Walentynki, czyli Święta Zakochanych. Tradycja ich obchodzenia w Europie Południowej i Zachodniej sięga średniowiecza

2024-02-14 09:08:57(ost. akt: 2024-02-14 09:16:50)
Warto pamiętać o okazywaniu uczuć nie tylko tego szczególnego dnia

Warto pamiętać o okazywaniu uczuć nie tylko tego szczególnego dnia

Autor zdjęcia: pixabay

14 lutego to symboliczna data Święta Zakochanych, zwanego walentynkami. Tradycja ich obchodzenia w Europie Południowej i Zachodniej sięga średniowiecza. Na wschód i północ dotarła znacznie później. Mimo katolickiego patrona korzenie tego święta łączone są ze zwyczajem pochodzącym z Cesarstwa Rzymskiego.
Ich nazwa pochodzi od św. Walentego, który również jest wspominany tego dnia w liturgii kościoła katolickiego. Walenty z Rzymu lub, jak podają niektóre źródła, z Terni był chrześcijańskim biskupem żyjącym w latach ok. 175-269. Z wykształcenia był lekarzem. W jego czasach Cesarstwo Rzymskie zarządzane było przez Klaudiusza II Gockiego. Cesarz zabronił młodym mężczyznom w wieku 18-37 lat wstępować w związki małżeńskie, uważając, że najlepszymi żołnierzami są legioniści niemający rodzin. Zakaz ten złamał biskup Walenty, który pobłogosławił śluby młodych legionistów. Został za to wtrącony do więzienia. Tam zakochał się w niewidomej córce swojego strażnika. Według legendy dziewczyna pod wpływem tej miłości odzyskała wzrok. Cesarz skazał Walentego na śmierć. Dzień przed egzekucją więzień napisał list do swojej ukochanej, który podpisał „Od Twojego Walentego”. Egzekucję wykonano 14 lutego 269 roku. Nad grobem męczennika przy Via Flaminia zbudowano bazylikę, jednak papież Paschalis I przeniósł szczątki męczennika do kościoła św. Praksedy. Zgodnie z decyzją papieża Gelazjusza I od 496 roku dzień 14 lutego jest obchodzony jako Dzień św. Walentego.
Czy patron zakochanych, epileptyków i chorych umysłowo to ta sama osoba?
Fot. archiwum
Czy patron zakochanych, epileptyków i chorych umysłowo to ta sama osoba?

Z czasem postać Walentego zmieszała się z innym męczennikiem noszącym to samo imię. Niektórzy twierdzą nawet, że chodzi o tę samą osobę. W 197 r. został on biskupem miasta Terni w Umbrii. Znany był z tego, że jako pierwszy pobłogosławił związek małżeński między poganinem i chrześcijanką. Wysyłał też do swych wiernych listy o miłości do Chrystusa. Zginął w Rzymie w 273 r., ponieważ nie chciał zaprzestać nawracania pogan. Dziś to właśnie on jest bardziej znany i to do jego grobu w katedrze w Terni ściągają pielgrzymi. Na srebrnym relikwiarzu kryjącym jego szczątki znajduje się napis: „Święty Walenty, patron miłości”.

Mówi się też o św. Walentym jako patronie epileptyków. Możliwe jednak, że chodzi tu o trzeciego świętego noszącego to imię. Żył on w V w. w Recji, na dzisiejszym pograniczu niemiecko-austriacko-szwajcarskim. Przypisywano mu moc uzdrawiania z tej choroby.

W wyniku połączenia zwyczajów ludowych, folkloru i wszystkich legend Walenty jest całościowo postrzegany jako obrońca przed ciężkimi chorobami, zwłaszcza umysłowymi, nerwowymi i epilepsją oraz patron zakochanych.


Za i przeciw

Tradycja obchodzenia walentynek w Europie Południowej i Zachodniej sięga średniowiecznych czasów. Na wschód i północ dotarła znacznie później. Mimo katolickiego patrona korzenie tego święta łączone są z powiązanym terminowo zwyczajem pochodzącym z Cesarstwa Rzymskiego, polegającym przede wszystkim na poszukiwaniu wybranki serca poprzez losowanie z urny jej imienia. Być może dlatego jest kojarzone z mitologicznymi postaciami Erosa czy Kupidyna. Zwyczaje nawiązują też do rzymskiego święta Luperkalia ku czci rzymskiej bogini kobiet i małżeństwa Junony oraz boga przyrody Pana. Brytyjczycy uznają to święto za własne, ponieważ w czasach bardziej nam współczesnych rozsławił je pisarz sir Walter Scott. Do Polski walentynkowe obchody trafiły wraz z kultem św. Walentego z Bawarii i Tyrolu, jednak dopiero w latach 90. XX wieku zaczęły zdobywać popularność.

Najbardziej charakterystycznym elementem jest wręczanie sobie wzajemnie walentynkowych karteczek. Dominuje na nich czerwień, często nadawany jest im kształt serca, opatrzone są specjalnym wierszykiem, a często miłosnym wyznaniem. W zwyczaju jest również obdarowywanie partnera lub partnerki upominkami w postaci kwiatów, słodyczy, pluszowych maskotek…

Obyczaj ten poddawany jest też krytyce. W Polsce można spotkać głosy mówiące o „amerykanizacji” naszej kultury kosztem rodzimej tradycji. Krytycznym argumentem jest też charakter komercyjny święta, które w biznesie jest traktowane jako wypełnienie handlowej luki pomiędzy Bożym Narodzeniem a Wielkanocą. Społeczność tzw. singli — i osób żyjących bez związku — odbiera święto jako opresyjne, jednocześnie traktując datę 14 lutego jako antywalentynki. Kraje islamskie w większości potępiają walentynkowe zwyczaje jako niezgodne z duchem islamskiej religii.

Raz w roku, a może codziennie…
Temat miłości i zakochania jest na tyle ważny w naszym życiu, że nie da się przejść obok niego obojętnie. To od nas zależy, czy będziemy do pojęcia miłości podchodzić jak do zupki „instant” i traktować ją marginalnie i „na szybko”. To my decydujemy, czy będąc z kimś w związku, Święto Zakochanych będziemy mieli raz w roku, czy codziennie. Może właśnie warto 14 lutego zadać sobie samemu pytanie „Ile razy w ciągu roku powiedziałem swojej partnerce, że ją kocham” czy „Ile razy dałem jej kwiaty”, albo po prostu „Jak pokazuję swoją miłość każdego dnia, szczególnie w trudnych chwilach?” Może tego dnia warto zadać sobie pytanie, czym jest prawdziwa miłość i gdzie jej szukać. Czy powtarzany przy wielu okazjach biblijny tekst z 1 Listu do Koryntian definiujący pojęcie miłości ma jeszcze realne znaczenie? Chyba niebezpodstawnie apostoł Paweł pisał, że „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” (1 Kor. 13,1) oraz, że „Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość — te trzy: z nich zaś największa jest miłość” (1 Kor. 13,2).

W innym przypadku 14 lutego może być tylko kolejną z wielu dat w kalendarzu, na której bardziej od zakochanych skorzystają sklepy i producenci walentynkowych gadżetów i słodyczy, a media zaleją nas romantyczną muzyczką i lekkostrawnym kinem spod znaku romantycznych komedii. Chociaż, jak się okazuje, walentynki inspirują też twórców horrorów, jak chociażby Toma Savage'a reżysera krwawego filmu o tytule… „Walentynki”. Oby tegoroczne nie były dla nikogo z nas koszmarem, a Święto Zakochanych trwało cały rok.

Wojciech Caruk