Pasja, której na imię wolność

Autor zdjęcia: arch. Jacka Ciszkowskiego





Jacek Ciszkowski, z zawodu żołnierz, z pasji pilot motoparalotniarz. Jego miłość do latania zrodziła się już osiem lat temu. Co tak bardzo uzależnia w lataniu? — Po prostu uczucie wolności, gdy patrzymy na świat z lotu ptaka — mówi.
30-letni Jacek Ciszkowski wygrał w tym roku Polską Ligę Motoparalotniową w klasie PF1. PLM to cykl pięciu zawodów, które odbywają się od maja do września. W klasyfikacji generalnej elblążanin wyprzedził 38 rywali.
— Klasy różnią się rodzajem startu. W mojej startuje się na nogach, z napędem na plecach — wyjaśnia Ciszkowski. 



Jego pasja do latania zrodziła się osiem lat temu.

— Zaraził mnie nią współlokator i tak rozpocząłem przygodę z lataniem — wspomina.

Początkowo latał jedynie dla własnej przyjemności. 
— Jednak latając rekreacyjnie, zaczęło mi w pewnym momencie czegoś brakować. Wybrałem się na jedne z zawodów, spodobały mi się one, i tak się w to latanie „wkręciłem” — mówi elblążanin.

Motoparalotniarstwo większości z nas kojarzy się ze sportem ekstremalnym i elitarnym, bo drogim. A jak jest w rzeczywistości?


— Zaczynamy od ukończenia specjalistycznego kursu. Na nim nauczymy się podstaw meteorologii, by móc prawidłowo ocenić warunki atmosferyczne, opanować technikę startu, latania i lądowania. Taką naukę zdobywa się w szkołach paralotniowych. Koszt takiego kursu to około 1500 złotych. Ale na nim uczmy się latać swobodnie, czyli bez napędu. Żeby latać z napędem musimy przejść kolejny kurs — wyjaśnia Ciszkowski.
Później musimy... wykupić ubezpieczenie OC.

— Naprawdę lepiej je mieć. Co prawda awaria silnika nie powoduje nagłego spadania na ziemię, ale możemy na przykład wylądować na czyimś samochodzie, nie mówiąc już o sytuacji, że spadniemy na kogoś i wtedy się ono bardzo przydaje — mówi elblążanin.


By zacząć przygodę z lataniem musimy, oczywiście, kupić sprzęt.
 Jego ceny bardzo się różnią. Za kompletny sprzęt używany zapłacimy od 15 do 20 tys. zł. Jak przekonuje Ciszkowski, motoparalotniarstwo to sport bezpieczny, gdy latamy w spokojnych warunkach. 


— Miałem oczywiście sytuacje, w których się bałem, ale zachowałem zimną krew. Znam bardzo dobrze konstrukcję skrzydła, na której latam, więc reakcje na różne sytuacje mam opanowane i wiem, co trzeba zrobić. Jest czasem strach, ale paniki nie ma. Każdy, kto lata, miał jakąś przygodę: źle przyziemił albo skrzydło mu „zmiękło”, czyli złożyło się — mówi Ciszkowski. — Do latania trzeba być przygotowanym również fizycznie. To nie jest tak, że się leci i nic nie robi. Pracują ręce, mięśnie ramion i przedramienia, pracują też nogi. Więc trzeba dbać o kondycję. Ja lubię siłownię, bieganie, rower — dodaje.
daw

Źródło: Dziennik Elbląski