Ruszył proces grabarza. Jest więcej pytań, niż odpowiedzi, ale na jaw wyszły kolejne drastyczne fakty
2023-08-09 14:52:57(ost. akt: 2023-08-09 15:45:07)
W środę ruszył proces byłego pracownika jednego z elbląskich zakładów pogrzebowych, o którym zrobiło się głośno pod koniec minionego 2022 roku. Marek K. jest oskarżony o usiłowanie ograbienia grobów i znieważenia zwłok, a pierwsza rozprawa przyniosła więcej pytań niż odpowiedzi. Chociaż na jaw wyszły też kolejne drastyczne fakty dotyczące tego, co działo się w zakładzie.
Chodzi o jeden z działających na terenie Elbląga zakładów pogrzebowych, który stał się niechlubnym bohaterem opublikowanego w październiku 2022 roku video – w materiale Zbigniew Stonoga rozmawia z byłym pracownikiem wspomnianego zakładu, panem Erykiem. Mężczyzna opowiada o szeregu niepokojących sytuacji, do których miało dochodzić w firmie i których miał być świadkiem.
Właściciele zakładu pogrzebowego nie usłyszeli żadnych zarzutów, ale na ławie oskarżonych zasiadł jeden z ich byłych pracowników. Marek K. usłyszał zarzuty dotyczące usiłowania ograbienia grobów i znieważenia zwłok, ale nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.
Zegarek i tytoń
Zarzuty postawione Markowi K. dotyczą dwóch sytuacji.
Pierwsza z nich miała miejsce we wrześniu 2022 roku, podczas pogrzebu w miejscowości Marwałd, gdzie według aktu oskarżenia Marek K., chcąc dopuścić się kradzieży, „wyciągnął włożone do grobu przez uczestników ceremonii pogrzebowej zegarek o wartości nie większej niż 500 zł i tytoń, lecz zamierzonego celu nie osiągnął z uwagi na interwencję innego pracownika”.
Według zeznań oskarżonego, firma, w której był wówczas zatrudniony, zajmowała się obsługą pogrzebu – urna, w której znajdowały się prochy zmarłego, miała zostać pochowana w istniejącym już grobie. Pracownicy zakładu nie byli odpowiedzialni za przygotowanie miejsca pochówku – dowieźli urnę na miejsce i za pomocą specjalnej windy mieli opuścić ją w dół grobu, którego zasypaniem również miała zająć się rodzina zmarłego.
Oskarżony, jak tłumaczył w sądzie, miał jednak zorientować się, że dół przygotowany przez rodzinę jest zbyt płytki, a wspomniane tytoń i zegarek miał wyjąć tylko na chwilę, by odpowiednio przygotować miejsce na złożenie urny. – Ciężko to nazwać usiłowaniem ograbienia, skoro rzeczy te zostały wyjęte po to, by wykopać dół pod urnę – mówił Marek K.
Według zeznań oskarżonego rodzina nie przygotowała dołu pod urnę, a jedynie odsunięta została płyta grobu, w którym miała ona spocząć. O tym, że istnieje konieczność „dokopania”, oskarżony miał poinformować jednego z obecnych pod kościołem mężczyzn, bo, jak zakładał, był to członek rodziny zmarłego. Marek K. twierdzi, że prace związane z pogłębieniem dołu wykonał nieodpłatnie, bo nie było ich ujętych w umowie z zakładem pogrzebowym.
Inną wersję wydarzeń przedstawił w sądzie pan Eryk, wspomniany rozmówca Zbigniewa Stonogi z pamiętnego video. Jego zdaniem Marek K. chciał zabrać wspomniane przedmioty, ale po zwróceniu mu uwagi odłożył je na miejsce.
W środę przesłuchano również członka rodziny zmarłego pochowanego w Marwałdzie, który pamięta, jak jeden z pracowników zakładu pogrzebowego powiedział mu, że za dodatkową opłatą mogą zakopać grób, ale ten odmówił. Tym, co jeszcze go zaskoczyło, był widok przysypanej ziemią urny, bo zakopanie grobu według wcześniejszych ustaleń leżało przecież w gestii rodziny.
W środę przesłuchano również członka rodziny zmarłego pochowanego w Marwałdzie, który pamięta, jak jeden z pracowników zakładu pogrzebowego powiedział mu, że za dodatkową opłatą mogą zakopać grób, ale ten odmówił. Tym, co jeszcze go zaskoczyło, był widok przysypanej ziemią urny, bo zakopanie grobu według wcześniejszych ustaleń leżało przecież w gestii rodziny.
Problemy z trumną?
Drugi z zarzutów dotyczy kolejnej sytuacji, która miała mieć miejsce we wrześniu 2022 roku, tym razem w Elblągu.
Marek K. według aktu oskarżenia „usiłował ograbić grób, pracując przy pochówku, w taki sposób, że otworzył złożoną w grobie trumnę, a następnie obszukiwał kieszenie ubioru zmarłego celem znalezienia złożonych do trumny przez rodzinę zmarłego papierosów, lecz zamierzonego celu nie osiągnął, z uwagi na przełożenie papierosów w inne miejsce przez rodzinę zmarłego przed zamknięciem trumny, a po informacji innego pracownika, że „ludzie idą”, nie zamknął właściwie trumny ze zwłokami, pozostawiając ją uchyloną, co spowodowało zasypanie części zwłok bezpośrednio ziemią, czym znieważył zwłoki”.
Oskarżony kategorycznie zaprzecza, by miał otwierać wspomnianą trumnę czy przeszukiwać odzież zmarłego. Jak wspomina, podczas pogrzebu trumna nie została całkowicie spuszczona w dół grobu, ponieważ wykopany otwór okazał się za wąski. Po tym, jak rodzina zmarłego się rozeszła, pracownicy – według relacji Marka K. – musieli naprawić ten błąd. Wówczas oskarżony na polecenie zastępcy brygadzisty miał stanąć nad trumną i za przymocowane do niej pasy służące do opuszczania trumien unieść ją w górę tak, by inny pracownik mógł powiększyć otwór.
Innego zdania jest pan Eryk, który jako świadek w sądzie zeznawał, że Marek K. otworzył trumnę i obszukiwał kieszenie marynarki i spodni zmarłego.
Warto dodać, że grób został zbadany – trumna nie była zamknięta śrubami, 1/3 wieka była odsłonięta, a ciało było bezpośrednio przysypane ziemią. Wydaje się więc, że trumna nie została odpowiednio zamknięta. Dlaczego? Gdzie podziały się śruby? Nie potrafił w sądzie wyjaśnić tego właściciel zakładu pogrzebowego ani bliscy zmarłego.
Co jest prawdą?
Wiele wskazuje na to, że możemy nie dowiedzieć się, kto mówi prawdę – Marek K. powtarza, że jest niewinny, za to pan Eryk obstawia przy swoim. Twierdzi, że o swoich doświadczeniach poinformował pracodawcę, za co ten mu dziękował, ale później cała sytuacja miała obrócić się przeciwko niemu – inni zatrudnieni w zakładzie pogrzebowym nie chcieli z nim współpracować i wkrótce on również stracił pracę, choć, notabene, żadnej umowy z pracodawcą nie zdążył nawet podpisać.
Właściciel zakładu zeznał, że Marek K. był sumiennym pracownikiem, ale mało komunikatywnym, „nie było między nimi chemii” – jak mówił. Decyzję o jego zwolnieniu miał podjąć jeszcze przed tym jak pan Eryk złożył doniesienie o rzekomych występkach swojego kolegi po fachu. Do szefa docierały już bowiem informacje, że Marek K. przychodzi do pracy pod wpływem środków odurzających, a w związku z tym, że pracował również jako kierowca, mógł stanowić zagrożenie dla siebie i innych.
Przesłuchiwany w formie świadka właściciel zakładu ma również swoją opinię na temat pana Eryka – jego zdaniem mężczyzna konfabuluje, a przekazywane przez niego informacje są chaotyczne. Miał nawet rozmawiać z jego poprzednim pracodawcą (również z branży pogrzebowej), który przekazał mu, że pan Eryk „jest niestabilny i nie nadawał się do pracy”.
Właściciel zakładu podzielił się z sądem jeszcze jedną teorią. Jako przykład podał inny pochówek w jednej z podelbląskich miejscowości. Miał w nim uczestniczyć pan Eryk, ale w ostatniej chwili poinformował pracodawcę, że nie czuje się dobrze. Na miejscu okazało się, że nigdzie nie ma śrub służących do zamknięcia trumny. Sytuacja skończyła się dobrze, bo jeden z pracowników miał zapasowe, ale właściciel zakładu twierdzi, że widocznie to pan Eryk "zabrał śruby, by łatwiej było mu udowodnić, że coś jest (w firmie — przyp. red.) nie tak".
Kolejni świadkowie czekają
Atmosfera w środę w sądzie w Elblągu była napięta. Na miejsce wezwani zostali inni pracownicy zakładu pogrzebowego, ale nie starczyło czasu, by ich przesłuchać. Czasu było jednak wystarczająco na to, by pod salą rozpraw doszło do słownych przepychanek, które wdarły się również na salę sądową. — Boimy się pana Eryka, prosimy, by następnym razem pod salą był ktoś z ochrony — powiedział jeden ze świadków, gdy sędzina wezwała ich na ogłoszenie terminu kolejnego posiedzenia.
Terminy kolejnych rozpraw zaplanowano na 11 i 16 października. Czego się jeszcze dowiemy? W sprawie pojawiają się kolejne wątki, a od słuchania niektórych relacji aż cierpnie skóra.
Podczas środowej rozprawy wyszło między innymi na jaw, że jeden z pracowników zakładu zrobił zdjęcie zwłok nastolatki, która spadła z dachu budynku w Elblągu w ubiegłym roku. Jak zaznacza właściciel zakładu, zdjęcie zostało wykonane, gdy zmarła była już ubrana i przygotowana do pogrzebu. Pracownik wysłał je do znajomej, bo... "chciała zobaczyć". Na szczęście już w zakładzie nie pracuje, a jego były pracodawca przyznał, że takie zachowanie można określić jako naganne... Tylko?
Do tematu będziemy wracać.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez