Jeden zginął pod Elblągiem, drugi pod Giżyckiem. Przypominamy sylwetki św. Wojciecha i św. Brunona
2025-02-08 06:00:00(ost. akt: 2025-02-08 10:21:32)
Choć był Niemcem, to o przyszłym pierwszym królu Polski mówił, że „miłuje go jak swoją duszę i więcej niż życie”. W tym roku obchodzimy 1000-lecie koronacji Bolesława Chrobrego. Przy tej okazji przypominamy sylwetki dwóch związanych z nim świętych, którzy próbowali chrystianizować Prusów.
Chrobremu zależało na tym, aby chrześcijaństwo przyszło do Prusów za pośrednictwem niedawno ochrzczonej Polski. To w tym celu wysłał do Prusów z misją św. Wojciecha. Czeski Svatý Vojtěch nie miał jeszcze trzydziestki, kiedy został biskupem Pragi. Nie dane mu jednak było głosić Słowa Bożego wśród rodaków. Pobożnemu biskupowi trudno było znaleźć wspólny język z mieszkańcami Pragi, którzy tkwili jeszcze mocno w pogańskich przesądach. Przyszły święty opuścił Pragę przez kobietę. Zgodnie z ówczesnym prawem żona, która popełniła cudzołóstwo, była karana śmiercią przez męża. Jedna z takich kobiet schroniła się w kościele, a azylu udzielił jej św. Wojciech. Kiedy przyszedł po nią mąż z towarzyszami, biskup próbował go powstrzymać. Tłum go obezwładnił. Kobietę wywleczono ze świątyni i ścięto na jego oczach. Przyszły patron Polski opuścił wtedy Pragę i już nigdy do niej nie wrócił. Udał się do Rzymu, potem ruszył do Polski, gdzie jego brat Sobiebor był wojem u Chrobrego.
Nawracał bez broni
Bolesław Chrobry chciał go zatrzymać w Gnieźnie. Biskup miał jednak inne plany. Chciał udać się do Prusów z pokojową misją. I tak się stało. Wojciech w towarzystwie włoskiego mnicha Benedykta i przyrodniego brata Radzima Gaudentego do ziemi Prusów popłynął łodzią z Gdańska. Towarzyszyli mu wojowie Bolesława Chrobrego. Kiedy wysadzili na brzegu misjonarzy, zawrócili. To miała być bowiem pokojowa misja, inna od typowych w tamtych czasach. Orężem miało być bowiem Słowo Boże, a nie miecz.
Bolesław Chrobry chciał go zatrzymać w Gnieźnie. Biskup miał jednak inne plany. Chciał udać się do Prusów z pokojową misją. I tak się stało. Wojciech w towarzystwie włoskiego mnicha Benedykta i przyrodniego brata Radzima Gaudentego do ziemi Prusów popłynął łodzią z Gdańska. Towarzyszyli mu wojowie Bolesława Chrobrego. Kiedy wysadzili na brzegu misjonarzy, zawrócili. To miała być bowiem pokojowa misja, inna od typowych w tamtych czasach. Orężem miało być bowiem Słowo Boże, a nie miecz.
„Wojciech miał w sercu całkiem inny program misyjny. Zamierzał iść bez broni, bez osłony zbrojnych. Sam i bezsilny, w całkowitym oderwaniu od przemocy i gwałtu. Do wylania miał tylko własną krew” — pisał Tadeusz Żychniewicz w książeczce „Święty Wojciech” (Warmińskie Wydawnictwo Diecezjalne, 1996). Misjonarze wylądowali w okolicach jeziora Drużno pod Elblągiem, które w tamtych czasach było zatoką Zalewu Wiślanego. 23 kwietnia 997 roku misjonarze odprawili mszę świętą. Byli głodni, więc św. Wojciech poszedł poszukać czegoś do jedzenia w pobliskim lesie. Nie był to jednak zwykły las, ale święty las, miejsce sakralne dla Prusów. Nie wolno było tam ścinać drzew, polować czy kosić trawy. Ludzie nie mogli nawet tam wchodzić bez składania bogom ofiar. I to za naruszenie jego granic, zebranie grzybów i roślin miał zapłacić głową przyszły święty. Po posiłku zmęczeni marszem misjonarze zasnęli.
„W końcu, gdy już wszyscy spali, stanęli nad nimi rozwścieczeni poganie, rzucili się na nich z wściekłością i skrępowali ich. Z rozwścieczonej zgrai wyskoczył zapalczywy Sicco i z całych sił, wywijając ogromnym oszczepem, przebił na wskroś jego serce. Będąc bowiem kapłanem bożków i wodzem sprzysiężonego oddziału, z obowiązku niejako pierwszą zadał ranę. Potem zbiegli się wszyscy i wielokrotnie raniąc, nasycili swój gniew. Zbiegli się zewsząd z bronią barbarzyńcy, z nienasyconą jeszcze wściekłością oderwali od ciała szlachetną głowę i odcięli bezkrwiste członki. Ciało pozostawili na miejscu, głowę wbili na pal i wychwalając swoją zbrodnię, wrócili wszyscy z wesołą wrzawą do swoich siedzib” — tak śmierć św. Wojciecha opisano w „Żywocie pierwszym św. Wojciecha, biskupa praskiego i męczennika”.
Jego ciało wykupił od Prusów Bolesław Chrobry. Misjonarza pochowano w Gnieźnie i kanonizowano już w 999 roku. W 1038 roku w czasie najazdu jego rodaków na Wielkopolskę Czesi zabrali część relikwii do siebie. Dlatego czaszkę świętego można do dzisiaj oglądać w katedrze w Pradze. Dwieście lat później Czesi pojawili się w Prusach. W 1255 roku król czeski Ottokar II ze swoją armią nawracał Prusów. I zbudował wtedy fortecę, która później nazwana została Königsbergiem, czyli dzisiejszym Królewcem.
Gdzie zatem zginął biskup Wojciech? Najprawdopodobniej stało się to na terenie dzisiejszej wsi Święty Gaj, położonej nieco ponad 20 kilometrów na południe od Elbląga. Teraz mieści się tam jego sanktuarium. Święty jest zaś jednym z trzech głównych patronów Polski (obok NMP Królowej Polski i św. Stanisława ze Szczepanowa).
Ściągnął na siebie gniew barbarzyńców
Święty Brunon z Kwerfurtu pochodził z kolei z niemieckiej rodziny szlacheckiej. W młodym wieku poznał św. Wojciecha. Spotkanie to miało ogromny wpływ na jego życie. Brunon wstąpił do zakonu benedyktynów. Postanowił kontynuować dzieło chrystianizacji Prusów, które zapoczątkował jego mentor. I tak jak on oddał za to życie. Pozostało po nim kilka pism, w tym „List do cesarza Henryka II”, w którym przyszły święty wystąpił w obronie Bolesława Chrobrego. „Czy godzi się prześladować lud chrześcijański (Polaków), a żyć w przyjaźni z ludem pogańskim? Co to za ugoda Chrystusa z Belialem? (…) Strzeż się, królu, jeżeli wszystko chcesz czynić przemocą, a nigdy z litością, która cechuje Chrobrego, żeby przypadkiem Jezus, który teraz ciebie wspiera, nie rozgniewał się” — napominał cesarza św. Brunon. „Jego działalność nie jest, niestety, powszechnie Polakom znana. Szkoda, bo był nie tylko wielkim misjonarzem, ale również wielkim przyjacielem naszego narodu, który o jego królu, Bolesławie Chrobrym, powiedział, że »miłuje go jak swoją duszę i więcej niż życie«” — ubolewał ks. Arkadiusz Nocoń w tekście „Patron dnia: Święty Brunon z Kwerfurtu, wielki przyjaciel Polaków” zamieszczonym na vaticannews.va.
![Kościół św. Brunona w Giżycku. Współczesna mozaika przedstawiająca jego śmierć z rąk Prusów](https://m.wm.pl/2025/01/n/ffobraz-109-7900-1243195.jpg)
Święty zginął w 1009 roku. „A gdy mieszkańcom Prus, którzy uwiedzeni podstępem Demonów nie mieli żadnej znajomości swojego Stworzyciela, usilnie wpajał wiedzę o Chrystusie Panu (...) ściągnął na siebie gniew i nienawiść Barbarzyńców (...). Z tego powodu pochwyconemu przez niewiernych odcięte zostały święte stopy i ręce oraz głowa” — pisze ks. Jan Leo w księdze „Dzieje Prus”.
Święty Brunon z Kwerfurtu pochodził z kolei z niemieckiej rodziny szlacheckiej. W młodym wieku poznał św. Wojciecha. Spotkanie to miało ogromny wpływ na jego życie. Brunon wstąpił do zakonu benedyktynów. Postanowił kontynuować dzieło chrystianizacji Prusów, które zapoczątkował jego mentor. I tak jak on oddał za to życie. Pozostało po nim kilka pism, w tym „List do cesarza Henryka II”, w którym przyszły święty wystąpił w obronie Bolesława Chrobrego. „Czy godzi się prześladować lud chrześcijański (Polaków), a żyć w przyjaźni z ludem pogańskim? Co to za ugoda Chrystusa z Belialem? (…) Strzeż się, królu, jeżeli wszystko chcesz czynić przemocą, a nigdy z litością, która cechuje Chrobrego, żeby przypadkiem Jezus, który teraz ciebie wspiera, nie rozgniewał się” — napominał cesarza św. Brunon. „Jego działalność nie jest, niestety, powszechnie Polakom znana. Szkoda, bo był nie tylko wielkim misjonarzem, ale również wielkim przyjacielem naszego narodu, który o jego królu, Bolesławie Chrobrym, powiedział, że »miłuje go jak swoją duszę i więcej niż życie«” — ubolewał ks. Arkadiusz Nocoń w tekście „Patron dnia: Święty Brunon z Kwerfurtu, wielki przyjaciel Polaków” zamieszczonym na vaticannews.va.
![Kościół św. Brunona w Giżycku. Współczesna mozaika przedstawiająca jego śmierć z rąk Prusów](https://m.wm.pl/2025/01/n/ffobraz-109-7900-1243195.jpg)
Fot. Igor Hrywna
Kościół św. Brunona w Giżycku. Współczesna mozaika przedstawiająca jego śmierć z rąk Prusów
Kościół św. Brunona w Giżycku. Współczesna mozaika przedstawiająca jego śmierć z rąk Prusów
Święty zginął w 1009 roku. „A gdy mieszkańcom Prus, którzy uwiedzeni podstępem Demonów nie mieli żadnej znajomości swojego Stworzyciela, usilnie wpajał wiedzę o Chrystusie Panu (...) ściągnął na siebie gniew i nienawiść Barbarzyńców (...). Z tego powodu pochwyconemu przez niewiernych odcięte zostały święte stopy i ręce oraz głowa” — pisze ks. Jan Leo w księdze „Dzieje Prus”.
Gdzie zginął św. Brunon? Tego dokładnie nie wiemy. My przyjmujemy, że w dzisiejszym Giżycku, na wzgórzu nad Niegocinem, o czym przypomina stojący tam krzyż. Święty od 1999 roku jest patronem Giżycka.
Igor Hrywna
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez![FB](/i/icons/fb.png)