suma, bo tyle kosztują moje leki. Taką decyzją pozbawiono mnie też zniżek na autobusy PKS — mówi. — Usłyszałem, że człowiek chory nie oznacza niepełnosprawny. Doskonale rozumiem, że są osoby leżące, po udarach, ale ja też wymagam pomocy. Prosto z tej komisji trafiłem na szpitalną izbę przyjęć, tak mi skoczyło ciśnienie. Nie rozumiałem, dlaczego tak potraktowali niepełnosprawnego. Orzeczenie o stopniu znacznym należy mi się, jak psu buda.

Pan Mariusz od tej decyzji odwołał się do Wojewódzkiego Zespołu do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności.
— Inni lekarze, ta sama parodia. Nie oglądano moich dokumentów od kardiologa, bo usłyszałem, że „się nie znamy”. Przeglądali dokumenty, mierzyli ciśnienie, to znaczy próbowali, bo ciśnieniomierz był popsuty. Dokumentację wysyłali do kardiologa na konsultację. Moim zdaniem, to na tej komisji powinien być kardiolog. I co? I podtrzymano stopień niepełnosprawności umiarkowany. Ale dano mi dodatkowego kopa w dupę: odebrano mi kartę parkingową. Ja nie mam prawa jazdy, nie korzystałem z tego, ale ktoś, kto mnie wozi mógłby skorzystać. Cofnięto mi też uczestnictwo w warsztatach i zniżkę na komunikację miejską. Została mi tylko linka, by się powiesić — mówi pan Mariusz.

To nie był jednak koniec złych wiadomości. Mężczyzna miał orzeczenie z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o całkowitej niezdolności do pracy, ważne do 30 września 2017 r.
— Kończyła mi się renta. Na komisji ZUS w Elblągu ponownie dostałem orzeczenie o całkowitej niezdolności do pracy. Ale za jakiś czas dostałem wezwanie na komisję ZUS do Gdańska. Ciśnieniomierz znów nie działał... Później pocztą doręczono mi decyzję o tym, że jestem niezdolny do pracy częściowo. To oznaczało też niższą rentę, czyli tylko około 600 zł... — wspomina.

Życie za tak niewielką kwotę dla schorowanego mężczyzny nie jest łatwe. Radzi sobie między innymi dzięki pomocy przyjaciół.
— Na leki łącznie wydaję około 150 zł, ale czasem 300 zł. Na antybiotyki czasem 30-40 zł. Biorę też sporo innych leków wspierających odporność. Mam też przepuklinę na kręgosłupie, pamiątka po transportowaniu pacjentów. A gdzie pieniądze na mieszkanie, jedzenie, ubranie? Teraz mieszkam u przyjaciół — przyznaje i dodaje. — Jestem im bardzo wdzięczny za pomoc.

Poszedłem do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tolkmicku. Pieniędzy nie mają, ale dostałem dary z Banku Żywności. To pomaga mi funkcjonować. Nigdy dotąd z takiej pomocy nie korzystałem. Będę starał się też o obiady z GOPS. No cóż: jestem za stary żeby zostać kur.... Bo jaką pracę mogę wykonywać z tą chorobą? Oddaję dokumenty do sądu. Nie zostawię tego tak — mówi pan Mariusz.

Były ratownik medyczny, który przez lata niósł pomoc innym, jest bardzo rozgoryczony. — Taka decyzja ZUS, to świadoma forma eutanazji — kończy.
O komentarz poprosiliśmy Powiatowy Zespoł do Spraw Orzekania o Niepełnosprawności. Na odpowiedź czekamy.

Monika Górecka, regionalny rzecznik Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w woj. warmińsko-mazurskim
— Zgodnie z obowiązującymi przepisami całkowicie niezdolną do pracy jest osoba, która utraciła zdolność do wykonywania jakiejkolwiek pracy. Częściowo niezdolną do pracy jest osoba, która w znacznym stopniu utraciła zdolność do pracy zgodnej z poziomem posiadanych kwalifikacji. Orzeczenie Lekarza Orzecznika zostało zmienione przez Komisję Lekarską na skutek zgłoszonego zarzutu wadliwości, ponieważ przedstawiona przez pana Ciągadlaka dokumentacja medyczna i wyniki badań wskazywały na poprawę stanu zdrowia.

Anna Dawid

Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. 600zł kpina #2350895 | 5.80.*.* 14 paź 2017 21:52

    Wiem jak to jest, odkurzanie, sprzątanie, umycie głowy to wyzwanie, podbiegnięcie do autobusu to zawroty i nudności, wejscie po schodach nudności na górze, szalone tętno, pomarańczowe plamy przed oczami, strach człowieka oblatuje, starasz się stać blisko ludzi w razie upadku zadzwonią po karetkę.

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  2. Maggie #2350405 | 31.0.*.* 14 paź 2017 09:19

    ZUS kaźdego uzdrowić potrafi, nawet jak z głową pod pachą na komisji by się stanęło, to ręce przecież zdrowe! Panie Mariuszu, proszę nie składać broni i walczyć, trzymam za Pana kciuki i życzę dużo zdrówka!

    Ocena komentarza: warty uwagi (9) odpowiedz na ten komentarz