Lech Trawicki, odwołany dyrektorem Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu: Zarzucono mi, że zawłaszczyłem sobie sukces miasta i zaprzepaściłem możliwość politycznej promocji prezydenta

2024-03-11 10:03:14(ost. akt: 2024-03-11 20:13:40)
Moim zdaniem jest jeszcze możliwość zażegnania tego sporu i skupienia się na działaniach naprawczych w muzeum — mówi Lech Trawicki

Moim zdaniem jest jeszcze możliwość zażegnania tego sporu i skupienia się na działaniach naprawczych w muzeum — mówi Lech Trawicki

Autor zdjęcia: Ryszard Biel

Po zakończeniu remontu dachu usłyszałem od prezydenta, że zdąży mnie zwolnić przed końcem swojej kadencji. Zarzucono mi, że zawłaszczyłem sobie sukces miasta i zaprzepaściłem możliwość politycznej promocji prezydenta — mówi Lech Trawicki, odwołany dyrektor Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu.
O odwołaniu Lecha Trawickiego ze stanowiska dyrektora Muzeum Archeologiczno-Historycznego w Elblągu prezydent Witold Wróblewski poinformował podczas konferencji prasowej. — Pan dyrektor został przeze mnie odwołany, nie w trybie dyscyplinarnym, ale w normalnym, przed upływem kontraktu. Chodzi o defraudację środków finansowych. Dzisiaj mówi się, że to tylko 28 tysięcy… A gdyby chodziło o milion złotych i nie wróciły one do miasta, to by wtedy było złe, czy nie? Rażące łamanie dyscypliny finansów, brak nadzoru dyrektorskiego to są te rzeczy, które dyskwalifikują pana dyrektora na tej funkcji. Jest planowana kompleksowa kontrola w muzeum — powiedział Wróblewski. Odwołany dyrektor o swoim zwolnieniu dowiedział się z mediów. Nie zgadza się z tą decyzją i apeluje o przywrócenie go do pracy.


— O odwołaniu z funkcji dyrektora dowiedział się pan z mediów. Czy mógłby pan się do tego ustosunkować?
— To chyba wiele mówi o standardach komunikacji stosowanych przez otoczenie prezydenta Wróblewskiego, który od czasu zakończenia remontu dachu unika wszelkich kontaktów ze mną.

— Czy mógłby pan opisać sytuację z remontem dachu?
— Prezydent miasta zakazał remontu dachu pod groźbą zwolnienia mnie z pracy. Decyzja ta była niezrozumiała nawet dla jego najbliższych współpracowników. Zakaz został wydany przy innych pracownikach urzędu. Potem odbyło się spotkanie, na którym ustalono, co należy zrobić, aby prezydent zmienił decyzję. Tym bardziej że rok wcześniej prezydent przyznał w dotacji podmiotowej środki na wkład własny do projektu. I w momencie, kiedy udało się takie środki pozyskać, wydał zakaz robienia remontu. Podjąłem wtedy działania wbrew jego poleceniu, a jego współpracownicy starali się odwieść go od blokowania renowacji dachu, co się im udało i otrzymaliśmy ostatecznie nawet zgodę na wzięcie kredytu. Po zakończeniu remontu znów zostałem wezwany i usłyszałem od prezydenta w obecności dyrektora Departamentu Kultury, Sportu i Rekreacji że prezydent zdąży mnie jeszcze zwolnić przed końcem swojej kadencji. Powodem tym razem miało być to, że zawłaszczyłem sobie sukces miasta, jakim był remont dachu, i zaprzepaściłem możliwość politycznej promocji prezydenta. Po 6 lutego uznałem to za przyczynę zwolnienia, ale obecnie skłaniam się ku temu, że chodzi o zwykłe przejęcie stanowiska i wypracowanych przez muzeum w ostatnich latach środków własnych.

— Czy według pana sytuacja w muzeum — chodzi mi o przywłaszczenie 28 tysięcy złotych — była pretekstem do odwołania pana z funkcji dyrektora? Jak pan się o tym dowiedział? Jaka była pana reakcja? Kto przywłaszczył pieniądze? Czy zostały zwrócone?
— To wynika wprost z treści rozpowszechnianych przez prezydenta i jego najbliższe otoczenie. Moim zdaniem ocenę moich „rażących zaniedbań obowiązków pracowniczych” należałoby poddać weryfikacji przez RIO lub prokuraturę, zanim postawi się publicznie tak dobitnie brzmiące zarzuty. Od czasu odejścia z pracy głównej księgowej w 2019 roku mieliśmy problemy z zatrudnieniem osoby spełniającej wymogi kwalifikacyjne na to stanowisko. W tym czasie w mediach lokalnych pojawiło się wiele artykułów o złej sytuacji finansowej w Muzeum Archeologiczno-Historycznym w Elblągu. Informacje te zostały ujawnione podczas konferencji prasowej zwołanej przez biuro prasowe prezydenta miasta. Prawdopodobnie informacje dostępne w mediach oraz niska oferta płacy jak na stanowisko głównego księgowego powodowały rezygnację osób podlegających rekrutacji oraz mogły wpłynąć na liczbę zgłaszanych kandydatur. Po nieudanych próbach naboru osoby spełniającej wymogi formalne na stanowisko głównego księgowego odbyłem konsultacje z pracownikami Departamentu Promocji i Kultury i ze skarbnikiem miasta. Informowałem, że wobec niepowodzenia naborów i wobec braku pozytywnych odpowiedzi od osób, do których zwracaliśmy się bezpośrednio z ofertą zatrudnienia, zamierzam czasowo powierzyć kierowanie działem finansowym pracownikowi tego działu z wieloletnim stażem i doświadczeniem w rozliczaniu projektów unijnych oraz skierować go na studia podyplomowe w celu uzyskania kwalifikacji na stanowisko głównego księgowego. Za takim rozwiązaniem przemawiała też pozytywna opinia wśród pracowników oraz brak zastrzeżeń wobec jego pracy przy projektach unijnych, które podlegały audytom zewnętrznym. Niestety, nie mogliśmy uzyskać potwierdzenia ukończenia studiów, a kiedy zaczęliśmy się tego domagać, kierownik działu finansowego złożył wypowiedzenie z pracy. Pierwsze zaniepokojenie to zastany stan dokumentacji księgowej w październiku ubiegłego roku. Mniej więcej w połowie listopada odkryto, że jedna z faktur ma NIP niezgodny z nazwą kontrahenta. Przekazano te informacje zarówno do Departamentu Kultury, Sportu i Rekreacji, jak i do prawnika muzeum. Do 15 grudnia mieliśmy już pełną dokumentację. Podczas konfrontacji z pracownikiem i po ujawnieniu naszych ustaleń osoba winna całej sytuacji przyznała się do wykonywania przelewów i sfałszowania jednej faktury. Ostatecznie odzyskaliśmy całą kwotę z należnymi odsetkami i złożyliśmy doniesienie do prokuratury. Od zebrania dowodów do odzyskania należnej kwoty minęły dwa tygodnie. Reasumując: od początku zatrudnienia doświadczonego pracownika na stanowisku kierownika działu finansowego działaliśmy dwutorowo: poszukiwaliśmy osoby spełniającej wymogi kwalifikacyjne na stanowisko głównego księgowego oraz podjęliśmy działania na rzecz podniesienia kwalifikacji osoby zatrudnionej na stanowisku kierowniczym. Okoliczności niezależne od muzeum: nieskuteczne nabory i niezrozumiały opór kierownika przed dostarczeniem dyplomu ukończenia studiów spowodowały, że do października 2023 roku nie byliśmy w stanie obsadzić tego stanowiska.

— Jakie działania podjęto przeciwko panu?
— Różne, ale chyba najbardziej czytelne były działania podjęte 6 lutego tego roku, po ukazaniu się w prasie artykułu informującego o przywłaszczeniu pieniędzy. W moim odczuciu był to kontrolowany przeciek i podejrzewałem o niego pracowników Urzędu Miejskiego. Tym bardziej że w krótkim czasie po publikacji otrzymałem telefon od dyrektora Departamentu Kultury, Sportu i Rekreacji z natarczywym żądaniem natychmiastowego złożenia wypowiedzenia. Komunikat ten powtarzany był wielokrotnie. Postanawiam złożyć rezygnację, ale z zastrzeżeniem, że chcę się spotkać osobiście z prezydentem i przedstawić sytuację w muzeum. Po złożeniu pism około godziny 15 tego samego dnia nie otrzymałem potwierdzenia ich złożenia, co jest niezgodne z obowiązującymi procedurami. Otrzymałem za to informację, że spotkanie odbędzie się następnego dnia o godz. 14.30. Następnego dnia w gabinecie dyrektora DKSiR dowiedziałem się, że „nie ma o czym rozmawiać” – spotkanie odwołane, a ja mam się natychmiast pakować. Jednocześnie otrzymuję zakaz referowania spraw 7 lutego przed Radą Miasta – „bo i tak wszyscy zrozumieją moją nieobecność po doniesieniach prasowych”. Ponadto kazano mi udać się na dwudniowy urlop w dniach 7-8 lutego. A na koniec otrzymałem zakaz jakichkolwiek kontaktów z mediami. Wtedy poprosiłem o zwrot moich pism i ku mojemu zaskoczeniu otrzymałem je bez jakikolwiek oznaczeń potwierdzających ich rejestrację w Urzędzie Miasta. Przez około 24 godziny dokumenty nie zostały wprowadzone do obiegu służbowego – to po co ich tak natarczywie żądano dnia poprzedniego? To jest konkretne działanie, być może noszące znamiona czynów opisanych w art. 276 KK. Zastanawiałem się, dlaczego prezydent się uparł, aby zwolnić mnie jak najszybciej, w trakcie działań naprawczych. Przecież to destabilizuje pracę muzeum. Wydaje mi się, że głównym powodem było to, że w okolicach września odzyskamy pieniądze za remont dachu, co pozwoli spłacić pozostałą część kredytu, a na koncie i tak pozostanie znacząca kwota. Pod koniec roku, wliczając wpływy własne muzeum, może to być kwota nawet miliona złotych. Takiego stanu środków własnych nie było chyba nigdy przedtem. Osoba, która zajmie moje stanowisko, będzie w luksusowej sytuacji. Kiedy obejmowałem stanowisko dyrektora, muzeum było zadłużone na 200 tysięcy złotych i miało zaległości w ZUS-ie na kwotę 60 tysięcy.

— Czy będzie pan podejmował kroki prawne przeciwko prezydentowi Wróblewskiemu?
— Od 15 grudnia 2023 roku byłem gotowy do spotkania z prezydentem Wróblewskim i chciałem otwarcie z nim porozmawiać. Od 6 lutego o takie spotkanie już zabiegałem bezskutecznie. Jednocześnie podjęto przeciwko mnie działania zmuszające mnie do złożenia rezygnacji z dniem 29 lutego bieżącego roku. Próbowałem nawiązać kontakt bezpośredni drogą mailową 12 lutego i ostatni raz 26 lutego, już po ukazaniu się oświadczenia w sprawie rzekomych moich kłamstw. Jeszcze raz zwróciłem się z propozycją załagodzenia sporu. Naprawdę podziwiam odwagę grupy anonimowych osób podpisujących się pod oświadczeniem jako biuro prasowe prezydenta. Zarzuca mi się kłamstwa i urojenia wbrew faktom i posiadanym przeze mnie dowodom w tej sprawie. Decyzje pana prezydenta i postawa kierownictwa zatrzymała proces naprawczy w muzeum. Osoba, która wykryła nieprawidłowości, jest obecnie poddawana presji części kadry kierowniczej muzeum chyba tylko po to, aby „kompleksowa kontrola” wypadła jak najgorzej dla mnie. Moim zdaniem jest jeszcze możliwość zażegnania tego sporu i skupienia się na działaniach naprawczych w muzeum. Teraz to zależy już tylko od pana prezydenta i jego przyznania się do błędnej oceny sytuacji, być może spowodowanej brakiem pełnej informacji o stanie spraw w muzeum. Pozostała mi w tej sytuacji obrona dobrego imienia i walka o przywrócenie do pracy i realizację przyjętego w 2022 roku przez prezydenta programu działania.


— Każdy z nas popełnia błędy. Czy ma pan sobie coś do zarzucenia w kontekście zarządzania miejskim muzeum?
— Tak, nadmierne zaufanie do kadry kierowniczej muzeum, którą uważałem za pokrzywdzoną przez doniesienia prasowe inspirowane przez biuro prasowe prezydenta w 2019 roku w mediach przeciwko byłej pani dyrektor i pośrednio oczerniające załogę, która miała udział w remontach i modernizacji wystaw. Urząd Miejski odciął się wówczas od wyników ich pracy i nie promował skutecznie ich zasług i osiągnięć. Kolejnym błędem była moja zbyt daleko idąca postawa ugodowa w rozwiązywaniu sporów zarówno z pracownikami, jak i przedstawicielami Urzędu Miejskiego.

— Co w prowadzeniu muzeum było dla pana najtrudniejsze?
— Przekonanie do realizacji mojego programu kadry kierowniczej muzeum, którą zostawiłem na zajmowanych stanowiskach wbrew wielu opiniom. Naiwnie liczyłem, że uda się z nimi z czasem konstruktywnie współpracować. Dużym problemem było przekonanie kierownictwa do podjęcia działań na rzecz uporządkowania ewidencji zbiorów. Utworzenie nowej struktury organizacyjnej miało w założeniu usprawnić pracę. Utworzono stanowisko głównego inwentaryzatora, którego w 2019 roku nie było, co było dla mnie dużym zaskoczeniem, gdyż obok głównego księgowego jest to najważniejsze stanowisko w większości muzeów. Pomimo tej „reformy” prace nad ewidencją nadal idą opornie. W latach 2019-2022 ustalono poprzez spisy z natury ilość muzealiów, która wymagała korekty w stosunku wykazywanej w sprawozdaniu do GUS-u w 2018 roku liczby zbiorów własnych z 20 186 na 9529. Ponadto zastosowany wcześniej podział na kolekcje utworzono, kierując się różnymi kryteriami (chronologia, tworzywo, kategoria zabytków), jest niespójny. Próby podjęcia jakichkolwiek zmian w tej kwestii konsekwentnie natrafiają na bierny opór osób, które sprawy ewidencji miały w zakresie swoich obowiązków. Brakuje działu gromadzącego archiwalia, spuścizny zasłużonych dla Elbląga osób i dokumentację wizualną (fotografie, filmy). Niezależnie od tych problemów trzeba pamiętać, że załoga i kadra kierownicza ma wiele zasług dla samego funkcjonowania instytucji, a zwłaszcza w zakresie realizacji projektów (np. remonty obu budynków i modernizacje wystaw stałych oraz ostatnio wykonany remont dachu podzamcza w 2023 roku) organizacji wystaw przy absurdalnie niskich budżetach oraz w realizacji komercyjnych zleceń na prace archeologiczne, które znacząco poprawiły budżet muzeum.


— Z jakimi problemami musi mierzyć się muzeum w Elblągu?

— Brak magazynów na archeologiczne zabytki masowe, brak pracowni konserwacji zabytków z prawdziwego zdarzenia, brak odpowiedniej powierzchni do wystaw czasowych, niskie zarobki pracowników, co powoduje ich odchodzenie z pracy lub frustrację. Za największy problem lat 2019-2023 uważam jednak brak konstruktywnego kontaktu z osobami decyzyjnymi w Urzędzie Miejskim. Brak osób rozumiejących, po co miastu są instytucje kultury i jak z nich korzystać z pożytkiem dla lokalnej społeczności i promocji miasta o niezwykle cennym dziedzictwie historycznym. Bardzo często nie otrzymujemy żadnych odpowiedzi na nasze wnioski. Do spraw konsekwentnie nierealizowanych przez otoczenie prezydenta należy między innymi uzgodnienie statutu muzeum z ministrem kultury i dziedzictwa narodowego; jego brak ogranicza możliwości muzeum w pozyskiwaniu wielu środków na projekty. Na nasze pisma w tej sprawie nie otrzymaliśmy jak dotąd żadnej pozytywnej odpowiedzi.

— W jakim kierunku według pana powinno rozwijać się elbląskie muzeum?
— W każdym kierunku dokumentującym przeszłość miasta. Szczegółowy opis mojej opinii w tej sprawie znajdą państwo na stronie muzeum. Za obecnie najważniejsze uważam kontynuowanie budowania kolekcji wielkogabarytowych zabytków techniki i docelowe utworzenie Elbląskiego Muzeum Techniki. Ponadto od lat próbowałem uczynić muzeum miejscem spotkań pasjonatów spraw elbląskich, niezależnie od ich poglądów politycznych i przekonań wszelakich. Po części to się udało i wiele naszych działań było możliwych tylko dzięki wsparciu wolontariuszy ze stowarzyszeń i grup nieformalnych. Mamy też otwartego na współpracę mecenasa kultury Edwarda Parzycha, dzięki któremu od 15 lutego 2020 r. możemy udostępniać jego prywatną kolekcję elbląskich mebli, sreber, szkła i ceramiki oraz chyba obecnie największą w Polsce kolekcję zegarów „kaflowych” z jedynym znanym w polskich zbiorach zegarem wytworzonym przez elbląskiego zegarmistrza z I połowy XVII w. Wartość tych przedmiotów jest równa kilku rocznym budżetom naszej instytucji. Dlatego uważam, że współpraca z elbląskimi pasjonatami jest jednym z podstawowych narzędzi w budowaniu lokalnej tożsamości i poczucia dumy z wielowiekowej i wielokulturowej przeszłości tego miasta.

— Czy pamięta pan taki dzień, moment, chwilę, kiedy czuł pan największą satysfakcję i być może szczęście jako dyrektor muzeum?
— Chyba pozyskanie do zbiorów maszyny parowej Komnicka i cały proces jej demontażu i transportu, a potem renowacji przy wsparciu wielu wolontariuszy i Narodowego Instytutu Konserwacji Zabytków oraz elbląskiej firmy Techtrans. Gdyby nie informacja o lokalizacji maszyny od przyjaciela muzeum Władysława Glinieckiego, a potem cała seria zdarzeń, w tym decyzja zarządu właściciela tartaku w Łobodzie o symbolicznej cenie sprzedaży, miasto Elbląg nie pozyskałoby tego unikatowego zabytku techniki. Ciekawym doświadczeniem była również realizacja projektu edukacyjnego związanego z budową rekonstrukcji XVIII-wiecznego tellurium Johanna Enderscha, które było ściśle związane z historią Elbląskiego Gimnazjum. Projekt opracowany i prowadzony przez Andrzeja Przybylskiego, wykładowcę SGH w Warszawie. I tu znowu, gdyby nie dziesięć lat wcześniejszej pracy pasjonata historii Elbląga Amadeusza Pfeifera nad dokumentacją wykonawczą tego zabytku i jego wola współpracy z muzeum, to nic z tego by nie wyszło. Należy też wspomnieć o współpracy z Elbląskim Centrum Edukacji Zawodowej oraz z lutnikiem Tomaszem Czypulem – pasjonatem realizacji zadań trudnych i trudniejszych. To jeśli chodzi o działania samego muzeum. Natomiast niesamowitą satysfakcję miałem z postawy lokalnych miłośników historii, skupionych wokół elbląskich forów internetowych, którzy parokrotnie na aukcjach zakupili do naszych zbiorów cenne zabytki na zagranicznych aukcjach, oraz grupy pasjonatów idei utworzenia „Elbląskiego Muzeum Techniki”, oraz „Archiwum Społecznego”. To głównie dla nich staram się obecnie pozostać na stanowisku, aby w przyszłości razem dalej działać dla dobra materialnego dziedzictwa historii miasta Elbląga.

— Żeby zostać dyrektorem muzeum, zrezygnował pan z kierowania Kuźnią Wodną w Oliwie. Czy nie żałuje pan tej decyzji?
— Każdy nas podejmuje różne decyzje, lepsze i gorsze. Czasu się nie cofnie. Nigdy niczego nie żałowałem, podjąłem wiele złych decyzji i co z tego? To są moje decyzje, skutkiem czego mam różne doświadczenia. Dzięki temu nawiązałem wiele cennych kontaktów, które trwają do dzisiaj. W Kuźni Wodnej często bywam i współpracuję z Muzeum Gdańska. Podobnie w Elblągu. Jest tu mnóstwo wspaniałych ludzi realizujących swoje pasje za własne pieniądze. Problem jest tylko to, że od lat nie znajduję zrozumienia w Urzędzie Miejskim dla idei budowania lokalnej tożsamości opartej na upowszechnianiu wiedzy o przeszłości miasta.

Rozmawiał Marcin Kocemba