Napadli na bankomat w Markusach razem ze swoim pracodawcą. Szef nie miał na wypłaty?

2025-02-25 11:24:40(ost. akt: 2025-02-25 14:44:43)

Autor zdjęcia: EG

Tomasz K., Tomasz G. oraz ich były pracodawca Michał G. odpowiedzą przed sądem za nieudaną próbę wysadzenia bankomatu w Markusach. Według zeznań jednego z oskarżonych, problemy finansowe wynikające z niewypłacalności pracodawcy zmusiły go do udziału w przestępstwie. Napadu dokonali wspólnie. Każdemu z nich grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.
W nocy z 6 na 7 lutego 2024 roku — przypomnijmy — trzech mężczyzn próbowało włamać się do bankomatu w Markusach, który był umieszczony w ścianie placówki bankowej. Oskarżeni do napadu dobrze się przygotowali — mieli ze sobą butlę gazową i benzynę, dzięki którym podpalili bankomat, licząc na to, że wybuchnie.

Plan przestępstwa zakończył się niepowodzeniem, a dodatkowo mężczyźni spowodowali straty w wysokości niemal 315 tys. zł. We wtorek, 25 lutego w sądzie rejonowym w Elblągu rozpoczął się proces w tej sprawie. Na sali rozpraw pojawił się jedynie Tomasz K. Wyjaśnienia pozostałych oskarżonych, Michała P. i Tomasza G., zostały odczytane przez sąd.

“Z pieniędzy dzieci”
Podczas rozprawy sędzia zapytał Tomasza K. o źródło jego utrzymania.

— Z czego się pan utrzymuje? — zapytał sędzia.
— Z pieniędzy dzieci — odpowiedział Tomasz K.
— Co to znaczy? — dopytywał sędzia.
— Utrzymuję się z pieniędzy dzieci, z zasiłków — powtórzył oskarżony.

W dalszej części przesłuchania Tomasz K. odniósł się do zarzutu próby wysadzenia bankomatu.

— Przyznaję się do próby kradzieży, ale co do samego uszkodzenia bankomatu to się nie przyznaję.
— To co, bankomat sam się uszkodził? — zapytał sędzia.
— Ja akurat nie uszkodziłem bankomatu — odpowiedział Tomasz K.

Oskarżony tłumaczył również powody swojego udziału w przestępstwie.

— Miałem ciężką sytuację, życie mnie do tego zmusiło — wyznał.
— Co to znaczy, że życie pana zmusiło do wysadzenia bankomatu? — dociekał sędzia.
— Miałem trudną sytuację finansową. Bardzo żałuję tej głupoty. Gdybym mógł cofnąć czas, to nie zrobiłbym tego — wyjaśnił Tomasz K.

Szczegóły nieudanego napadu według zeznań Tomasza K.

Podczas śledztwa Tomasz K. dokładnie opisał okoliczności zdarzenia.

— W grudniu 2023 pracowałem u Michała. On miał problemy finansowe, nie miał pieniędzy i nie wypłacał wynagrodzeń ani mnie, ani innym pracownikom budowlanym. Ja też miałem nóż na gardle, bo nie miałem gdzie podziać się z dziewczyną i naszą trójką dzieci. Michał zaczął mi mówić, że ma taki plan, aby okraść bankomat, bo potrzebuje pieniędzy. Zapytał się, czy bym się na to pisał i ja się zgodziłem, bo też potrzebowałem pieniędzy. Nie ustalaliśmy, jak to ma wyglądać. Na drugi dzień okazało się, że z nami do tego interesu będzie jeszcze Tomasz G. On też pracował u Michała, więc go znałem.

Parę dni później pojechaliśmy z Michałem poza miasto zobaczyć ten bankomat. Ten bankomat był w Markusach. Nie wiem, dlaczego akurat tam. To Michał go znalazł i zadecydował. Pojechaliśmy z Tomkiem i ukrywaliśmy się w krzakach przy moście A31. Podjechał do nas Michał drugim samochodem. Pojechaliśmy do Gronowa Elbląskiego, bo Michał mówił, aby tam zostawić samochód. Przesiedliśmy się w Gronowie do jednego samochodu i pojechaliśmy do Markus razem. Gdy byliśmy na miejscu, to ja i Tomek podeszliśmy pod ten bankomat. Plan był taki, że wpuścimy do niego gaz i go podpalimy. Tomek wsadził wąż do tego bankomatu, a ja odkręciłem butlę. Po chwili Tomek powiedział, żebym zabrał butlę z gazem i uciekł, on obleje bankomat benzyną i podpali. Zapaliło się, ale nie było wybuchu. Włączył alarm i uciekliśmy stamtąd. W tym czasie Michał był około 100 —150 m dalej w samochodzie. Od początku mieliśmy ustalony taki podział ról. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do Elbląga. Zatrzymaliśmy się na posesji matki Michała, aby zostawić tam samochód. Michał zamówił taksówki. On i Tomek pojechali jedną na Elbląg, ja drugą do Karczowisk. Później już nie rozmawialiśmy na ten temat. Pracowałem u Michała jeszcze 2–3 dni, potem zapadł się pod ziemię.

To było bardzo głupie. Zmusiła mnie do tego sytuacja. Jak się ma nóż na gardle, to wszystko się zrobi dla swojej rodziny. Proszę o zastosowanie środków wolnościowych, bo mam troje dzieci i konkubinę na utrzymaniu. Moja konkubina nie pracuje, zajmuje się niepełnosprawnym dzieckiem. Jestem jedynym żywicielem rodziny.

Wyjaśnienia Michała P.: “Nie wiedziałem o napadzie”

Sędzia odczytał też wyjaśnienia Michała P. zebrane w toku śledztwa.

— Zadzwonił do mnie Tomasz G. i zapytał, na którą ma być jutro w pracy. Słyszałem, że jest pod wpływem alkoholu. Zapytałem, gdzie jest i czy ma samochód. Powiedziałem, że ma wysłać mi swój adres i że po niego przyjadę, aby zawieźć go do domu. Przyjechałem do Gronowa, był tam też drugi Tomasz. Oni tam byli we dwóch, oboje byli dziabnięci. Powiedziałem, żeby już przestali, bo jutro muszą iść do pracy. Powiedziałem, że odwiozę ich do domu. Powiedzieli, że muszą pojechać jeszcze w dwa miejsca. Zgodziłem się. Oni nie powiedzieli, gdzie chcą jechać, po ciemku poprowadzili mnie drogami. Kazali zatrzymać się obok jakiegoś domu. To było pierwsze miejsce. Czekałem 20 minut, przybiegli i wskoczyli do samochodu, i powiedzieli, abym jechał. Pojechaliśmy na ulicę Nowodworską, ja zostawiłem tam samochód. Wypiliśmy jeszcze alkohol i taksówkami pojechaliśmy do domu. Tomek G. pojechał ze mną, ten drugi Tomek pojechał sam, chyba do domu.

Próbowałem ustalić, co wcześniej się stało, co tam odwalili. Stąd był ten alkohol na Nowodworskiej, aby coś od nich wyciągnąć, ale nic mi nie powiedzieli. Wtedy, gdy wysadziłem ich koło tego budynku w Markusach, to nic nie słyszałem. Myślałem, że poszli tam kupić jakiś alkohol. Nie wiem, czemu oni twierdzą, że miałem coś wspólnego z napadem. Mówiąc, że się przyznaję, miałem na myśli, że im pomogłem, bo ich tam zawiozłem. Nie wiedziałem, że oni chcą okraść ten bankomat. Gdybym wiedział, to bym się nie zgodził. Na wsiach często są takie domki, takie sklepiki, więc myślałem, że pojechali po alkohol.

Wyjaśnienia Tomasza G.: “To był pomysł Michała”

Tomasz G. podczas składania zeznań w toku śledztwa wyjaśnił swój udział w sprawie:

— Z Michałem P. znamy się od 2019 roku. Był moim pracodawcą. Oboje byliśmy w długach, ponieważ on zamknął firmę, ja byłem jego pracownikiem i też brakowało mi pieniędzy. Wpadliśmy na pomysł, aby wysadzić ten bankomat. To był w sumie pomysł Michała. Ja się na to zgodziłem, bo byłem w długach. On pokazał mi bankomat w Markusach, znał tę okolicę lepiej niż ja. Przyjechaliśmy go zobaczyć i razem zdecydowaliśmy się na niego, bo był daleko od miasta. Byłoby mało świadków, a policja by długo jechała. Oglądaliśmy okolicę, czy nie ma tam monitoringu, nic nie znaleźliśmy. To znaczy, były jakieś kamery w okolicy, ale nie myśleliśmy, że nas nagrają. Wtedy on załatwił jeszcze Tomka K. On jest z Elbląga. Ja go wcześniej nie znałem. Poznałem go dopiero tamtego dnia. On wiedział o naszym planie i zgodził się.

Pojechaliśmy w trójkę samochodem Michała. Michał zorganizował turystyczną butlę z gazem i butelkę z paliwem. Miał to wszystko spakowane w plecaku. Po przyjeździe na miejsce z Tomkiem K. podeszliśmy do bankomatu, a Michał został w samochodzie. Tak się podzieliliśmy zadaniami. Śrubokrętem podważyłem właz, tam, gdzie bankomat wydaje pieniądze. Włożyłem wężyk z gazem do bankomatu i poczekałem 2 minuty, wpuszczając do bankomatu gaz z butli. Polałem też benzyną tę klapkę od bankomatu, co ją wyważyłem śrubokrętem. Rozlałem benzynę obok bankomatu i ją podpaliłem. Nie doszło do wybuchu, na który liczyliśmy. Powiedziałem wtedy Michałowi, że więcej nie będę robił takich rzeczy, bo nie chcę iść siedzieć. Żałuję tego, co zrobiłem. Byłem w akcie desperacji, bo spóźniłem się z czynszem. To był głupi pomysł. Naprawdę żałuję tego, co zrobiłem.

Zarzuty

Cała trójka usłyszała zarzut usiłowania włamania do bankomatu w Markusach w celu przywłaszczenia znajdujących się w nim pieniędzy.

— W bankomacie w chwili napadu znajdowało się prawie 209 tys. zł — poinformował Arkadiusz Kuta, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Elblągu.

Oskarżonym zarzuca się również zniszczenie mienia znacznej wartości. Straty zostały oszacowane na prawie 315 tys. zł.

— Z uwagi na brak wybuchu i uruchomienie alarmu zamierzonego celu nie osiągnęli, przy czym w ten sposób zniszczyli mienie w postaci bankomatu, powodując straty w wysokości niespełna 315 tys. zł na szkodę banku i ubezpieczyciela — dodał rzecznik sądu.


EG