Oklepane tematy to wyzwanie dla twórcy! Od ilustracji do malarstwa, czyli artystyczna podróż Ewy Boguckiej-Pudlis [ROZMOWA]
2025-02-08 14:00:00(ost. akt: 2025-02-07 23:00:07)
Zilustrowała takie książki jak „O psie, który jeździł koleją”, „Ania z Zielonego Wzgórza”, „W pustyni i w puszczy”, „Biały Kieł”, a także wielu innych tytułów. Obecnie jej prace można podziwiać m.in. w Pasłęku. O swojej twórczej drodze opowiada Ewa Bogucka-Pudlis, która na co dzień mieszka i tworzy w Elblągu.
— Jak to się stało, że została pani artystką?
— Myślę, że to było zapisane w gwiazdach, że pójdę tą drogą. I właściwie nie zbaczałam z kursu, chociaż po drodze chciałam być leśniczym, weterynarzem, baletnicą, a nawet zakonnicą. Zaczęło się od bogato ilustrowanych książeczek dla dzieci. Wczesne dzieciństwo. To były moje pierwsze obrazy, jeszcze nienamalowane. Gdy byłam w wieku przedszkolnym, mój ojciec dużo podróżował. Powstawały z tych wypraw albumy ze zdjęciami i widokówkami z Chin, Wietnamu, Egiptu, Maroka, Wysp Kanaryjskich, Francji, Hiszpanii i ZSRR... Foldery, czasopisma i inne zagraniczne cudeńka. To był dla mnie fascynujący i egzotyczny świat! To mnie formowało jako człowieka i przyszłego twórcę. Było też kilka albumów o sztuce w domowej bibliotece: Leon Wyczółkowski, Ermitaż, Albrecht Dürer, Maja Berezowska. Ja rosłam i albumów też przybywało: Józef Chełmoński, Jacek Malczewski. Potem było Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni-Orłowie w latach 1975-1980, dokąd pojechałam pobierać nauki z Mazur, z Nidzicy, gdzie ówcześnie mieszkałam, a następnie Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych w Gdańsku (1980-1986), obecnie ASP. Po studiach długo zajmowałam się ilustracją książkową, co było pokłosiem moich wczesnych, dziecięcych fascynacji ilustracją w literaturze dla dzieci i młodzieży. Książeczka Romana Pisarskiego „O psie, który jeździł koleją” to chyba najbardziej znana czytelnikowi lektur szkolnych pozycja z moimi ilustracjami lat 90 i 2000. Do dzisiaj jest w bibliotekach, wydana przez warszawskie wydawnictwo Kama. Wyparła inne opracowania tej pozycji z bibliotek. Po długiej nieobecności (z małymi wyjątkami) wróciłam do malarstwa sztalugowego w 2008 r.
— Techniki artystycznego malarstwa można różnie, fachowo nazywać i klasyfikować wręcz w sposób akademicki. Ale ja spytam inaczej. Jak pani określa styl swojej twórczości?
— To raczej domena krytyków sztuki — nadawanie etykiet artystom i ich dziełom. Jeżeli chodzi o formę, to trzymam się świata realnego, przedstawiającego. Jak każdy artysta interpretuję rzeczywistość po swojemu, coś dodając, coś odejmując. Dążę w malarstwie do harmonii barw i kształtów. Bardzo ważnym elementem pracy jest światło i specyficzna dla mnie świetlistość całości. Ale zawsze na początku jest kompozycja, od niej zaczynam obraz. To jest jak fundament w budynku — jak się wkradnie błąd, to dom się zawali.
— Myślę, że to było zapisane w gwiazdach, że pójdę tą drogą. I właściwie nie zbaczałam z kursu, chociaż po drodze chciałam być leśniczym, weterynarzem, baletnicą, a nawet zakonnicą. Zaczęło się od bogato ilustrowanych książeczek dla dzieci. Wczesne dzieciństwo. To były moje pierwsze obrazy, jeszcze nienamalowane. Gdy byłam w wieku przedszkolnym, mój ojciec dużo podróżował. Powstawały z tych wypraw albumy ze zdjęciami i widokówkami z Chin, Wietnamu, Egiptu, Maroka, Wysp Kanaryjskich, Francji, Hiszpanii i ZSRR... Foldery, czasopisma i inne zagraniczne cudeńka. To był dla mnie fascynujący i egzotyczny świat! To mnie formowało jako człowieka i przyszłego twórcę. Było też kilka albumów o sztuce w domowej bibliotece: Leon Wyczółkowski, Ermitaż, Albrecht Dürer, Maja Berezowska. Ja rosłam i albumów też przybywało: Józef Chełmoński, Jacek Malczewski. Potem było Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Gdyni-Orłowie w latach 1975-1980, dokąd pojechałam pobierać nauki z Mazur, z Nidzicy, gdzie ówcześnie mieszkałam, a następnie Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych w Gdańsku (1980-1986), obecnie ASP. Po studiach długo zajmowałam się ilustracją książkową, co było pokłosiem moich wczesnych, dziecięcych fascynacji ilustracją w literaturze dla dzieci i młodzieży. Książeczka Romana Pisarskiego „O psie, który jeździł koleją” to chyba najbardziej znana czytelnikowi lektur szkolnych pozycja z moimi ilustracjami lat 90 i 2000. Do dzisiaj jest w bibliotekach, wydana przez warszawskie wydawnictwo Kama. Wyparła inne opracowania tej pozycji z bibliotek. Po długiej nieobecności (z małymi wyjątkami) wróciłam do malarstwa sztalugowego w 2008 r.
— Techniki artystycznego malarstwa można różnie, fachowo nazywać i klasyfikować wręcz w sposób akademicki. Ale ja spytam inaczej. Jak pani określa styl swojej twórczości?
— To raczej domena krytyków sztuki — nadawanie etykiet artystom i ich dziełom. Jeżeli chodzi o formę, to trzymam się świata realnego, przedstawiającego. Jak każdy artysta interpretuję rzeczywistość po swojemu, coś dodając, coś odejmując. Dążę w malarstwie do harmonii barw i kształtów. Bardzo ważnym elementem pracy jest światło i specyficzna dla mnie świetlistość całości. Ale zawsze na początku jest kompozycja, od niej zaczynam obraz. To jest jak fundament w budynku — jak się wkradnie błąd, to dom się zawali.
— 6 grudnia 2024 roku w galerii Pasłęckiego Ośrodka Kultury odbył się wernisaż „Boże Narodzenie w sztuce”, na której znalazły się także pani dzieła. Tak się zastanawiam… Wiele osób może mieć wrażenie, że sztuka świąteczna jest — przepraszam za wyrażenie — oklepana... mało kreatywna...?
— To zależy, kto tę sztukę robi i z jakiego powodu. Na jaki rynek jest przeznaczona? Na bazar czy na salony? Na wystawę, do galerii, a może do muzeum? Albo do kiosku Ruchu? Jeżeli jakiś temat jest, kolokwialnie mówiąc, oklepany — tu pytanie dotyczy sztuki świątecznej — to wyzwaniem dla twórcy jest wyjście poza schematy i ustalone ramy. Wystawa w Pasłęku pokazuje, że sztuka może był kreatywna i oryginalna, nawet na tak od wieków zagospodarowanym polu jak Boże Narodzenie!
— To zależy, kto tę sztukę robi i z jakiego powodu. Na jaki rynek jest przeznaczona? Na bazar czy na salony? Na wystawę, do galerii, a może do muzeum? Albo do kiosku Ruchu? Jeżeli jakiś temat jest, kolokwialnie mówiąc, oklepany — tu pytanie dotyczy sztuki świątecznej — to wyzwaniem dla twórcy jest wyjście poza schematy i ustalone ramy. Wystawa w Pasłęku pokazuje, że sztuka może był kreatywna i oryginalna, nawet na tak od wieków zagospodarowanym polu jak Boże Narodzenie!
— W Pasłęku właśnie pani prace też można było podziwiać po letnim plenerze malarskim. Jaka tematyka jest dla pani najbliższa?
— Wcześniej mówiłam, że w mojej sztuce trzymam się świata przedstawiającego. Tą rzeczywistością nazywam świat realnych przedmiotów, ludzi, zdarzeń, fauny i flory, architektury... Mieszam i łączę te światy... Można to nazwać teatralizacją. Dużo jest od dawna w moich obrazach architektury i jej fragmentów: ścian, murów, drzwi, bram, okien, filarów. I wśród tych dekoracji niekiedy człowiek stanie, kot się przemknie, pies popatrzy, paw dumnie kroczy albo czyżyk usiądzie na balustradzie. Jestem ilustracyjna, lubię w malarstwie opowieść. Taki ze mnie malarski dokumentalista, ale w wersji fabularyzowanej, zwykłych zdarzeń, ludzi, rzeczy...
— Jaki ma pani twórcze plany na ten rok?
— Dużo i dobrze malować.
— Wcześniej mówiłam, że w mojej sztuce trzymam się świata przedstawiającego. Tą rzeczywistością nazywam świat realnych przedmiotów, ludzi, zdarzeń, fauny i flory, architektury... Mieszam i łączę te światy... Można to nazwać teatralizacją. Dużo jest od dawna w moich obrazach architektury i jej fragmentów: ścian, murów, drzwi, bram, okien, filarów. I wśród tych dekoracji niekiedy człowiek stanie, kot się przemknie, pies popatrzy, paw dumnie kroczy albo czyżyk usiądzie na balustradzie. Jestem ilustracyjna, lubię w malarstwie opowieść. Taki ze mnie malarski dokumentalista, ale w wersji fabularyzowanej, zwykłych zdarzeń, ludzi, rzeczy...
— Jaki ma pani twórcze plany na ten rok?
— Dużo i dobrze malować.
Rozmawiał Łukasz Razowski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez![FB](/i/icons/fb.png)