Zalewu Wiślanego mogło nie być. Dwaj inżynierowie chcieli go osuszyć
2024-12-15 07:00:00(ost. akt: 2024-12-13 23:16:25)
Opalając się na plaży w Kadynach, można się cieszyć, że nie udał się pewien polski, a potem niemiecki pomysł. Bo zalewu mogło nie być.
„To najpiękniejszy rejon mojej monarchii” — tak miał powiedzieć zachwycony Wilhelm II, gdy przybył po raz pierwszy do podelbląskich Kadyn. „Kadyny są perłą romantycznych wzniesień nad brzegiem Zalewu. Od wschodu otaczają je amfiteatralnie porośnięte lasem wzgórza, a od zachodu Zalew Wiślany zamyka starą równinę nadbrzeżną, na której leży piękna rezydencja szlachecka. Tak że nadzwyczaj uroczy krajobraz wybrzeża ujęty jest w ramy niczym obraz” — pisał z kolei niemiecki autor cytowany przez Wojciecha Kujawskiego w książce „Zalew Wiślany”.
Po ponad 150 latach Kadyny nadal zachwycają. Stanowią też niezłe wyzwanie dla rowerzystów, którzy wracają z nich do Elbląga. Podjazd naprawdę wymaga włożenia w niego sporego (przynajmniej w moim wieku) wysiłku. Ale za to zjazd to prawdziwa frajda.
Bażyński, czyli Baysen
Kadyny do historii weszły dwa razy. Za pierwszym razem za sprawą Jana Bażyńskiego, czyli Johannesa/Hansa von Baysena, który, używając dzisiejszej nomenklatury, był Niemcem i możliwe, że jako 20-latek walczył z Polakami i Litwinami pod Grunwaldem. Potem zmienił jednak zdanie i stanął przy Polsce przeciwko Krzyżakom. W lutym 1454 roku stał na czele delegacji stanów pruskich, która przybyła do Krakowa w 1454 roku, aby prosić króla Kazimierza Jagiellończyka o inkorporację ziem państwa krzyżackiego. „Albo tobie, jeżeli nas pod twą władzę przyjmiesz, albo nieprzyjaciołom, jeśli nami wzgardzisz, służyć będziemy” — powiedział wtedy proroczo. I jego syn służył już Krzyżakom. Jego rodzina władała Kadynami przez następne 200 lat.
Kadyny do historii weszły dwa razy. Za pierwszym razem za sprawą Jana Bażyńskiego, czyli Johannesa/Hansa von Baysena, który, używając dzisiejszej nomenklatury, był Niemcem i możliwe, że jako 20-latek walczył z Polakami i Litwinami pod Grunwaldem. Potem zmienił jednak zdanie i stanął przy Polsce przeciwko Krzyżakom. W lutym 1454 roku stał na czele delegacji stanów pruskich, która przybyła do Krakowa w 1454 roku, aby prosić króla Kazimierza Jagiellończyka o inkorporację ziem państwa krzyżackiego. „Albo tobie, jeżeli nas pod twą władzę przyjmiesz, albo nieprzyjaciołom, jeśli nami wzgardzisz, służyć będziemy” — powiedział wtedy proroczo. I jego syn służył już Krzyżakom. Jego rodzina władała Kadynami przez następne 200 lat.
Ptaszek za 1300 euro
Naprawdę wielki świat zawitał do Kadyn w końcu XIX wieku, kiedy posiadłość nabył cesarz Wilhelm II. Stało się to z korzyścią dla ludzi, ale było nieszczęściem dla zwierząt. Cesarz nasamprzód przebudował stojący we wsi pałacyk i zabudowania folwarczne, ale zajął się też wsią, którą postanowił przekształcić w modelowy wzorzec. Zatrudnił do tego architekta Conrada Steinbrechta, który wcześniej zajmował się renowacją zamku krzyżackiego w Malborku.
Naprawdę wielki świat zawitał do Kadyn w końcu XIX wieku, kiedy posiadłość nabył cesarz Wilhelm II. Stało się to z korzyścią dla ludzi, ale było nieszczęściem dla zwierząt. Cesarz nasamprzód przebudował stojący we wsi pałacyk i zabudowania folwarczne, ale zajął się też wsią, którą postanowił przekształcić w modelowy wzorzec. Zatrudnił do tego architekta Conrada Steinbrechta, który wcześniej zajmował się renowacją zamku krzyżackiego w Malborku.
