Elbląg na dużym ekranie: Kultura w robotniczym Elblągu – fenomen lat 60.
2024-11-05 09:34:39(ost. akt: 2024-11-05 09:37:02)
Jak to się stało, że w niedużym powiatowym mieście, gdzieś pomiędzy Gdańskiem i Olsztynem, z górą 60 lat temu jedna po drugiej rodziły się inicjatywy i wydarzenia kulturalne godne stolicy? I to w Elblągu, w którym dopiero co odnotowano niechlubny rekord pijaństwa?
Winni temu byli młodzi inżynierowie zesłani nakazem pracy w Zamechu. Jeszcze kawalerowie, bez rodzin i domowych obowiązków, zaledwie po studiach w Warszawie lub Krakowie, gdzie teatrów i galerii bez liku, a i opera, i filharmonia, i klubów studenckich już wtedy było wiele. A cóż w Elblągu zastali? – obskurne knajpy, kina z radzieckimi filmami i od czasu do czasu teatr. Postanowili więc sami sobie zorganizować wolny czas. Powołali do życia „Czerwoną Oberżę” – niezwykły DKF (1958-64), do którego sprowadzano i filmy i… sławy ówczesnej kultury.
Tak swoje spotkanie z klubowiczami w tygodniku „Świat” opisał Jerzy Waldorff:
„Miałem niedawno bardzo dziwne przeżycie. Ruszyłem w Polskę, na — co się zowie — prowincję, a znalazłem się w ... Paryżu! (…) Nie byłem w stanie przewidzieć, że Klub inteligencji Elbląga będzie miał obyczaje paryskie, jakie obowiązują — na przykład — podczas zebrań Akademii Goncourtów. Zamiast prelegenckiej ambony i karafki z wodą oczekiwał mnie w pięknej willi klubowej... bankiet!
Siadłszy na prezydialnym miejscu stołu zagiętego w podkowę, najpierw uraczony zostałem pysznymi zakąskami, później dano jeszcze inne smaczne różności, zanim dopiero — po toastach, przy winie spytano, czy nie zechciałbym opowiedzieć, jak się odbyła wiosenna podróż Filharmonii Narodowej na Zachód. Nie zapomnę tego nadzwyczajnego spotkania i grona elbląskiej inteligencji — niezblazowanej, traktującej kultury poważnie i żarliwie, ciekawej wszystkiego, co się dzieje na świecie. Gdy podawano kawę na podium sali bankietowej siadła jazzowa orkiestra, u stołu rozgorzała dyskusja na temat muzyki współczesnej. Zacząłem przeto wywodzić jej początki z francuskiego impresjonizmu, a wtedy młody jazzowy pianista zdecydował się pomóc mi i z pamięci odegrał „Arabeskę” Debussy'ego. Tacy tam są trefni jazziści, proszę wielebnego ojca Tyrmanda! Klub inteligencji w Elblągu to piękny przykład budzącego się w kraju życia kulturalnego po latach drętwej martwoty”.
„Miałem niedawno bardzo dziwne przeżycie. Ruszyłem w Polskę, na — co się zowie — prowincję, a znalazłem się w ... Paryżu! (…) Nie byłem w stanie przewidzieć, że Klub inteligencji Elbląga będzie miał obyczaje paryskie, jakie obowiązują — na przykład — podczas zebrań Akademii Goncourtów. Zamiast prelegenckiej ambony i karafki z wodą oczekiwał mnie w pięknej willi klubowej... bankiet!
Siadłszy na prezydialnym miejscu stołu zagiętego w podkowę, najpierw uraczony zostałem pysznymi zakąskami, później dano jeszcze inne smaczne różności, zanim dopiero — po toastach, przy winie spytano, czy nie zechciałbym opowiedzieć, jak się odbyła wiosenna podróż Filharmonii Narodowej na Zachód. Nie zapomnę tego nadzwyczajnego spotkania i grona elbląskiej inteligencji — niezblazowanej, traktującej kultury poważnie i żarliwie, ciekawej wszystkiego, co się dzieje na świecie. Gdy podawano kawę na podium sali bankietowej siadła jazzowa orkiestra, u stołu rozgorzała dyskusja na temat muzyki współczesnej. Zacząłem przeto wywodzić jej początki z francuskiego impresjonizmu, a wtedy młody jazzowy pianista zdecydował się pomóc mi i z pamięci odegrał „Arabeskę” Debussy'ego. Tacy tam są trefni jazziści, proszę wielebnego ojca Tyrmanda! Klub inteligencji w Elblągu to piękny przykład budzącego się w kraju życia kulturalnego po latach drętwej martwoty”.
Jerzy Waldorff nie tylko opisał spotkanie z inżynierami, ale też obiecał sprowadzić do nich kolejnych warszawskich gości oraz orkiestrę Filharmonii Narodowej. Jak obiecał, tak zrobił. „Po paru tygodniach zostałem zaproszony wspólnie z kierownikiem Wydziału Kultury MRN Janem Matusiakiem do Warszawy na spotkanie z dyrektorem Filharmonii Narodowej Zdzisławem Śliwińskim i jego zastępcą, imponująco dynamicznym Marianem Gołębiewskim. Podpisaliśmy porozumienie o przyjęciu przez „Narodową” patronatu muzycznego nad naszym miastem i uzgodniliśmy, że przyjedzie ona do nas w pełnym składzie 21 marca 1959 r.” – to już wspomnienia spisane przez Mirosława Dymczaka.
Z orkiestrą Filharmonii Narodowej przyjechała ekipa Polskiej Kroniki Filmowej i o Elblągu zaczęło być głośno w całym kraju. Filmowcy jeszcze wielokrotnie tu przyjeżdżali, by dokumentować osiągnięcia produkcyjne Zamechu oraz efekty artystyczne Biennale Form Przestrzennych i innych działań elbląskich artystów. A gdy naturalnie „umierał” DKF rodziła się Galeria-El, a zaraz po niej ETK i „Pałacyk”. Działalność w tym czasie rozpoczął Elbląski Dom Kultury, a Szkoła Muzyczna co roku wystawiała opery dziecięce. No i wszystko to filmował Stefan Mula ze swoją grupą filmowców amatorów. A ponieważ filmy te zachowały się, to pokażemy je w kinie.
Na seans pt. „Kultura w robotniczym Elblągu – fenomen lat 60”. zapraszamy w środę, 6 listopada, o godz. 18:00 do Kina Światowid. Gościem specjalnym będzie Teresa Wojcinowicz – prezes Elbląskiego Towarzystwa Kulturalnego. Wstęp wolny.
Centrum Spotkań Europejskich „Światowid"
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez