Bezdzietne lambadziary są szczęśliwe

2019-09-23 07:00:59(ost. akt: 2019-09-22 19:59:10)
Edyta Broda

Edyta Broda

Autor zdjęcia: Luiza Różycka

To rozmowa niezwykła. Ważna i dla kobiet, i dla mężczyzn. Decyzja: nie chcę mieć dzieci - jest w przypadku naszej rozmówczyni dogłębnie przemyślana, bo i temat jest niezwykle ważny dla każdego z nas. Przeczytajcie ten wywiad i nie oceniajcie. Potraktujcie to jako pretekst do refleksji i zastanowienia się nad tym, jak bardzo się różnimy i jak różne mamy motywacje. Zapraszam do lektury. Naprawdę warto...
Odważnie mówi, że nie chce mieć dzieci. Stworzyła w internecie przestrzeń dla tych, którzy myślą podobnie. Niedawno wydała książkę „Szczerze o życiu bez dzieci”.

Z Edytą Brodą, blogerką i redaktorką, rozmawia Aleksandra Tchórzewska

— W Olsztynie powstała knajpa, do której dzieci nie mają wstępu. Dobry pomysł?
— Myślę, że tak. Różnicowanie przestrzeni to obiecujący trend. Pod warunkiem oczywiście, że rodzice z dziećmi również mają gdzie wyjść. Na szczęście takich restauracji czy kawiarni dla rodziców z dziećmi jest bardzo dużo.
Z drugiej strony czuję społeczną potrzebę istnienia miejsc, w których ludzie dorośli mogliby pobyć w dorosłym gronie. Gdzie nie musieliby się martwić o to, że są dzieci, że trzeba na nie uważać, ale także uważać na to, co się mówi i jak się zachowuje. Ta potrzeba wynika stąd, że dzieci zawładnęły przestrzenią publiczną. Kiedyś ta przestrzeń należała do ludzi dorosłych, dzieci były na placach zabaw, na stołówkach, w barach mlecznych. Do kawiarni, restauracji, na koncerty, do klubów czy do stref wypoczynkowych dzieci się nie zabierało. Teraz są wszędzie.
To dobrze: dzięki temu mają szansę na socjalizację, a rodzice mają szansę wyjść z domu. Marzą mi się lokale dla osób dorosłych, które jednak nie obwieszczają, kogo nie wpuszczają, informują za to, kogo zapraszają, na przykład dorosłych, rodziny z dziećmi, seniorów, miłośników kotów itd. „Zapraszamy”, a nie „nie wpuszczamy”, „nie wolno,” „stop”. Gdybyśmy nauczyli się w przyjazny sposób tę przestrzeń różnicować, nie byłoby problemu. W dyskusjach o strefach przyjaznych dorosłym nie chodzi o dyskryminację, ale o pewną specjalizację.

— W pani książce „Szczerze o życiu bez dzieci” padają takie słowa: „Przez całe stulecia ludzie dorośli mieli swoje miejsca, swoje sprawy, swoje rozrywki i swój język i nagle dzieciocentryczna współczesność nam to odebrała”. Dzieciocentryczność jest negatywnym zjawiskiem?
— Takiego pytania jeszcze nikt nigdy mi nie zadał (śmiech). Nie wiem, bo ja się dziećmi nie zajmuję. Ja dzieciocentryczność po prostu zauważam. Wydaje mi się, że im mniej ludzie mają dzieci, tym stają się one dla nich cenniejsze. Dzieciocentryzm bierze się także z naszego współczesnego indywidualizmu. Sami dla siebie jesteśmy ważni, więc i dzieci są dla nas bardzo cenne. To dobrze, choć dla osób postronnych bywa to niekiedy męczące. Choćby wtedy, gdy rodzice w miejscach publicznych pozwalają dzieciom na wszystko, również na zakłócanie spokoju innym. Bo samopoczucie dziecka jest najważniejsze.
Myślę też, że nadmierne koncentrowanie się na dzieciach może być dla nich na dłuższą metę krzywdzące. Ciężko im będzie w przyszłości stawić czoła światu, dla którego wcale nie będą najważniejsze.

