Ku pamięci zakatowanym dzieciom, czyli obietnica, że świat o Was nie zapomni
2022-11-01 17:03:00(ost. akt: 2022-11-01 18:10:31)
Miała 12 lat, gdy w wiadomościach zobaczyła dwóch mężczyzn, którzy wrzucają worek do rzeki. Potem na ekranie telewizora wyświetliła się twarz Michałka, a lektor powiedział, że chłopczyk krzyczał do swojego mordercy: „Tatusiu, ratuj!”. To nie będzie wesoła opowieść.
Zaczęło się od Oskarka
Smutek? To zdecydowanie zbyt mało, by określić uczucie ogarniające ludzi, którzy dowiadują się o losach Oskarka. Tą historią żyła cała Polska. Jednak są osoby, które o tragicznym życiu i bolesnej śmierci 4-letniego chłopczyka dowiadują się dopiero po latach. Oskarek był katowany, głodzony i poniewierany przez własną matkę i jej konkubenta. Zmarł 2 marca 2006 roku po długiej i samotnej agonii.
— Zamykałam oczy i widziałam tę twarz. Rano, w ciągu dnia i wieczorem — przez cały czas myślałam tylko o nim. Te niebieskie oczy, które nie dają o sobie zapomnieć — mówi jedna z osób, która poznała okrutny los chłopczyka.
Reaguje tak prawie każdy, kto o nim przeczyta. Nie inaczej było z panią Ewą, którą los Oskarka dotknął tak głęboko, że postanowiła działać, uczcić jego pamięć i pamięć innych niewinnych aniołków, które straciły swoje życie z rąk najbliższych. Tak powstała grupa „Ku pamięci zakatowanym dzieciom”. Oskarek jest jej patronem.
— Grupę założyłam w 2018 roku, niedługo po tym, jak poznałam historię Oskarka. Chciałam przekuć żal, ból i bezsilność w coś wartościowego, wierząc jednocześnie, że dzięki temu nie tylko groby dzieci będą regularnie odwiedzane, ale i ludzie zaczną być bardziej świadomi i przeciwni przemocy — będą bezwzględnie się jej przeciwstawiać i reagować — przekazuje Ewa Stawska, założycielka grupy „Ku pamięci zakatowanym dzieciom”.
— Grupę założyłam w 2018 roku, niedługo po tym, jak poznałam historię Oskarka. Chciałam przekuć żal, ból i bezsilność w coś wartościowego, wierząc jednocześnie, że dzięki temu nie tylko groby dzieci będą regularnie odwiedzane, ale i ludzie zaczną być bardziej świadomi i przeciwni przemocy — będą bezwzględnie się jej przeciwstawiać i reagować — przekazuje Ewa Stawska, założycielka grupy „Ku pamięci zakatowanym dzieciom”.
Pani Ewa ma 39 lat, ma dwójkę dzieci. Od lat mieszka za granicą. Z wykształcenia jest administratywistką, skończyła Wydział Prawa, Administracji i Ekonomii we Wrocławiu. W Wielkiej Brytanii prowadzi działalność gospodarczą. Nie przeszkadza jej to jednak w tym, by bardzo czynnie prowadzić grupę poświęconą zakatowanym aniołkom.
Lista jest długa
Oskarek z Piotrkowa Trybunalskiego, Tomuś z Kwidzyna, Bartuś z Kamiennej Góry, Szymuś z Będzina, Blanka z Olecka, Szymuś z Elbląga, Danielek z Warszawy, Marcelek z Chodzieży, Gabryś z Morąga, Michałek z Warszawy… Lista jest długa i niestety cały czas się powiększa.
To dzieci głodzone, bite, maltretowane, gwałcone — często tak jak Oskarek konały w długich męczarniach. Ginęły często z rąk swoich najbliższych — osób, które bezgraniczne kochały i które były dla nich cały światem w ich krótkim i bolesnym dziecięcym życiu.
Grupa założona przez panią Ewę zrzesza już ponad siedem tysięcy członków i nie działa tylko w intrenecie. Organizuje również zbiórki pieniężne, które przeznaczane są na opiekę nad grobami. Czczone są każde urodziny, osiemnastki, daty śmierci, święta, Dzień Dziecka i Mikołajki. Pod regularną opieką grupy jest około 20 małych nagrobków.
— Miejsca pochówku tych dzieci były często zaniedbane, albo nie było ich praktycznie wcale — przekazuje pani Ewa.
Założycielka grupy samodzielnie postawiła nagrobek Oskarkowi, a później z pomocą społeczności udało jej się zadbać o to, by pomniki stanęły w siedmiu kolejnych miejscach pochówku zakatowanych dzieci.
— Dzięki grupie nagrobki mają: Oskarek z Piotrkowa Trybunalskiego, Bartuś z Kamiennej Góry, Jaś (chłopiec NN z Nowej Soli), Adaś z Wrocławia (znany jako „Chłopiec z Muchoboru”), Fabianek z Piotrkowa Trybunalskiego, Jędruś ze Starogardu Gdańskiego (imię nadane przez nas), Marcelek z Chodzieży... — wylicza pani Ewa.
I zdradza: — Przed nami ósma inicjatywa związana z postawieniem nagrobka. Niestety nie mogę podać szczegółów, ponieważ wszystko jest jeszcze nieoficjalne.
Grupa podjęła również działania mające na celu zmianę napisu widniejącego na nagrobku Szymonka znanego jako „Chłopczyk z Będzina”. Niestety pojawiły się problemy związane z dysponentami grobu, którymi są prawdopodobnie jego rodzice. Inicjatywą społeczności było nadanie bezimiennemu grobowi tożsamość zabitego chłopca. Na nagrobku umieszczono bowiem tylko napis: „Chłopczyk. Żył około 2 lat”.
— U Szymka jest dziwna sprawa. W czasie kiedy staraliśmy się załatwić tablicę kamienną z nowymi danymi, ktoś postawił tymczasową, która jest teraz — przekazuje Ewa Stawska.
Nie tylko dla tych, które odeszły
Opieka nad maleńkimi grobami i pielęgnowanie pamięci o bezbronnych ofiarach to nie wszystkie inicjatywy grupy. Społeczność stara się na bieżąco reagować na każdy sygnał związany z przemocą wobec dzieci. O wielu sprawach dzięki jej działaniom dowiedziały się odpowiednie organy państwowe. Wielokrotnie do grupy zgłaszały się też osoby, które były świadkami krzywdy wobec dzieci i dzięki tym informacjom podejmowano interwencje.
Pani Ewa podejmuje też inicjatywy prawne związane z tym, aby skazani mordercy zbyt wcześnie nie wyszli na wolność. Tak było na przykład w sprawie osadzonych katów Oskarka: — Wspólnie z adwokatem napisaliśmy wnioski o nieudzielenie im zwolnień warunkowych. Jednak wszystko zależy od sądów penitencjarnych. Uważam, że trzeba próbować każdej dostępnej możliwości, aby im utrudnić wyjście na wolność — informuje.
Nasza rozmówczyni pomimo aktywnych działań na rzecz bestialsko zakatowanych dzieci w Polsce działa też czynnie w swoim obecnym miejscu zamieszkania.
— W Wielkiej Brytanii też wydarzyło się wiele tragedii z udziałem dzieci, o których niejednokrotnie informowaliśmy. Należę do kilku inicjatyw poświęconych tym dzieciom w UK — zdradza.
I opowiada: — Zawsze, gdy mogę, staram się zebrać informacje, zrobić research, aby pomóc policji w śledztwie. Tak było np. w przypadku zamordowanego w Huddersfield Sebastiana. Czasem policji może nie być tak łatwo dotrzeć do wielu faktów czy informacji, czy to ze względu na barierę językową, czy też ze względu na problem z dotarciem do świadków lub ich niechęcią do pomocy. Staramy się działać wielotorowo — coś robić i pomagać tam, gdzie możemy.
— Wierzymy głęboko, że nagłaśnianie tych tragedii ma sens i może przyczynić się do jakichś zmian — przede wszystkim uważamy, że dzięki takim działaniom społeczeństwo wreszcie otworzy oczy. I jeśli dzięki temu uda się uratować choć jedno dziecięce życie — to jest to już dla nas ogromny sukces — tłumaczy pani Ewa.
Nasza rozmówczyni doskonale wie, że są to bardzo trudne i bolesne tematy i ciężko normalnemu człowiekowi stawić im czoła. Jednocześnie wychodzi z założenia, że odwracanie wzroku nie spowoduje, że problem zniknie. I właśnie dlatego pani Ewa i społeczność jej grupy chcą o tych dramatach mówić, wierząc, że dzięki temu świadomość ludzka wzrośnie i że następnym razem ktoś w porę zareaguje.
Łączy ich nadzieja
Opieka nad grobami, świętowanie urodzin, pamiętanie o rocznicach śmierci i poznanie w pełni historii aniołków daje ogromne ukojenie osobom, które przeżywają głęboko w sobie tragedie tych dzieci.
— Miałam 12 lat, gdy w telewizyjnych wiadomościach zobaczyłam dwóch mężczyzn, którzy wrzucają worek do rzeki, inscenizując, jak wyglądało wrzucenie do wody małego chłopczyka. A potem na ekranie telewizora wyświetliła się twarz słodkiego Michałka i padły słowa lektora, który przekazał, że chłopczyk krzyczał do swojego mordercy „Tatusiu, ratuj!”. Minęło już tyle lat od tego zdarzenia, a ja swoje uczucia ciągle nosiłam gdzieś w środku. Dopiero ta grupa dała mi ukojenie. Dzięki niej znalazłam miejsce zbrodni, mogłam zapalić znicz. Michałku — nigdy o tobie nie zapomnę — przekazuje jedna z członkiń grupy.
— Chcemy, żeby te dzieci, choć po śmierci doświadczyły ciepła ludzkich serc i miłości, bo bardzo wielu ludzi je pokochało. W przyszłości zależy nam na przekształceniu grupy w stowarzyszenie — dodaje na zakończenie pani Ewa.
— Kiedy zamykam oczy, widzę martwego Oskarka leżącego na łóżeczku, w jego oczach widać cały ból, który to małe serduszko musiało znieść. Muszę wierzyć, że jest druga strona życia, w której jest teraz dusza Oskarka wolna od bólu i cierpienia — tak internauci komentują tragiczną historię małego chłopca.
Ta nadzieja łączy wszystkich, którzy czczą jego pamięć. Oskarek stał się symbolem dziecka niekochanego za życia, a tak bardzo obdarzonego miłością po śmierci. Jego historia dotyka głęboko i udowadnia, że o małych aniołkach nie da się zapomnieć.
Ewelina Gulińska
Ewelina Gulińska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez