Elbląg: Miał spacerować po dzielnicy i wymierzać sprawiedliwość. Szeryf ulicy skazany
2024-11-14 17:27:30(ost. akt: 2024-11-14 20:45:59)
Samozwańczy szeryf ulicy – bo tak 54-letniego Marka N. nazwał elbląski sąd – został nieprawomocnie skazany za liczne uszkodzenia aut, których miał dokonać w rejonie ul. Sadowej. Oskarżony początkowo wyjaśnił policjantom, że chciał odreagować stres, spacerując z psem, a samochody, które jego zdaniem były nieprawidłowo zaparkowane, uniemożliwiały mu to. Jednak w sądzie nie przyznał się do wszystkich zarzucanych mu czynów, twierdząc, że wcześniejsze wyjaśnienia składane na komendzie były wymuszone przez policjantów prowadzących sprawę. Funkcjonariusze mieli go zastraszyć.
Marek N. został oskarżony o to, że w okresie od 4 kwietnia do 6 maja miał dokonać uszkodzeń sześciu pojazdów przy ul. Sadowej i ul. Słowackiego. Firmy ubezpieczeniowe oszacowały wszystkie szkody na łączną kwotę 22 tys. zł. Podczas uszkadzania jednego z aut kluczami do swojego mieszkania zarejestrowała go kamera monitoringu. Dzięki nagraniu policja dotarła do oskarżonego i trzykrotnie go przesłuchała.
Przyznał się, a później zmienił zdanie
Podczas składania pierwszych wyjaśnień Marek N. przyznał się do uszkodzenia pojazdu z monitoringu i dobrowolnie zgłosił, że uszkodził jeszcze pięć innych aut. Twierdził, że te samochody były źle zaparkowane i przeszkadzały mu w spacerze z psem, podczas którego chciał się odstresować. Przyznał, że ma problemy związane ze zdrowiem psychicznym swojej żony i żyje w stresie. Podczas przesłuchań na komendzie wyrażał skruchę i mówił, że sam już nie wie, dlaczego to zrobił. Jedną z policjantek, które go przesłuchiwały, bardzo zdziwiło to, że Marek N. niszczył samochody, bo mu przeszkadzały. Według niej spraw związanych z uszkodzeniem mienia jest bardzo dużo, ale rzadko zdarza się, by sprawcy robili to z innego powodu niż osobista niechęć do właściciela. Z Markiem N. był nawet przeprowadzony eksperyment procesowy, podczas którego miał wskazywać miejsca, w których stały uszkodzone przez niego samochody.
Gdy jednak rozpoczął się proces w sądzie, Marek N. zmienił swoje wcześniejsze wyjaśnienia, twierdząc, że policjanci, którzy przeprowadzali z nim eksperyment procesowy, zastraszyli go, mówiąc, „żeby się przyznał, bo mają wszystkie nagrania i on i tak trafi do więzienia”. Oskarżony twierdził, że przestraszył się możliwości trafienia do aresztu z uwagi na to, że opiekuje się żoną, która zmaga się z problemami psychicznymi, i gdy go zamkną, to ona zostanie sama. Tu warto podkreślić, że podejrzany według policyjnego protokołu sam przyznał się do zniszczeń samochodów, a dopiero później odbył się eksperyment procesowy.
Podczas składania pierwszych wyjaśnień Marek N. przyznał się do uszkodzenia pojazdu z monitoringu i dobrowolnie zgłosił, że uszkodził jeszcze pięć innych aut. Twierdził, że te samochody były źle zaparkowane i przeszkadzały mu w spacerze z psem, podczas którego chciał się odstresować. Przyznał, że ma problemy związane ze zdrowiem psychicznym swojej żony i żyje w stresie. Podczas przesłuchań na komendzie wyrażał skruchę i mówił, że sam już nie wie, dlaczego to zrobił. Jedną z policjantek, które go przesłuchiwały, bardzo zdziwiło to, że Marek N. niszczył samochody, bo mu przeszkadzały. Według niej spraw związanych z uszkodzeniem mienia jest bardzo dużo, ale rzadko zdarza się, by sprawcy robili to z innego powodu niż osobista niechęć do właściciela. Z Markiem N. był nawet przeprowadzony eksperyment procesowy, podczas którego miał wskazywać miejsca, w których stały uszkodzone przez niego samochody.
Gdy jednak rozpoczął się proces w sądzie, Marek N. zmienił swoje wcześniejsze wyjaśnienia, twierdząc, że policjanci, którzy przeprowadzali z nim eksperyment procesowy, zastraszyli go, mówiąc, „żeby się przyznał, bo mają wszystkie nagrania i on i tak trafi do więzienia”. Oskarżony twierdził, że przestraszył się możliwości trafienia do aresztu z uwagi na to, że opiekuje się żoną, która zmaga się z problemami psychicznymi, i gdy go zamkną, to ona zostanie sama. Tu warto podkreślić, że podejrzany według policyjnego protokołu sam przyznał się do zniszczeń samochodów, a dopiero później odbył się eksperyment procesowy.
Ostatecznie Marek N. przyznał się tylko do jednego uszkodzenia samochodu — tego, który zarejestrował monitoring. Podczas procesu często wspominał nie tylko o problemach psychicznych żony, ale również o swoich problemach zdrowotnych, wynikających ze stresu spowodowanego chorobą małżonki. Jednak sędzia nie uwierzył w nową linię obrony Marka N. Nie wziął również pod uwagę tego, że musi opiekować się chorą żoną i nie może pójść do więzienia. A to dlatego, że jego żona była obecna przynajmniej podczas uszkadzania jednego z samochodów i nie reagowała (kobieta jest czynną zawodowo pielęgniarką).
Wyrok
Sąd uznał Marka N. za winnego zarzucanych mu czynów, uznał, że zostały popełnione w warunkach ciągu przestępstw i wymierzył mu karę 10 miesięcy pozbawienia wolności. Sąd orzekł również obowiązek naprawienia szkody w całości poprzez zapłatę na rzecz pokrzywdzonych kwot oszacowanych przez firmy ubezpieczeniowe w łącznej wysokości 22 tys. zł. Wobec oskarżonego zasądzono także pokrycie kosztów sądowych (180 zł).
Sąd uznał Marka N. za winnego zarzucanych mu czynów, uznał, że zostały popełnione w warunkach ciągu przestępstw i wymierzył mu karę 10 miesięcy pozbawienia wolności. Sąd orzekł również obowiązek naprawienia szkody w całości poprzez zapłatę na rzecz pokrzywdzonych kwot oszacowanych przez firmy ubezpieczeniowe w łącznej wysokości 22 tys. zł. Wobec oskarżonego zasądzono także pokrycie kosztów sądowych (180 zł).
— W ocenie sądu okoliczności popełnienia wszystkich sześciu czynów zarzuconych Markowi N. w akcie oskarżenia nie budzą żadnych wątpliwości. Oskarżony dokonał uszkodzenia wszystkich pojazdów wskazanych w akcie oskarżenia. Jeśli chodzi o dowody, które na to wskazują, to wszyscy pokrzywdzeni, składając zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, nie znali sprawcy i nie wskazywali go, ponieważ nie posiadali jego danych osobowych. W toku postępowania dowodowego po ujawnieniu nagrania z monitoringu ustalono tożsamość oskarżonego, któremu postawiono tylko jeden zarzut uszkodzenia pojazdu i na tym etapie postępowanie powinno się zakończyć. Tylko dlatego — co sąd początkowo przypisał na plus oskarżonemu — że podczas pierwszego procesowego przesłuchania przyznał się do innych czynów, a następnie w toku eksperymentu procesowego wskazał miejsca, czas i mechanizm uszkadzania pojazdów, postawiono mu kolejnych pięć zarzutów, łącznie sześć. Dalej w toku dochodzenia oskarżony konsekwentnie przyznawał się do popełnienia tych czynów, składał wyjaśnienia, wskazywał przyczyny, dla których to uczynił. Przesłuchiwany po raz trzeci również był konsekwentny — uzasadnił wyrok Krzysztof Chybicki, sędzia Sądu Rejonowego w Elblągu.
I dodał: — Swoją postawę oskarżony zmienił dopiero przed sądem, gdy zaczął korzystać z pomocy obrońcy. Oczywiście w ramach prawa do obrony oskarżony ma prawo zmieniać swoją linię obrony na każdym etapie postępowania. Podczas dwóch rozpraw usłyszeliśmy, że oskarżony na etapie sądowym przyznaje się do uszkodzenia tylko jednego pojazdu — tego, który został zarejestrowany, a do pozostałych się nie przyznaje. Linia obrona zasygnalizowana na pierwszej rozprawie, że oskarżony był zmuszony i zastraszony, nie polega na prawdzie i za pomocą zeznań funkcjonariuszy policji została obalona. Oskarżony nie reagował, nawet gdy przesłuchiwane były funkcjonariuszki policji, które stawiały mu zarzuty i wykonywały czynności z jego udziałem. Nie miał do nich żadnych pytań, nie kwestionował czynności ani wypowiedzi w momencie, gdy mówiły, że protokół odzwierciedla przebieg zdarzenia. Co oznacza taka bierna postawa oskarżonego? Wskazuje, że świadkowie w jego obecności zeznają zgodnie z prawdą. Co ważne, oskarżony nie uszkodził pojazdów z powodu osobistej niechęci do właścicieli pojazdów, a tak jest z reguły. Od samego początku twierdził, że w jego ocenie pojazdy były źle zaparkowane. Gdyby nawet były źle zaparkowane, to nie jest rolą przypadkowo przechodzącej osoby dokonywać samosądu na tych samochodach i je niszczyć. Na tej zasadzie każdy pojazd spotkany na ulicy, który byłby źle zaparkowany, można by było uszkodzić. Od tego są odpowiednie służby i jeżeli oskarżony uważał, że pojazdy są źle zaparkowane i przeszkadzają w przemieszczaniu się, powinien dokonać obywatelskiego zawiadomienia policji czy straży miejskiej i w ten sposób rozstrzygnąć problem, który mu ciążył. Oskarżony, podejmując decyzję, o tym, że, da nauczkę parkującym i będzie uszkadzał pojazdy, aby nie zostawiali swoich samochodów w miejscach, w których on będzie spacerował, myślał, że swój cel osiągnie. Motywy działania oskarżonego są nielogiczne i zasługują na potępienie.
Sąd nie zdecydował się na to, aby zamiast kary 10 miesięcy pozbawienia wolności wymierzyć karę grzywny lub karę pozbawienia praw publicznych, co jest możliwe w przypadku orzeczenia kary pozbawienia wolności krótszej niż 1 rok. Sąd nie złagodził kary ze względu na postawę Marka K. który w toku dochodzenia złożył zgodne z prawdą wyjaśnienia, a przed sądem zaprezentował postawę polegającą na mechanizmie: „udowodnicie mi tylko jeden czyn z nagrania, a pozostałych mi nie udowodnicie, ja mam prawo do obrony i będę mówił, że to nie ja, że mnie zmuszano i zastraszono”.
— To pogorszyło sytuację procesową oskarżonego, ponieważ sąd bierze pod uwagę nie tylko motywy towarzyszące oskarżonemu w trakcie popełniania czynu zabronionego, ale także zachowanie po i postawę w postępowaniu procesowym. Sąd nie znalazł żadnych powodów, aby poszukiwać możliwości wymierzenia kary niższej niż ta kodeksowa, polegająca na pozbawieniu wolności, pomimo iż oskarżony sygnalizował swoje dolegliwości zdrowotne i stan zdrowia psychicznego swojej żony. Należy pamiętać, że oskarżony o stanie zdrowia swoim i małżonki, którą powinien się opiekować, wiedział w trakcie czynu. Jeśli wówczas podjął tę decyzję, to musiał zakładać, że albo nigdy nie zostanie zidentyfikowany i zatrzymany i dalej będzie wymierzał sprawiedliwość na ulicy, tak jak to czynił, albo musiał się liczyć z tym, że jeżeli zostanie uznany za sprawcę uszkodzeń samochodów, to będzie musiał za to odpowiedzieć i może trafić do zakładu karnego. Bezspornie podczas popełniania jednego z czynów, który został zarejestrowany przez kamerę monitoringu, osoba, którą ma się teraz opiekować, towarzyszyła mu. Była bezpośrednim świadkiem tego zdarzenia — szła z nim pod rękę, na czas popełniania czynu puściła jego dłoń, czekając, aż dokona przestępstwa, i poszła dalej spacerkiem z nim i ze swoim psem — powiedział sędzia Krzysztof Chybicki.
Czas na przemyślenia
Zdaniem sądu orzeczona kara jest okazją do przemyśleń i wyciągnięcia wniosków.
— Dziesięć miesięcy pozbawienia wolności to według sądu odpowiedni czas na to, aby przemyśleć, czy było warto mieć przyjemność z pełnienia funkcji szeryfa na ulicy, który będzie chodził i niszczył pojazdy tylko dlatego, że są źle zaparkowane, a on ma misję i będzie w ten sposób edukował kierowców. Jeżeli po wyjściu z więzienia oskarżony stwierdzi, że było warto, to znaczy, że kara nie przyniosła żadnego rezultatu i w przyszłości oskarżony może popełniać podobne czyny — stwierdził sędzia.
Zdaniem sądu orzeczona kara jest okazją do przemyśleń i wyciągnięcia wniosków.
— Dziesięć miesięcy pozbawienia wolności to według sądu odpowiedni czas na to, aby przemyśleć, czy było warto mieć przyjemność z pełnienia funkcji szeryfa na ulicy, który będzie chodził i niszczył pojazdy tylko dlatego, że są źle zaparkowane, a on ma misję i będzie w ten sposób edukował kierowców. Jeżeli po wyjściu z więzienia oskarżony stwierdzi, że było warto, to znaczy, że kara nie przyniosła żadnego rezultatu i w przyszłości oskarżony może popełniać podobne czyny — stwierdził sędzia.
I dodał, że nie wymierzył kary w zawieszeniu z dwóch powodów: — Po pierwsze, gdyby nawet było można zawiesić wykonanie kary, to sąd takiej decyzji nie podjął, bo oskarżeni wychodzący z sali po ogłoszeniu wyroku często myślą, że kara pozbawienia wolności to żadna kara, myślą, że nic się takiego nie stało, że minie okres zawiasów i mam sprawę rozliczoną. A kara ma być dolegliwa i ma rzeczywiście karać, a nie tylko straszyć. W tym przypadku warunki formalne i tak nie pozwalają zawiesić tej kary. Karę pozbawienia wolności można warunkowo zawiesić na okres próby od 1 miesiąca do 3 lat tylko wtedy, gdy kara nie przekracza 1 roku pozbawienia wolności, a szansę warunkowego zawieszenia kary oskarżony otrzymuje tylko jeden raz w życiu. Oskarżony był już trzy razy karany sądownie – w 2010 roku za jazdę po spożyciu alkoholu (otrzymał karę 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata), w 2017 roku za kradzież (kara grzywny) i w 2018 roku ponownie za jazdę po spożyciu alkoholu, posiadając aktywny zakaz prowadzenia pojazdów (orzeczono obowiązek wykonania prac społecznych).
Wyrok jest nieprawomocny, co oznacza, że skazany w pierwszej instancji Marek N. ma prawo się od niego odwołać.
Ewelina Gulińska
Ewelina Gulińska
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez