Nie chcą litości. Chcą dachu nad głową dla niepełnosprawnego syna. Rodzice sparaliżowanego Mateusza apelują o mieszkanie socjalne

2025-05-09 12:34:04(ost. akt: 2025-05-09 12:47:19)
Obecnie Mateusz przebywa w klinice rehabilitacyjnej. Każdego dnia ciężko ćwiczy, mierząc się z bólem i ograniczeniami, by odzyskać choć część sprawności

Obecnie Mateusz przebywa w klinice rehabilitacyjnej. Każdego dnia ciężko ćwiczy, mierząc się z bólem i ograniczeniami, by odzyskać choć część sprawności

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

„Nie pobieramy żadnych świadczeń socjalnych, nie oczekujemy litości ani jałmużny. Chcemy tylko, żeby państwo nie odwracało wzroku” — piszą rodzice sparaliżowanego Mateusza z Elbląga w poruszającym liście, prosząc o przydział mieszkania komunalnego lub socjalnego dostosowanego do potrzeb osoby z niepełnosprawnością. Ich zdaniem instytucje, które mogłyby realnie pomóc, pozostają głuche na ten apel.
Mateusz Wojciechowski miał przed sobą obiecującą przyszłość w wojsku. Po ukończeniu Legii Akademickiej został przyjęty do szkoły oficerskiej, a 1 lipca 2024 roku miał rozpocząć służbę. Niestety, tragiczny wypadek z 2 czerwca 2024 roku przekreślił te plany. Złamany kręgosłup w odcinku szyjnym spowodował paraliż od szyi w dół, odbierając mu nie tylko możliwość realizacji marzeń, ale również samodzielność w codziennym życiu.
Fot. archiwum prywatne

Po wypadku Mateusz został wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną, potem przeszedł serię operacji, okupując to długimi tygodniami bólu. Gdy w jego kręgosłupie poluzowały się śruby, uszkadzając przełyk, rodzina prawie go straciła. Jednak jego niezłomność i determinacja zaskoczyły lekarzy. Powiedziano mu, że nie będzie mówił – a mówi. Stwierdzono, że rurka tracheotomijna zostanie na zawsze – dziś jej nie ma.

Obecnie Mateusz przebywa w klinice rehabilitacyjnej. Każdego dnia ciężko ćwiczy, mierząc się z bólem i ograniczeniami, by odzyskać choć część sprawności. Po powrocie potrzebuje jednak czegoś więcej niż terapii – potrzebuje miejsca, w którym będzie mógł godnie żyć i dalej walczyć o siebie. Dostosowane do jego potrzeb mieszkanie w Elblągu to dla niego szansa na kontynuację rehabilitacji i częściową samodzielność. Tymczasem zamiast realnego wsparcia ze strony państwa i samorządu rodzina spotyka się z całkowitą obojętnością władz. Poniżej publikujemy otwarty list rodziców Mateusza.

Szanowni Państwo,
jesteśmy rodzicami dorosłego, sparaliżowanego syna, Mateusza. Oboje z mężem pracujemy zawodowo. Nie pobieramy żadnych świadczeń socjalnych, nie oczekujemy litości ani jałmużny. Potrzebujemy jedynie wsparcia systemu, który jak się okazuje, w kluczowym momencie po prostu nas zostawił.

Mateusz nie ma dziś gdzie mieszkać. Mieszkanie, w którym dotychczas przebywał w Elblągu, nie było jego. Znajduje się na pierwszym piętrze, bez windy – co czyni je całkowicie niedostępnym dla osoby sparaliżowanej. Nie mamy pieniędzy na zakup mieszkania, nie mamy środków na przystosowanie lokalu. A państwo, samorząd, instytucje? Milczą.

Obecnie sami walczymy o zbieranie środków na comiesięczną rehabilitację Mateusza, która kosztuje 30 tysięcy złotych. To pieniądze od ludzi dobrej woli, nie od państwa. Po powrocie z ośrodka Mateusz ma zamieszkać z nami w Roszkowie. Ale tu, z dala od miasta, nie będzie miał żadnego dostępu do rehabilitacji. Pracujemy, więc musimy organizować nie tylko opiekę, ale i transport, którego po prostu nie mamy. Codzienne dojazdy do Gdańska są dla nas nierealne.

Tymczasem mieszkanie w Elblągu dałoby mu szansę na względną samodzielność. Mógłby samodzielnie dojeżdżać na zajęcia rehabilitacyjne na wózku – co samo w sobie jest też formą terapii. Tam ma też znajomych, którzy zaoferowali pomoc w opiece, a także ogromne wsparcie mentalne od lokalnego sportowca, Rafała Rockiego. Rafał zapoznał Mateusza z innymi osobami poruszającymi się na wózkach, udostępnił mu salę do ćwiczeń i dał coś najważniejszego: motywację i nadzieję. Ale jak z tego korzystać, skoro nie ma gdzie mieszkać?

Podczas niedawnych obrad sejmowych dotyczących wsparcia osób z niepełnosprawnościami sala była niemal pusta. To symboliczne i bolesne. Tak wygląda zainteresowanie problemami ludzi takich jak nasz syn i takich jak my: rodzin, które codziennie podejmują walkę, zamiast narzekać. Kiedy pracujemy, społeczeństwo mówi: „Radźcie sobie sami”. Gdybyśmy przestali, usłyszymy: „Niech wezmą się do roboty, nie żyją przecież z naszych pieniędzy”. Więc pytamy: gdzie mamy się udać po realną pomoc? Jak opiekować się sparaliżowanym synem bez dostępu do odpowiedniego mieszkania i jak dalej pracować bez wsparcia?

Zwracamy się z apelem o pomoc w przydziale lokalu komunalnego lub socjalnego dostosowanego do potrzeb osoby z niepełnosprawnością i o nieodwracanie wzroku. My się nie poddajemy. Ale nie jesteśmy już w stanie dźwigać tego ciężaru sami.

Z poważaniem,
Ania Grabarczyk, mama