— Od czego bezdzietni chcą odpoczywać?
— Dyskusja dotycząca miejsc wolnych od dzieci nie toczy się między dzietnymi i bezdzietnymi. Rodzice występują po obu stronach sporu. Myślę, że rodzicom takie miejsca są bardzo potrzebne, nie tylko restauracje, ale też agroturystyka, SPA, pensjonaty itd. To oni głównie chcą odpoczywać od dzieci, wyskoczyć gdzieś, gdzie ich nie ma. Ja nie muszę szukać ciszy i spokoju, bo mam je na co dzień. Inna sprawa, że odwykłam od hałasu, bardzo mnie męczy. Dlatego też szukam kameralnych miejsc, gdzie nie ma zbyt wielu dzieci.

— Niektórzy mówią, że dzieci to ich sens życia, że bez nich ich życie byłoby puste. Pani piętnuje ten pogląd. Dlaczego?
— Krytykuję go, bo to aroganckie i nieuprawnione odbieranie sensu mojemu życiu. Ja nie odczuwam żadnych braków, również braku sensu.

— Tak, ale to jest ich sens życia. Tych ludzi. Może pani Kasia czy pani Basia nie mają rzeczywiście innego sensu. To źle?
— Moją książką i całym swoim pisaniem chcę pokazać, że każdy ma prawo do własnych wyborów. Każdy na własną rękę powinien szukać sensu życia. Ja go rodzicom nie odbieram! Przeciwstawiam się jedynie próbom wymuszania na mnie macierzyństwa, choćby poprzez takie niemądre teksty. Jest mnóstwo innych powodów do życia niż dzieci.

— W Polsce to, że ktoś nie ma dzieci, nadal dziwi. Jak pani myśli, co musi się stać, żeby to się zmieniło?
— Myślę, że to już się powoli zmienia. Dostrzegam rozmaite zwiastuny. Po pierwsze, temat ten coraz częściej gości w mediach, a dzięki temu jest oswajany społecznie. Kiedyś, wiele lat temu, w artykułach naukowych czy tych w prasie popularnej bezdzietność była przedstawiana jako coś podejrzanego, jako problem społeczny lub źle widziane odstępstwo od normy. Opinia publiczna zdecydowanie piętnowała wybór bezdzietności, traktowała go jako fanaberię. Od jakiegoś czasu to się zmienia. Kiedy dziś media ze mną rozmawiają, robią to w bardzo afirmatywny sposób. W tej chwili obserwuję raczej hejt na matki niż na kobiety bezdzietne.

— Madki?
— Właśnie, w internecie są same „madki”. To takie poręczne słowo, którym można przywalić kobiecie po łbie. Aż mi ciarki chodzą po plecach, gdy słyszę to koszmarne słowo. A z drugiej strony, nie ma popularnego określenia, które by kumulowało tyle negatywnych emocji wobec bezdzietnych. Kiedyś próbowano ukuć słowo „dziecionieroby”, ale ono się nie przyjęło. Jest oczywiście „bezdzietna lambadziara”, ale to wyrażenie ma bardzo pozytywny wydźwięk. Kobiety, które nie chcą mieć dzieci, pewne swego wyboru, zadowolone z życia, wzięły je sobie na sztandar. To jakiś znak czasów.

— Słowo „bezdzietna” też jest niefortunne, bo oznacza brak. Że ktoś jest bez czegoś, bez dzieci. Zresztą o tym mówi pani w swojej książce.
— Tak, dlatego młode osoby wolą mówić o sobie „bezdzietne lambadziary”. Uciekają od tego piętnującego braku w słowie „bezdzietność”.

