Protest rolników w Elblągu. „Płynie do nas zboże oligarchów”. Rolnicy mówią, dlaczego protestują i blokują drogę S7 [ZDJĘCIA]
2024-02-20 15:55:42(ost. akt: 2024-02-20 16:16:11)
— Nie jesteśmy przeciwko Ukrainie i to musi jasno wybrzmieć. Jesteśmy całym sercem za Ukrainą, natomiast to zboże, które do nas płynie, to jest zboże oligarchów, bardzo rzadko ukraińskich — mówi Mariusz Abramowski, jeden z organizatorów protestu, w wyniku którego zablokowano drogę S7.
Protest rolników rozpoczął się we wtorek 20 lutego o godzinie 10.00 i trwać będzie całą dobę, czyli do środy 21 lutego 2024 do godziny 10.00.
Zgromadzenie odbywa się na węźle Elbląg Południe, na drodze krajowej S7. W związku z tym odcinek drogi krajowej S7 między węzłem Elbląg Wschód a węzłem Elbląg Zachód jest całkowicie zamknięty dla ruchu pojazdów (z wyłączeniem służb ratunkowych).
Zapytaliśmy rolników, dlaczego biorą udział w proteście.
— Najważniejsze, że jesteśmy razem. Tylko siłą i jednością możemy zwyciężyć. Nasza determinacja z każdym protestem jest coraz większa. Musimy pójść jedyną słuszną drogą — a to jest słuszna droga. Nie możemy się teraz cofnąć. Nie jesteśmy przeciwko Ukrainie i to musi jasno wybrzmieć. Jesteśmy całym sercem za Ukrainą, natomiast to zboże, które do nas płynie, to jest zboże oligarchów, bardzo rzadko ukraińskich. To są ogromne latyfundia: 30, 50,800 tys. hektarów. To są spółki zarejestrowane w rajach podatkowych. Tym nie pomagamy. Zwykły ukraiński chłop nie ma gdzie sprzedać zboża. Nie dajmy sobie przypiąć łatki prorosyjskości. Nikt nam tego nie wmówi — przekazuje Mariusz Abramowski, jeden z organizatorów protestu.
— Niekontrolowany przypływ towarów zza granicy spowodował, że produkcja rolna w Polsce przestała się opłacać. Prowadziłem produkcję trzody chlewnej, ale zrezygnowałem, bo się nie opłacało. Potem zajmowałem się bydłem opasowym; znów się nie opłacało. Zająłem się więc zbożem; trochę się opłacało, ale potem znów się zmieniło. Rząd nie zrobił nic w naszej sprawie. Nie wiem, czy w ogóle coś mogą zrobić. Powinni jechać do Brukseli i walczyć o naszą sprawę. Już wcześniej protestowaliśmy, ale teraz jest tylko gorzej, to dla nas ostatnia szansa — mówi Szymon, rolnik z Pomorskiej Wsi.
— Prowadzę produkcję roślinną: pszenica, kukurydza, rzepak. Mam 60 hektarów. To nie jest dużo, jeśli nie prowadzi się produkcji mieszanej. Rolnicy produkujący hodowlę zwierzęcą też mają problemy, szczególnie jeśli chodzi o sprzedaż mleka. Cena mleka spadła drastycznie. Jest bardzo duży problem z mlekiem w proszku, bo jest go bardzo dużo na rynku i nasi producenci mają duży kłopot. To przekłada się na wszystkich rolników. Wszystkie zaoszczędzone na inwestycje środki musiałem w tym roku przeznaczyć na spłatę kredytów i dopłatę do produkcji. My, zamiast orać, karmić zwierzęta, przez Zielony Ład musimy się zajmować dokumentami. Rolnik naprawdę nie ma na to czasu. Zamiast na roli siedzimy w papierach. Muszę wydawać duże pieniądze na doradców. Nie ma konkretnej reakcji rządu na nasze postulaty. Duże obietnice, ale nic się nie wydarzyło — tłumaczy Sławomir, rolnik z gminy Pasłęk.
— Nie mogło nas tu nie być. Jeżeli zostaniemy w domach, zniknie i rolnictwo, i pszczelarstwo. A to już będzie ewidentna strata. Z tytułu pszczelarstwa polska gospodarka ma około 4-7 miliardów dochodu. Kto nam zapyli nasze uprawy, kiedy nie będzie pszczół? A wszystko się na to zanosi. My dzisiaj topimy się w miodzie, którego nie możemy sprzedać. Stragany zapełnia miód z importu, miód techniczny, nieznanej jakości. Utrzymanie pszczelarstwa jest nieopłacalne. Skupy dają 9-11 zł za kilogram. Niektóre płacą po 4 miesiącach. Jak mamy żyć? Powinniśmy powiedzieć „stop” importowi miodu. Powinno się wprowadzić skup interwencyjny — wyjaśnia Henryk Kiejdo, prezes Warmińskiego Związku Pszczelarzy.
PRZECZYTAJ KONIECZNIE:
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez