Giganci motoryzacyjni mają problemy. Volkswagen może zamknąć fabryki w Niemczech, poważne trudności mają też BMW i Mercedes-Benz

2024-11-09 15:00:00(ost. akt: 2024-11-08 18:39:08)
Europejska motoryzacja hamuje i traci pozycję

Europejska motoryzacja hamuje i traci pozycję

Autor zdjęcia: PAP MediaRoom

Wielkie koncerny motoryzacyjne w Europie mają coraz większe problemy. Biorą się one z wysokich kosztów produkcji, spadku sprzedaży aut elektrycznych i zalewu tanich samochodów z Chin. Zyski gigantów spadają, co może prowadzić do masowych zwolnień.
Widmo kryzysu, a już na pewno dużych kłopotów, zaczęło krążyć nad europejskim przemysłem motoryzacyjnym. Branża, która do tej pory napędzała gospodarkę w Europie, zmaga się z dużymi problemami. Ich przyczyn jest wiele. Jak podał Business Insider, niemiecki przemysł motoryzacyjny ma przed sobą coraz gorsze perspektywy. Volkswagen może po raz pierwszy zamknąć fabryki w Niemczech, poważne problemy mają też BMW i Mercedes-Benz. A powodem kłopotów jest spadek sprzedaży aut elektrycznych w Europie oraz konkurencja na chińskim rynku, który jest jednym z głównych źródeł dochodu europejskich koncernów.

Z informacji, które pojawiają się w mediach, ale oczywiście niepotwierdzonych, wynika, że np. koncern Volkswagen, szukając oszczędności, może zwolnić aż 15 tys. ludzi. Tu też trzeba zauważyć, że tylko w Niemczech koncern zatrudnia ok. 120 tys. osób. Jednak odprawienie do domu 15 tys. z nich ma dać ponad 4 miliardy euro oszczędności.

Kłopoty ma też inny gigant, Stellantis, do którego należy m.in. Fiat. Koncern poinformował, że włoskie fabryki czeka w listopadzie kilka przerw w produkcji. Co jest tego powodem? Tu mówi się o niepewnej sytuacji na rynku motoryzacyjnym i konkurencji ze strony chińskich producentów.

Chiński odwet
W fabryce Stellantis w Tychach składany jest model elektryka T03 chińskiej firmy Leapmotor, powiązanej z Stellantisem. Jednak montaż — jak doniósł właśnie Money.pl — ma zostać zatrzymany po tym, jak Europa wprowadziła cła na chińskie auta elektryczne. Już pod koniec ubiegłego miesiąca Reuters podał, że władze w Pekinie zaleciły chińskim producentom samochodów, aby wstrzymali duże inwestycje w krajach europejskich, których rządy poparły nałożenie dodatkowych ceł unijnych na pojazdy elektryczne produkowane w Chinach. Przypomnijmy, że unijne cła na produkowane w Chinach samochody elektryczne, które zaczęły obowiązywać od minionej środy, wynoszą między 7,8 a 35,3 proc. i będą nakładane dodatkowo do już obowiązujących w UE 10-procentowych ceł na importowane samochody. Na razie mają obowiązywać pięć lat. Przeciwko wprowadzeniu dodatkowych opłat było pięć państw: Niemcy, Węgry, Malta, Słowenia i Słowacja. Wśród dziesięciu państw, które była za, znalazła się też Polska. Dwanaście wstrzymało się od głosu.

Kłopoty mają inni
A jak fabryki mają kłopoty, to mają je też inni powiązani z branżą. Agencja Reuters poinformowała, że Schaeffler Gruppe, niemiecki producent części do samochodów, planuje masowe zwolnienia w swoich zakładach w Europie. Powodem są coraz mniejsze zyski, co wypływa na spadek cen akcji grupy na giełdzie. Według tych doniesień zwolnienia mają dotknąć 3,7 tys. osób głównie w niemieckich fabrykach, ale trzeba pamiętać, że grupa ma też dwa zakłady w Polsce.

Problemy Schaefflera nie biorą się z próżni. Z najnowszego raportu Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Części Motoryzacyjnych wynika, że od 2020 roku w branży motoryzacyjnej w Europie ubyło aż 86 tysięcy miejsc pracy. A wcześniejsze prognozy zakładały, że do 2025 roku przybędzie aż 100 tysięcy nowych stanowisk.
Zdaniem autorów raportu sektor motoryzacyjny, który od lat stanowił fundament europejskiej gospodarki, stoi obecnie w obliczu bezprecedensowego kryzysu. Spadająca rentowność w całej branży, zmniejszające się inwestycje zagraniczne i presja na realizację ambitnych celów zielonej oraz cyfrowej transformacji stawiają dostawców motoryzacyjnych w trudnej sytuacji.

„Jednym z kluczowych czynników wpływających na pogorszenie sytuacji w branży jest spadek popytu na tradycyjne samochody spalinowe, który nasilił się w wyniku rosnących kosztów surowców i energii. Europejski rynek samochodowy zmaga się z rosnącą konkurencją, zwłaszcza z Azji, gdzie producenci oferują bardziej przystępne cenowo pojazdy elektryczne, a rządy silnie wspierają rozwój lokalnych marek” — czytamy w raporcie.

Nad Wisłą sprzedaż rośnie
Czy te problemy branży motoryzacyjnej w Europie przekładają się na rynek nad Wisłą? Na razie sprzedaż nowych aut rośnie. Jak wynika z kwartalnego raportu Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego i KPMG w Polsce, od stycznia do września tego roku w Polsce zarejestrowano 399 tys. samochodów osobowych, tj. o 13,8 proc. więcej w porównaniu z trzema kwartałami poprzedniego roku. Rośnie popularność pojazdów z alternatywnymi napędami. Dziś prawie co drugie auto, które wyjeżdża z salonu, ma taki napęd. W ciągu dziewięciu miesięcy 2024 roku zarejestrowano ich 206 tys., co oznacza wzrost o 31 proc. w porównaniu z analogicznym okresem 2023 roku. Wśród aut z alternatywnym napędem dominują oczywiście hybrydy, których sprzedano od stycznia do września 183 tys., to aż o 35 proc. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. W pełni elektrycznych aut sprzedano tylko 12,5 tys. (co oznacza wzrost o zaledwie 2,2 proc. rok do roku), a hybryd typu plug in 10,3 tys. (wzrost 6,6 proc. rok do roku). Dane te wyraźnie pokazują, jaki jest trend, jakie auta wybierają Polacy.

Nie jesteśmy enklawą
Czy problemy wielkich koncernów, które obracają miliardami euro, w jakiś sposób dotyczą Kowalskiego nad Wisłą. Bardziej, niż nam mogłoby się wydawać, i nie tylko dlatego, że dziś nie ma gospodarek autarkicznych, bo nawet Korea Północna się zmienia, ale choć nie produkujemy polskich aut, to tysiące osób jest związanych z tą branżą. Na koniec trzeciego kwartału 2024 roku przy produkcji pojazdów samochodowych, przyczep i naczep zatrudnionych było ok. 200 tys. osób, a w sektorze handlu pojazdami samochodowymi oraz w ich naprawie kolejnych ok. 125 tys. osób. Dlatego to, co dzieje się w Europie, ma ogromne przełożenie na sprawy w kraju czy wręcz w poszczególnych regionach, choćby na Warmii i Mazurach. Tu przypomnijmy, jak wielkie poruszenie wywołała niedawno informacja, że Michelin zamyka w Olsztynie jeden ze swoich zakładów, a konkretnie zakład opon ciężarowych, i przenosi produkcję do Rumunii. Późnej okazało się, że fabryka, dywersyfikując produkcję, stawia mocniej na segment opon samochodowych. Dlatego dotychczasową produkcję opon ciężarowych w Olsztynie przejmą trzy inne fabryki Michelin w Europie: w Rumunii, Włoszech i Hiszpanii, a w Olsztynie Michelin chce zwiększyć produkcję opon do samochodów osobowych. Co istotne, 430 osobom, które pracowały w zakładzie opon ciężarowych, zaproponowano nowe stanowiska w fabryce w Olsztynie. Jednak to tsunami, które wywołała ta informacja, nie dziwi, bo czym jest Michelin dla Olsztyna, który zatrudnia ponad 5 tys. osób, nikomu chyba nie trzeba tłumaczyć. Ale francuski gigant też nie działa w próżni. Pojawiły się doniesienia, że koncern ma zamknąć do 2026 roku dwie swoje fabryki we Francji. Powodem jest napływ tanich opon z Azji, jak też inflacja i wysokie koszty energii.

Andrzej Mielnicki