„W roku 1867 istniały w tym rejonie 24 domy mieszkalne i 23 budynki gospodarcze, głównie drewniane i konstrukcji ryglowej. Zabudowę całkowicie wymieniono na przełomie XIX i XX wieku. Z inicjatywy cesarza powstał jednolity projekt opracowany przez architektów berlińskich. Zgodnie z jego ustaleniami wymieniono gruntownie stare budynki na nowe (...). Nowe domy mieszkalne budowano według identycznego wzoru — murowane z czerwonej, spoinowanej cegły, przeznaczone dla dwóch rodzin, na parterze miały po dwa pokoje mieszkalne, kuchnię i komorę, na parterze jeden pokój dla każdej rodziny. Domy ogrodzono oraz dodano do nich budynki gospodarcze: komórkę, wędzarnie, obórkę na jedną krowę (...). Zabudowę mieszkalną uzupełniały obiekty użyteczności publicznej: szkoła, dom starców i poczta” — pisze Dariusz Barton w „Przewodniku krajoznawczym z myszką po Wysoczyźnie Elbląskiej”.
„Kadyny zostały przeistoczone we wzorcową wieś zgodnie z dominującymi w ówczesnej polityce społecznej najnowszymi teoriami dotyczącymi zaspokajania potrzeb robotników i chłopów, zapewniania im godnych i higienicznych warunków życia i pracy, zabezpieczenia socjalnego, łącznie z ubezpieczeniami społecznymi. 27 stycznia 1906 roku cesarz z okazji swych urodzin wydał decyzję o objęciu wszystkich pracowników Kadyn ubezpieczeniem zdrowotnym, emerytalnym i rentowym, wprowadził zachęty do oszczędzania, zakładając kadyńskim dzieciom książeczki oszczędnościowe, i wprowadził fundusz nagród pracowniczych” — wyjaśnia Małgorzata Omilanowska w pracy „Cesarz Wilhelm II i jego inicjatywy architektoniczne na wschodnich rubieżach Cesarstwa Niemieckiego”. Te domy przetrwały do tej pory.
W majątku mieściła się też cesarska manufaktura, w której wyrabiano ceramikę artystyczną, a do której maszyny sprowadzono ze słynącej z produkcji porcelany Miśni. Można ją czasami znaleźć np. na eBayu. Cenny wahają się w granicach 1-2 tysięcy, np. za widoczny poniżej wazon z monogramem „S.M. KAISER WILHELM II” trzeba zapłacić 775 euro, a za figurkę ptaszka aż 1300. Wytwórnia przetrwała 1945 rok i działała w różnych formach do końca lat 80. Potem wraz z folwarkiem stała się własnością prywatą. Dzisiaj odnowiono jej działalność. Stare wyroby z Kadyn można obejrzeć w muzeum w Elblągu, w budynku gimnazjum.
Kadyny były więc cesarską wsią pełną gębą, także w wersji kolejowej. Po połączeniu koleją Elbląga z Braniewem w Kadynach powstał peron, ale nie zwykły, ale cesarski. Zwykłe pociągi nie zatrzymywały się w Kadynach. To był przywilej zarezerwowany wyłącznie dla pociągu cesarskiego. Dlatego zwykli ludzie wysiadali w odległym o 2 km od Kadyn Pęklewie. W kocu jednak maluczkim zezwolono na wysiadanie w Kadynach, ale tylko pod nieobecności członków rodziny cesarza.
Jeleń szlachetny, kapitalny
Wilhelm II był zapalonym myśliwym. W Prusach chętnie polował w okolicach Kadyn, Prakwic koło Dzierzgonia i w Puszczy Rominckiej. »Wilhelm II strzelał bez opamiętania. Zabijał nie tylko dla myśliwskich trofeów, ale też dla zwykłej satysfakcji z oddania celnego strzału. Nie oszczędzał osobników starych, niedojrzałych, chorych ani takich o mało wyróżniającym się porożu. W miejscach, w których padły, słudzy wbijali pamiątkowe słupy. Tam, gdzie cesarz położył „kapitalne rogacze”, umieszczali bardziej okazałe kamienie z wyrytą inskrypcją. Szacuje się, że takich słupów w okolicach Prakwic było ponad czterysta, kamieni ponad sto. Jedno ze źródeł podaje szczegółową statystykę niektórych lokalnych dokonań myśliwskich Wilhelma« — pisze Filip Springer w książce „Mein Gott, jak pięknie”.
Wilhelm II był zapalonym myśliwym. W Prusach chętnie polował w okolicach Kadyn, Prakwic koło Dzierzgonia i w Puszczy Rominckiej. »Wilhelm II strzelał bez opamiętania. Zabijał nie tylko dla myśliwskich trofeów, ale też dla zwykłej satysfakcji z oddania celnego strzału. Nie oszczędzał osobników starych, niedojrzałych, chorych ani takich o mało wyróżniającym się porożu. W miejscach, w których padły, słudzy wbijali pamiątkowe słupy. Tam, gdzie cesarz położył „kapitalne rogacze”, umieszczali bardziej okazałe kamienie z wyrytą inskrypcją. Szacuje się, że takich słupów w okolicach Prakwic było ponad czterysta, kamieni ponad sto. Jedno ze źródeł podaje szczegółową statystykę niektórych lokalnych dokonań myśliwskich Wilhelma« — pisze Filip Springer w książce „Mein Gott, jak pięknie”.
Cesarz lubił też polować w okolicach śląskiego Raciborza. To tam doszło do skandalu, który nadszarpnął wiarę poddanych w jego myśliwskie zdolności. Otóż w czasie polowania, które odbyło się tam w 1910 roku, cesarz w ciągu około pięciu godzin ustrzelił 738 bażantów, trzy głuszce, po jednym zającu i sójce. Cesarz trafiał więc 2,5 razy na minutę. Jako że nie wszystkie strzały były zapewne celne, więc musiał zużyć ponad tysiąc naboi. Niedługo potem w czasopiśmie „Myślistwo w Słowach i Obrazach” ukazała się informacja, że podczas polowania bażanty trzymano w koszach i jak tylko cesarz zajął stanowisko, natychmiast je wypuszczono, znacznie tym samym ułatwiając Wilhelmowi zadanie.
Ile zwierząt ustrzelił w swoim życiu Wilhelm? Zapewne kilkanaście tysięcy, tym bardziej że strzelał do wszystkiego, na przykład do wron. Kochał jednak strzelać do większych zwierząt. W Puszczy Rominckiej znajduje się „głaz dwutysięczny” — to najsłynniejszy głaz Wilhelma, upamiętniający 2000. jelenia byka strzelonego przez cesarza. Napis na głazie w tłumaczeniu na język polski brzmi: „Darzbór! Z tej ambony Jego Wysokość Cesarz i Król Wilhelm II upolował swego 2000. jelenia szlachetnego, kapitalnego czternastaka 28 września 1912”.
„W tym czasie miał Cesarz około 2000 jeleni zabitych (fakt zabicia dwutysięcznej sztuki został utrwalony na sztucerze), a za każdym razem te same hymny pochwalne i ta sama sceneria. Nie pojmuję, w jaki sposób mogło mu się to nie znudzić” — wspominał Julian Fałat, jeden z najwybitniejszych polskich akwarelistów, który spędził czternaście lat jako nadworny malarz cesarza.
Zalewu mogło nie być
Dzisiaj Kadyny to popularna wieś turystyczna. Takie też funkcje pełnią dawny folwark i cesarski pałacyk. A bycząc się na plaży w Kadynach, można się cieszyć, że nie udał się pewien polski, a potem niemiecki pomysł. Bo zalewu mogło nie być. Takie pomysły pojawiły się na dwadzieścia lat przed tym, nim kajzer odkrył dla siebie Kadyny. W 1932 r. zwróciła się do niego Rada Miasta Elbląga. Na jej zlecenie opracowano „Memoriał w sprawie osuszenia Zalewu Wiślanego i przekopu przez Mierzeję Wiślaną w rejonie Krynicy Morskiej”. Dwaj inżynierowie zaproponowali osuszenie nieco ponad 60 proc. zalewu. W ramach projektu powstać miały również dwa kanały. Jeden łączyć miał Elbląg i Krynicę Morską z wyjściem na Morze Bałtyckie, a drugi prowadzić z Elbląga skrajem polderów od strony Wysoczyzny Elbląskiej do Królewca. Miano w ten sposób uzyskać 54 tys. hektarów żyznej ziemi, na której gospodarowałoby 13 tys. rodzin. Po wojnie kilka razy wracano do tego pomysłu, ale Rosjanie nie byli zainteresowani takim projektem. A skończyło się na tym, że przekopaliśmy Mierzeję, a Rosjanie mogli sobie tylko poprotestować.
Dzisiaj Kadyny to popularna wieś turystyczna. Takie też funkcje pełnią dawny folwark i cesarski pałacyk. A bycząc się na plaży w Kadynach, można się cieszyć, że nie udał się pewien polski, a potem niemiecki pomysł. Bo zalewu mogło nie być. Takie pomysły pojawiły się na dwadzieścia lat przed tym, nim kajzer odkrył dla siebie Kadyny. W 1932 r. zwróciła się do niego Rada Miasta Elbląga. Na jej zlecenie opracowano „Memoriał w sprawie osuszenia Zalewu Wiślanego i przekopu przez Mierzeję Wiślaną w rejonie Krynicy Morskiej”. Dwaj inżynierowie zaproponowali osuszenie nieco ponad 60 proc. zalewu. W ramach projektu powstać miały również dwa kanały. Jeden łączyć miał Elbląg i Krynicę Morską z wyjściem na Morze Bałtyckie, a drugi prowadzić z Elbląga skrajem polderów od strony Wysoczyzny Elbląskiej do Królewca. Miano w ten sposób uzyskać 54 tys. hektarów żyznej ziemi, na której gospodarowałoby 13 tys. rodzin. Po wojnie kilka razy wracano do tego pomysłu, ale Rosjanie nie byli zainteresowani takim projektem. A skończyło się na tym, że przekopaliśmy Mierzeję, a Rosjanie mogli sobie tylko poprotestować.
Igor Hrywna
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez