Sylwia Kubik promuje w swoich książkach Powiśle i Żuławy. Pisze o zwykłych ludziach

2022-12-17 12:00:00(ost. akt: 2023-06-09 08:44:24)
Sylwia Kubik nie tylko pisze książki, ale również jest nauczycielką i działa jako radna powiatu sztumskiego. Ponadto aktywnie promuje Powiśle i Żuławy, za co została kilkukrotnie nagrodzona

Sylwia Kubik nie tylko pisze książki, ale również jest nauczycielką i działa jako radna powiatu sztumskiego. Ponadto aktywnie promuje Powiśle i Żuławy, za co została kilkukrotnie nagrodzona

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

– Zwykle skupiamy się na tym, co jest doniosłe – na wielkich bohaterskich czynach. A ja w mojej powieści napisałam o zwykłych, prostych ludziach – cichych bohaterach, którzy codziennością walczyli o przetrwanie – tak swoją najnowszą powieść „Pod obcym niebem”, która ukazała się 12 października, zapowiada Sylwia Kubik – pisarka z Powiśla.
Jeśli się w coś angażuje, robi to całym sercem. Sylwia Kubik nie tylko pisze książki, ale również jest nauczycielką i działa jako radna powiatu sztumskiego. Ponadto aktywnie promuje Powiśle i Żuławy, za co została kilkukrotnie nagrodzona. Ma na swoim koncie już dziesięć książek osadzonych w wiejskich klimatach – a nawet więcej, bo nie wszystkie się jeszcze ukazały. Co ciekawego kryją w sobie Powiśle i Żuławy? Dlaczego warto przeczytać książki Sylwii Kubik? O tym wszystkim dowiecie się w dzisiejszej rozmowie.

– Akcja większości pani powieści toczy się zarówno na Żuławach, jak i Powiślu. Dlaczego akurat taka tematyka?
– Mieszkam w małej powiślańskiej wsi od urodzenia. Mój tata pochodzi z Żuław, mama z Powiśla, więc ten teren od najmłodszych lat był zakorzeniony w moim sercu i w mojej pamięci. I w związku z tym, że bardzo mi się podobają te tereny, ich historia, architektura i krajobrazy, to postanowiłam, że będę promowała Powiśle i Żuławy w swoich utworach. To są naprawdę ciekawe miejsca do osadzania akcji powieści.

– Pani w swoich powieściach przeplata wydarzenia historyczne ze współczesnością. Za aktywne promowanie regionu otrzymała pani nagrodę Osobowość Roku 2019 i 2020. Skąd pani czerpie wiedzę historyczną o tych regionach? Widać, że przy pracy nad swoimi powieściami pani robi rzetelny research.
– To może dopowiem, że dostałam również Stypendium Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego – stypendium kulturalne. A niedawno przyszedł kolejny tytuł – Ambasadorka Kultury Pomorza 2022. Więc praktycznie każdego roku moja praca jest doceniana.
Jak zbieram materiały? Przede wszystkim jeżdżę do miejsc, w których chcę osadzać akcję, żeby ją realnie pokazać. Dotykam drzew, chłonę zapachy związane z danym miejscem, patrzę, jakie są krajobrazy, widoki, co czuć w tych miejscach, jaka jest energia – czyli takie wizualne i niewizualne bodźce, które później przenoszę do powieści. Materiały źródłowe czerpię przede wszystkim z opracowań naukowych, z książek historycznych – tutaj jest bardzo wielu historyków, którzy zajmują się historią regionu. Czerpię również wiedzę z opracowań instytutów naukowych, na przykład dotyczących tego, jak wyglądała gospodarka w latach 30., 40. czy 50. Są też bardzo ciekawe opracowania publikowane na stronach ministerialnych, więc można je sobie wygooglować i przeczytać to, co jest interesujące. No i oczywiście rozmowy z mieszkańcami – ich wspomnienia, wrażenia, jakieś anegdotki rodzinne, ciekawostki… To wszystko mieszam w tyglu emocji, historii oraz zdarzeń i z tego tworzę powieść.

– Z racji tego, że są to jednak powieści obyczajowe, to ile w nich pani umieszcza prawdziwych wydarzeń, a ile wymyślonych?
– Tło historyczne jest budowane na materiałach źródłowych. Więc jest ono realne, prawdziwe, potwierdzone różnymi opracowaniami historycznymi. Wydarzenia współczesne oczywiście wymyślam, chociaż wiadomo – jakieś bodźce z zewnątrz inspirują. Ale historie bohaterów, to co się tam dzieje – to wszystko jest fikcja. Prawdą jest tło historyczne – zwyczaje, krajobrazy, kuchnia, architektura.
Akcja moich powieści jest fikcyjna – oprócz jednej, czyli mojej najnowszej książki „Pod obcym niebem”. Jest to powieść historyczna, całkowicie oparta na faktach. Jest tam prawdziwe tło, prawdziwa historia i prawdziwi ludzie. Więc 99% tej powieści to jest prawda, która się wydarzyła. Książka opowiada o historii moich dziadków, którzy poznali się na robotach u Bauera, na które wyjechali w czasie wojny. Pokazuję tutaj prawdziwe, realne życie w Stawiszynie, czyli w najmniejszym miasteczku w Polsce, w Osinkach – wsi w lubelskim, i później to życie u Bauera. Więc spośród moich dziesięciu wydanych powieści ta jedna jest całkowicie oparta na faktach.

– Jeśli chodzi o książkę „Pod obcym niebem”, to miała ona swoją premierę 12 października. Z jakimi reakcjami czytelników na tę powieść pani się spotkała do tej pory?
– Czytelnicy bardzo ciepło przyjęli tę powieść i ona ich zainspirowała do tego, żeby zaczęli szukać własnych korzeni. Pojawiły się pytania: a skąd my pochodzimy? Jaka jest nasza historia? W jaki sposób znaleźliśmy się tutaj, gdzie jesteśmy? Czym się zajmowali nasi pradziadkowie, dziadkowie? Bo póki jesteśmy młodzi, to tak naprawdę nas nie interesuje. Ja też, kiedy byłam młoda – no, młodsza niż teraz – to nie chciałam słuchać opowieści dziadków, bo mnie nudziły. No cóż, do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć. I gdy już do nich dorosłam, to niestety dziadkowie już nie żyli, więc miałam utrudnione zadanie i po rodzinie musiałam szukać tych wspomnień, zapisków, jakichś anegdot. O tym też mówię w książce, ale i w swoich mediach społecznościowych. Gdzieś dociera do czytelników, że może faktycznie jest ten ostatni moment, żeby podrążyć historię rodziny, żeby móc przekazać kolejnym pokoleniom, skąd właściwie się wywodzimy i jaka jest nasza historia.
Dostaję bardzo pozytywne opinie, ale i powieść dobrze się przyjęła, bo co prawda jest ona o moich dziadkach, ale tak naprawdę może być historią dziadków tutaj wszystkich z okolicy – milionów Polaków, którzy żyli w czasie wojny, tysięcy Polaków, którzy wyjechali w młodym wieku na roboty do Niemiec, do Bauera. O tym rzadko się mówi, bo skupiamy się na tym, co jest takie doniosłe – czyli np. Powstanie Warszawskie czy walka w obozach, wojna, walki bitewne, innymi słowy takie bohaterskie, wielkie czyny. A ja w mojej powieści napisałam o zwykłych, prostych ludziach. O ludziach mieszkających w małym miasteczku lub na wsi, którzy borykają się z biedą, głodem, chłodem, ze strachem, co dalej. I tuż po tym, gdy była pierwsza wojna światowa, odzyskaliśmy niepodległość, to kryzys się ledwo skończył, a zaczęła się druga wojna światowa. Więc jest bardzo biednie, ciężko jest im żyć, i do tego wszystkiego jeszcze przychodzą Niemcy plus z boku Rosjanie – i trzeba jakoś poukładać tę codzienność. Więc ja się skupiam na tych ludziach – cichych bohaterach – którzy tą codziennością walczyli o przetrwanie. O bohaterach, sławnych Polakach, już dużo napisano. A przecież tak naprawdę wojnę tworzyli ci zwykli ludzie, te miliony chłopów, małomiasteczkowych robotników, którzy tak naprawdę nie mieli co jeść i to był ich problem – nie wojna, nie to, że zginą, tylko że nie mają czym dzieci nakarmić.

– Co panią najbardziej urzeka na Żuławach i Powiślu, jakie miejsca są pani szczególnie bliskie oraz co poleca pani zobaczyć?
– Powiśle i Żuławy to przede wszystkim piękne regiony Polski, które bardzo się od siebie różnią. Żuławy, proszę sobie wyobrazić, to całkowicie płaski teren, przetykany meandrami wodnymi – mamy kanały, rzeki, rowy, wzdłuż których rosną wierzby, i właściwie na wiele, wiele kilometrów wszystko widać, bo jest tak płasko. Powiśle jest już trochę inne, bo mamy pagórki, jeziora, lasy. Te obszary graniczą ze sobą i Żuławy trochę wchodzą w Powiśle, ale są już jednak od siebie różne.
Co bym poleciła zobaczyć? Na pewno pałac rodziny Sierakowskich w Waplewie Wielkim. Zamku w Malborku, zamku w Sztumie nie trzeba polecać, bo każdy wie, gdzie to jest, ale pałac w Waplewie Wielkim naprawdę warto obejrzeć, gdyż jest piękny, wyremontowany, znajduje się tam świetny zespół parkowy. Trwa również remont budynków gospodarczych. Na Żuławach polecam obejrzeć wiatrak i drewniany kościółek w Palczewie. Warto również przejść się przez Boręty, przez wieś Drewnica – może nie stricte do zwiedzania, bo oczywiście jest tam wiatrak Koźlak, są domy zabytkowe – ale po to, by poczuć klimat żuławskiej wsi. Polecam także gospodę Mały Holender w Żelichowie – ona jest umiejscowiona w domu podcieniowym i serwuje tradycyjną kuchnię żuławską. Warto tam zajrzeć, zobaczyć, posmakować i posiedzieć trochę w podcieniu. A w Marynowach jest fantastyczny dom pani Jadwigi – tam można wynająć sobie pokój, zamieszkać 2-3 dni i poczuć klimat domu podcieniowego. On jest normalnie użytkowy – w podcieniu są stoły, krzesła, kanapa. Można urządzić imprezę, poczytać książkę, pokontemplować. Więc to są takie perełki, które warto odwiedzić.

– Pani ukończyła filologię polską w Instytucie Pedagogiczno-Językowym dawnego PWSZ w Elblągu, więc to miasto również nie jest pani obce. Jak pani wspomina okres studiów i pobyt w Elblągu?
– Generalnie jestem dzieckiem wsi i miasta nie lubię. Ale w Elblągu mieszkałam dwa lata i to miasto stało mi się bliskie. Elbląg jest specyficzny, jest taki trochę „rozlazły”, jak to mówią, ale ja lubię ten klimat. Jest przepiękna starówka, w ogóle te kamieniczki są niezwykle urokliwe i kryją wiele ciekawych historii – na przykład w jednej z nich znajdował się kościół mennonicki i ta kamienica stoi do dzisiaj i jest użytkowana. Więc Elbląg wspominam bardzo dobrze, uczelnia jest rewelacyjna. Mam porównanie, bo później robiłam magisterkę na Uniwersytecie Gdańskim i powiem, że naprawdę w Elblągu więcej od nas wymagano i zarzucano materiałami. Wymagano więcej wiedzy, więcej kreatywności niż na Uniwersytecie. Bardzo dużo wyniosłam z tej uczelni, bardzo dużo się tam nauczyłam i naprawdę ciepło wspominam. Byłam tam kilka razy na spotkaniu ze studentami. Jeżeli ktoś się zastanawia, jaką uczelnię wybrać, to warto studiować na PWSZ. Teraz jest to ANS – Akademia Nauk Stosowanych. Poza tym Elbląg jest naprawdę piękny. Mam nadzieję, że teraz, jak już mamy ten kanał, przekop, miasto będzie turystycznie częściej odwiedzane, bo jest takie trochę zapomniane. Ja rozumiem, że to przez to, że miasto wojewódzkie jest teraz w Olsztynie, a nie w Elblągu, ale naprawdę jest co tam zwiedzać. Przykre jest to, że na starówce o 13:00 czy 14:00 jest pusto – w ogóle nie ma tam ludzi, nie ma życia. Jeszcze w sezonie tak, ale już we wrześniu to jest echo.

– Pani jest bardzo aktywnie zaangażowaną osobą, ponieważ pani jest również radną powiatu sztumskiego. Czym pani jako radna się zajmuje?
– Jestem aktywna zawodowo: pracuję jako nauczycielka, jestem radną, działam w Kole Gospodyń Wiejskich, Ochotniczej Straży Pożarnej i pomniejszych projektach. Wynika to z tego, że mam mnóstwo pomysłów i ciągle jest coś do zrobienia. W powiecie akurat jestem członkiem Zarządu Powiatu Sztumskiego, więc tak naprawdę zajmuję się wszystkim. Bo zarząd kieruje powiatem, więc to są takie sprawy mniej interesujące niż pisanie, ale bardzo ważne społecznie. Mnie zawsze interesowała lokalna polityka. Nigdy mi się nie marzyło iść gdzieś dalej, tylko właśnie zajmować się sprawami naszego Powiśla, naszych Żuław, czyli tym, co jest mi bliskie, żeby to po prostu jak najlepiej funkcjonowało.

– A jak pani godzi wszystkie swoje zobowiązania z pisaniem książek? Od kiedy wyszła pierwsza pani książka, minęły już trzy lata, a pani napisała ich już łącznie dziesięć. Jak pani na to wszystko znalazła czas?
– To znaczy napisałam dużo więcej książek w tym czasie, ale ukazało się dziesięć, bo wydawnictwa wolno pracują (śmiech). Ale zajmuję się tym w każdej wolnej chwili, czyli między sprzątaniem, gotowaniem, praniem… Laptop stoi w kuchni i korzystam z każdej chwili, żeby pisać. Jednak pisanie i zdobywanie informacji, promowanie Powiśla i Żuław zajmuje mi coraz więcej czasu, w związku z tym w najbliższych miesiącach zamierzam zrezygnować z pracy zawodowej. Zajmę się tylko właśnie pisaniem i promowaniem tych regionów oraz oczywiście pracą społeczną, czyli dalej będę radną – mam taką nadzieję – bo to jest mi obecnie najbliższe. Przeszłam już w szkole wszystkie szczeble, które były do przejścia – jestem nauczycielem dyplomowanym. Obecna sytuacja nauczycieli jest trudna, pensje są niskie, w związku z tym zamierzam zrezygnować z tej pracy i całkowicie poświęcić się pisaniu.

– Już coraz bliżej święta Bożego Narodzenia. A jedna z pani książek, „Zimowe Żuławy”, jest utrzymana w klimacie świątecznym. Dlaczego akurat tę książkę warto przeczytać przed świętami?
– Przede wszystkim to jest książka typowo świąteczna. Akcja zaczyna się 27 listopada, czyli w pierwszy dzień adwentu. Idziemy z bohaterami przez cały adwent, aż do Wigilii. Jest to naprawdę klimatyczna powieść. Znajdziemy w niej ciepło, humor, emocje, wzruszenie oraz piękne Żuławy osnute mgłą i śniegiem. Klimatyczny dom podcieniowy, w którym buzuje ogień na kominku, pensjonat, do której zjeżdżają seniorzy, ponieważ z różnych przyczyn nie mogą spędzić tych świąt ze swoimi bliskimi. Ale mimo że muszą spędzić święta gdzie indziej, tryskają humorem, są kreatywni, cieszą się świętami. I ta atmosfera buzuje w powieści.
– Na koniec chciałabym zapytać, czego pani nam wszystkim życzy w nadchodzące święta?
– Życzę nam przede wszystkim zdrowia, bo jak będzie zdrowie, to z resztą się uporamy. I jeszcze nam życzę, żeby inflacja już nie szalała, się uspokoiła, a w domach było ciepło.

Agata Tupaj