— Jest pani autorką popularnego bloga bezdzietnik.pl, teraz poszła pani o krok dalej, wydając książkę „Szczerze o życiu bez dzieci”. Zastanawiam się, do kogo blog i książka są adresowane? Do dzieciatych, żeby zobaczyli inny punkt widzenia, czy do bezdzietnych, żeby zrozumieli, że wszystko jest z nimi w porządku?
– Zdecydowanie do osób bezdzietnych, wahających się, szukających swojej drogi. Rodzice do mnie oczywiście też zaglądają, ale nie wiem, czy się u mnie dobrze czują. Mają inne doświadczenia i inny ogląd rzeczywistości niż bezdzietni, więc toczymy czasem trudne dyskusje. To naturalne. Mamy inne potrzeby, inny punkt widzenia. Bardzo dbam jednak o to, żeby na „Bezdzietniku” nie obrażano i nie hejtowano rodziców. Zależy mi na promowaniu postawy wzajemnego szacunku. Poza tym jestem feministką, więc nie chciałabym, żeby kobiety dzieliły się na matki i nie-matki, marzy mi się kobieca solidarność ponad prokreacyjnymi wyborami. Najczęściej jednak zaglądają do mnie kobiety, które jeszcze nie wiedzą, czy chcą mieć dzieci albo są bezdzietne i doświadczają rozmaitych nacisków, a na „Bezdzietniku” nie muszą czuć się jak dziwadła. Jest mnóstwo forów paretingowych, gdzie matki znajdują oparcie, ale nie było przestrzeni dla bezdzietnych. Teraz już jest.

— Przed laty aktorka Anna Mucha powiedziała: „Małe dzieci ślinią się i śmierdzą”. Ale od dawna jest szczęśliwą mamą. Może dzieciaci myślą, że bezdzietnym też się tak odmieni?
— Rzeczywiście, tak bywa. Kobiety zmieniają się wewnętrznie, zmieniają się także okoliczności ich życia. I czasami, nawet jeśli nie chciały dzieci, odkrywają w sobie tęsknotę za nimi. Ale są też kobiety, które nigdy nie zmienią zdania. I temu też służy Bezdzietnik — pokazać, że tak bywa. Ja dobiegam 50 i nie zmieniłam zdania. Piszą na moim blogu 60- czy 70-latki, które też nie zmieniły zdania i dziś podjęłyby taką samą decyzję jak te 20-30 lat temu. Chciałabym, żeby społeczeństwo to dostrzegło i zaakceptowało.

— W książce pisze pani „Mogłam być matką, ale nie chciałam, bo szczęście nigdy nie kojarzyło mi się z dziećmi”. Jaka jest więc pani definicja szczęścia?
— Nieoszałamiająca (śmiech). Wydaje się, że jak ktoś nie ma dzieci, to powinien zdobyć świat albo robić coś absolutnie wyjątkowego. Moje szczęście jest malutkie. Lubię spokój. Ale przede wszystkim potrzebuję kogoś do kochania. Jest coraz więcej kobiet, które nie chcą wiązać się na stałe. Natomiast dla mnie było ważne, żeby mieć partnera, z którym będę doświadczać wszystkich odcieni miłości: od pożądania przez przyjaźń. To mi się udało.
Życie zawodowe także, bo zawsze marzyłam o tym, żeby pracować w redakcji, i od 20 lat to robię. Poza tym lubię wyzwania, zwłaszcza takie, które wymagają ode mnie kreatywności, lubię kontakt z naturą i to, że nic mnie nie goni. Nie czuję przymusu zarabiania oszałamiających pieniędzy ani robienia zawrotnej kariery. Mieszkam w lesie z mężem i zwierzakami, czytam, piszę, dzięki blogowi prowadzę bogate życie towarzyskie. To jest moje szczęście.

— Który tekst wypowiedziany wobec bezdzietnych jest najbardziej przez panią znienawidzony: „będziesz żałować”, „na pewno ci się odmieni”, „kto ci poda szklankę wody na starość”?
— Te, które z jednej strony odmawiają mi kobiecości, a z drugiej — zdolności do kochania. Zdarza mi się słyszeć, że jeśli nie mam dzieci, to brakuje mi w życiu miłości albo nie wiem, czym jest prawdziwa miłość. To mnie chyba najbardziej irytuje — że bezpodstawnie odmawia mi się zdolności do kochania. Ale nie biorę tego do siebie — to cudowna zaleta dojrzałości: nieprzejmowanie się głupstwami.

Edyta Broda




Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. koncik #2799879 | 37.47.*.* 5 paź 2019 12:23

    Bezdzietne z wyboru czzy nikt och nie chciał.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. HYDRAULIK #2797944 | 88.156.*.* 1 paź 2019 07:17

    KOBIETY DZIECI TO PRZYSZŁOSC DANEGO NARODU POLSKI I SPENIENIEM OBOWIAZKU MEZCZYZNY I KOBIETY

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-5) odpowiedz na ten komentarz