Wszystko zaczęło się od baletnicy. Spod ręki Stanisława Chorążyczewskiego wyszło już kilkaset rzeźb

2023-12-26 12:00:00(ost. akt: 2023-12-21 14:31:13)
Spod rąk pana Chorążyczewskiego wyszło już około kilkuset rzeźb

Spod rąk pana Chorążyczewskiego wyszło już około kilkuset rzeźb

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

„Mój 70-letni pejzaż życia” – taki tytuł nosiła wystawa drewnianych rzeźb Stanisława Chorążyczewskiego, które można było obejrzeć w Starostwie Powiatowym w Braniewie, gdzie zaprezentowano 55-letni dorobek działalności artysty.
Wszystko się zaczęło w latach 60. od jego siostry, która pojechała do Białowieży na wycieczkę pracowniczą. Tam u jakiegoś lokalnego twórcy zamówiła sobie rzeźbę – baletnicę z korzenia – i z góry zapłaciła 500 zł, co na tamte czasy stanowiło ponad połowę pensji. Pan Stanisław chodził wtedy do podstawówki.

– Ta rzeźba przyszła do nas w paczce do domu. Gdy ją otworzyłem i zobaczyłem korzeń, to uznałem, że sam wyrzeźbię coś ładniejszego – opowiada Stanisław Chorążyczewski i dodaje: – Więc wziąłem siekierkę i tego samego dnia zrobiłem swoją pierwszą rzeźbę z drewna. Wtedy nawet nie miałem pojęcia, czym jest dłuto! Ta baletnica tak bardzo mnie do tego zainspirowała, że rzeźbię już 55 lat.

W którymś momencie dyrektorka Miejskiego Domu Kultury w Pieniężnie zainteresowana twórczością pana Stanisława zachęciła go do wzięcia udziału w konkursie „Współczesna sztuka ludowa ziemi olsztyńskiej” w 1974 roku. Konkurs odbywał się w Olsztynie.

– Gdy zawiozłem rzeźby i wszedłem do sali na wystawę, nie mogłem sobie uzmysłowić, jak piękne były rzeźby innych artystów! A przed moimi rzeźbami na wózku siedziała sama Maria Zientara-Malewska! Pomyślałem, że może się śmiała z moich rzeźb, takich prostych. Potem gdy odjechała i podszedłem bliżej, aż zaparło mi dech w piersiach – okazało się, że dostałem drugą nagrodę! A oceniali to specjaliści od sztuki ludowej – przyznaje ze zdumieniem artysta.

– Tak mnie to podniosło na duchu, że rzuciłem się w szał rzeźbienia – śmieje się nasz rozmówca i zaznacza: – Swoje życie spędziłem na wsi – trzeba było pomagać na gospodarstwie rodziców. W naszej parafii był ksiądz, który często do nas przychodził i mówił do ojca, że powinienem pójść do szkoły plastycznej, bo taki jestem zdolny. Ale nie było nikogo do pomocy dla rodziców, więc nie poszedłem. Może jakbym poszedł, to bym ją skończył i byłbym kimś wielkim? Nie wiem, ale po przeżyciu tych swoich 70 lat, nie żałuję. Jak było, tak było, jestem z tego życia zadowolony.

70-letni pejzaż życia


– Córki mi wymyśliły nazwę „Mój 70-letni pejzaż życia”. Na otwarciu było bardzo dużo ludzi – znajomych, przyjaciół, ludzi zainteresowanych; nawet mój chrześniak, który mieszka na drugim końcu Polski, gdy dowiedział się o wystawie, to przyjechał z Jastrzębia-Zdroju. Przez kolejne kilka dni jeździłem codziennie do Starostwa celem oprowadzania i przekazywania swojej wiedzy zwiedzającym i dzieciom z braniewskich szkół. Dla mnie była to przyjemność rozmawiać z młodzieżą i przekazywać im moje doświadczenia, przeżycia i wiedzę. Młodzież wiedziała, co to patriotyzm, stan wojenny, kartki żywnościowe, godzina policyjna. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony ich wiedzą – tak pan Stanisław opowiada o wystawie, która odbyła się w Starostwie Powiatowym w Braniewie.

Fot. Starostwo Powiatowe w Braniewie

Wśród eksponatów na wystawie były czasopisma, pocztówki i znaczki ze stanu wojennego, książki, banknoty i monety z PRL-u, a także ręcznie wykonane plakaty upamiętniające ważne daty historyczne oraz rzeźby Chrystusa frasobliwego. Jedna z nich wykonana została siekierą w latach 60.

Stanisław Chorążyczewski za swoją działalność otrzymał wiele nagród i wyróżnień, m.in. niedawno przyznany przez prezydenta Andrzeja Dudę Złoty Krzyż Zasługi za 55-letnią działalność artystyczną i społeczną. – To moje największe wyróżnienie i osiągnięcie życiowe – wzrusza się pan Stanisław.

Jego kolekcję stanowią też znaczki, pocztówki i koperty ze stanu wojennego, które również można było zobaczyć na wystawie. Kolekcjonowanie znaczków zaszczepił w nim jego brat. – Jeździł po obozach internowanych i rozwoził paczki żywnościowe. Przy okazji, gdy stamtąd wracał, przywoził znaczki, które pomagałem mu rozprowadzać. – wyjaśnia artysta.

Rzeźby dziełem samouka


Ulubioną tematyką rzeźb pana Stanisława Chorążyczewskiego są figury sakralne i różne inne rzeźby.

– Lubię też robić kapliczki w drewnie. Zrobiłem ich kilka, ale takich po 3 metry. Kilka z nich stoi u mnie koło domu, a kilka sprzedałem. Mam taką z okazji Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych – stoi u mnie na podwórku – podkreśla nasz rozmówca i zaznacza: – W swojej miejscowości Pieniężno upamiętniam takie daty jak: 1 marca, 11 lipca, 1 września, 17 września, 11 listopada i 13 grudnia.

Spod rąk pana Chorążyczewskiego wyszło około kilkuset rzeźb. – Jestem bez wykształcenia artystycznego, sam się tego nauczyłem. Różne rzeźby robiłem w różnych technikach – nawet takie współczesne teraz próbuję robić. Najważniejsze jest to, że nigdy nie próbowałem od nikogo kopiować. Robię swoje 55 lat i nigdy na nic nie patrzę. Biorę kawałek klocka, wkręcam w imadło albo biorę między kolana i jeszcze nie zacząłem rzeźbić, a już wiem, co wyjdzie – zaznacza artysta.

W przydomowym warsztacie tworzy na potrzeby własne, rodziny, przyjaciół. Efektami swojej działalności dzieli się, prezentując unikalne wyroby artystyczne na wystawach rękodzieła podczas targów i imprez kulturalnych.

Stanisław Chorążyczewski na zdjęciu ze swoim wnukiem Szymonem
Fot. arch. pryw.
Stanisław Chorążyczewski na zdjęciu ze swoim wnukiem Szymonem


Mimo że pan Stanisław rzeźbi już od lat, nadal ma głowę pełną pomysłów, nawet na kolejną wystawę. – Ostatnio zrobiłem dwie rzeźby Abrahama, które w ręku mają świeczki i są ubrane w przedwojenny worek jutowy nasączony białą farbą emulsyjną. Zawsze jak je gdzieś postawię w mroku i zapalę świeczki, które trzymają w ręce, to świetnie to wygląda. Chciałbym kiedyś zrobić taką wystawę w ogromnej przestrzeni, gdzie postawiłbym kilkanaście takich rzeźb ubranych na biało, przykryć to wszystko flizeliną, pomalować. Żeby światło było przygaszone, a świeczki w rękach rzeźb były zapalone i żeby to tak wyglądało, jakby wracali, skąd przyszli – wracali do nieba – zdradza swój pomysł w rozmowie z nami pan Stanisław.

A na zakończenie podsumowuje ponad pół wieku swojej działalności: – To moja pasja, rzeźbienie i przekazywanie swoich prac innym. Wiadome jest, że jak człowiek tworzy, to brakuje czasu dla domu. I dzieci, i żona nieraz powtarzały: „twoja twórczość tak wiele kosztuje, dokładasz z budżetu domowego dla swojej pasji”. I prawdę mówiąc, to dzięki wyrozumiałości i życzliwości mojej żony udało mi się przez tyle lat różnych rzeczy dokonać. Myślę sobie, że moja żona w tej chwili jest ze mnie bardzo dumna – to nie ulega wątpliwości.

Agata Tupaj