Nie każdy się nadaje. Ratownicy medyczni z Elbląga opowiadają o swojej pracy

2016-09-11 10:00:00(ost. akt: 2016-09-10 23:32:24)

Autor zdjęcia: Michał Kalbarczyk

To w ich rękach jest ludzkie życie przez pierwsze minuty w sytuacji zagrożenia. Wypadki, ratowanie ofiar katastrofy, pożaru — ratownik medyczny musi być przygotowany na wszystko. Musi zachować zimną krew i radzić sobie ze stresem.
Ratownikiem medycznym nie każdy może zostać. To zawód dla twardzieli. Chociaż chętnych do tej pracy nie brakuje, to kandydatów dyskwalifikuje słaba psychika. Michał Missan pracę zaczynał w 1996 r. jako noszowy, dzisiaj koordynuje Dział Ratownictwa Medycznego.

— Aby poradzić sobie w tym zawodzie ze stresem, trzeba umieć się wyłączyć podczas akcji. Co to oznacza? Wchodzimy do mieszkania, a w nim lamentująca nad umierającym pacjentem rodzina. Przecież nie mogę płakać razem z nimi. Muszę być obok tej sytuacji. Robię swoje i tyle. Czasem trzeba zapanować nad rodziną, niekiedy nie da się tego zrobić inaczej, niż będąc bardzo stanowczym. Rozpaczający bliscy, po prostu, utrudniają akcję ratowniczą. A w takich przypadkach liczy się każda, dosłownie każda sekunda — opowiada.

Ale gdy umiera dziecko, to nie ma twardzieli.
 — Nawet po wielu latach pracy na to nie można się uodpornić i kropka. Wypadki, w których ucierpiały dzieci, to koszmar ratownika — mówi Missan.


W takich sytuacjach pomóc może psycholog szpitalny. Ratownicy medyczni przechodzą również szkolenia zawodowe, które uczą sposobów radzenia sobie ze stresem. Szczególnie trudne przypadki ratownicy analizują wspólnie na odprawach. 

To zawód równie stresujący, co niewdzięczny.

— Prędzej doczekam się skargi, niż słowa dziękuję. To nie oznacza, że my czekamy na podziękowania. Ale pacjent, czy rodzina, składają skargę, bo na przykład ratownik miał srogie spojrzenie lub użył nieodpowiednich słów. A skargi płyną najczęściej po wyjazdach zespołu do banalnych problemów, które często mógłby rozwiązać lekarz rodzinny. Kiedyś pan wezwał karetkę, bo od czterech miesięcy bolała go głowa. To oczywiście skrajny przykład — mówi Missan. — Słuchajmy uważnie dyspozytora. To nie jest człowiek z ulicznej łapanki, ma medyczne wykształcenie, a jego pytania mają nam pomóc, nie są po to, żeby dręczyć dzwoniącego. Znam przypadki, że instrukcje dyspozytora uratowały komuś życie. 



Obecnie w Elblągu są cztery zespoły ratownictwa, po jednym w Pasłęku, Młynarach i Tolkmicku. W połowie 2017 r. ma być o jeden więcej. 

daw

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. **** #2063289 | 83.23.*.* 11 wrz 2016 21:25

    Czy Pani Anetka to jeszcze pracuje?

    odpowiedz na ten komentarz

  2. ja #2063164 | 11 wrz 2016 16:10

    Tak to ciezki kawalek chleba i zero wdzieczności a to co przezyja zobacza tudno wyprzec a zyc musza dalej chwala im za odwage

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)