"Przyszedłem tu umierać, ale na śmierć już nie czekam". Pola Nadziei 2015

Pan Zygmunt z synem Janem podczas odwiedzin w hospicjum

Pan Zygmunt z synem Janem podczas odwiedzin w hospicjum

Autor zdjęcia: Ryszard Biel

Od stycznia mieszka w elbląskim hospicjum. Kiedy tu trafił był pogodzony z tym, że pożyje jeszcze dwa, może trzy tygodnie. Teraz mówi, że to właśnie tutaj odżył, że tutaj postawili go na nogi. Każdy poranek wita z uśmiechem na ustach i dziękuje Bogu za kolejny przeżyty dzień.
Zygmunt Siluk ma 74 lata. Cztery lata temu zachorował na raka prostaty. W hospicjum mieszka od stycznia 2015 r. Jak czuje się w tym miejscu?

— Jak u mamy, a może i lepiej. Przyszedłem tu umierać. Sądziłem, że pożyję może dwa, trzy tygodnie. Sądziłem, że kładą tu człowieka i czekają aż umrze. Ale już nie czekam na śmierć. To może wyda się pani dziwne, ale ja w hospicjum odżyłem. Wszyscy tu są kochani. Gdy przychodzą pielęgniarki, to przypomina mi się dzieciństwo i moja mama, która wtedy mną się opiekowała. Nigdy bym się nie spodziewał, że zastanę tu tak dobre warunki. Gdy mnie przywieźli do hospicjum, byłem umierający. Tu postawili mnie na nogi — mówi mężczyzna.


Pan Zygmunt tryska humorem i zaraża nim wszystkich dookoła, mimo że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, iż jego życie dobiega końca.

— Wiem, że jak zasnę, to mogę się nie obudzić. Nie boję się śmierci, przecież wszyscy umrzemy. Niczego, co się w moim życiu wydarzyło nie żałuję. Przeżyłem 49 lat z moją żoną, mam dobrego syna. Każdy poranek witam z uśmiechem. Dziękuję Bogu, że podarował mi jeszcze jeden dzień. Miałem ciekawe życie. Moje pasje, to były szachy i brydż, jako zawodnik zwiedziłem kawał świata. Były Majorka, Hiszpania... — wspomina mężczyzna.

Był mistrzem Elbląga w szachach klasycznych, a później, gdy miał już poważne problemy ze wzrokiem zdobył tytuł mistrza Polski niewidomych w szachach klasycznych. W 1970 r. znalazł się w dziesiątce najlepszych elbląskich sportowców w plebiscycie organizowanym przez lokalną prasę. 

— Chciałbym powiedzieć wszystkich chorym ludziom i ich rodzinom - nie bójcie się hospicjum. Mieszkaliśmy razem z synem. Ale co on biedny mi pomoże? Starał się, jak tylko mógł. Odleżyny miałem aż do kości. A ostatnio musiał mnie ciągnąć sześć metrów do łazienki, a nogi mam bezwładne. Proszę sobie wyobrazić, że musiałem wejść do brodzika się umyć, to była tragedia. Proszę spojrzeć na moje ręce, jakie są powykręcane, trudno utrzymać kubek. Powiedziałem: synek nie damy rady, trzeba iść do hospicjum. I okazało się, że tu mam wszystko, opiekę na każde moje wezwanie. Kocham tych ludzi — mówi pan Zygmunt. 

— Nie ukrywam, że dla mnie była to trudna decyzja. Ale widzę teraz, że tata ma tutaj bardzo dobrze — mówi Jan Siluk, syn pana Zygmunta.

W kwietniu Stowarzyszenie na rzecz Hospicjum Elbląskiego organizuje „Pola Nadziei”, akcję charytatywną połączoną z kwestą. Nie jest łatwo zbierać pieniądze dla tej instytucji, bo sporo osób się jej po prostu boi i na wszelki wypadek woli nie mieć z nią do czynienia. Jak w przysłowiu: nie wywołuj wilka z lasu. Nadal pokutuje stereotyp „umieralni”, do której rodzina podrzuca chorego ojca, matkę czy dziecko, jak do przytułku i jest za to często krytykowana.


— To prawda. Niestety, mimo wielu akcji, przy okazji, których dużo się pisze i mówi o hospicjach, taki ich obraz nadal funkcjonuje. Staramy się, by ludzie zobaczyli nas inaczej, niż tylko przez pryzmat umierania. Bo u nas też toczy się zwyczajne życie. Są spotkania przy kawie, grille, zdarzyło się, że były tańce. Mamy spotkania czwartkowe, gdzie pacjenci przywożeni są z domów, mają psychologów, terapię zajęciową, posiłek, bibliotekę, wypożyczamy sprzęt, jeździmy do pacjentów — mówi Wiesława Pokropska, dyrektorka hospicjum. — Często opieka nad chorym przerasta siły i możliwości rodziny. Obecnie dysponujemy nowoczesnymi lekami, które w 90 procentach pozwalają opanować ból. Ale opieka, to nie tylko leczenie bólu i innych objawów choroby, to pielęgnowanie i wsparcie psychologiczne.


Elbląskie hospicjum ma pod opieką 100 pacjentów w domach, na co dzień przebywa w nim 28 osób.
— Na jednego pacjenta, by zapewnić mu leki i opiekę wydajemy dziennie 300 zł, od NFZ dostajemy 210 zł. A przecież pacjenci nic nie płacą tu za pobyt, bo do hospicjum kieruje ich lekarz. Resztę pieniędzy otrzymujemy od ludzi dobrej woli — mówi dyrektor Pokropska.


W tym miesiącu każdy z nas może wspomóc elbląskie hospicjum włączając się w akcję „Pola Nadziei”.

— Już 18 kwietnia na Placu Jagiellończyka odbędzie się z tej okazji festyn. W jego organizację włączają się: Stowarzyszenie Elbląg Europa, Światowid, Straż Pożarna, elbląski i olsztyński WORD oraz Medyk. Będzie tor przeszkód, symulator zderzeń i dachowania, bryczka żonkilowa z gospodarstwa w Piastowie i występy wokalne. Nagrodzimy laureatów konkursu na baner promujący "Pola Nadziei". Zapraszamy wszystkich mieszkańców — mówi Anna Podhorodecka ze Stowarzyszenia na rzecz Hospicjum Elbląskiego. 


Również 18 kwietnia na terenie miasta oraz sklepów Piotr i Paweł, Leclerc i C.H. Ogrody odbędą się kwesty. Dzień później wolontariuszy z puszkami spotkamy przy elbląskich i pasłęckich kościołach. 
I z pewnością warto wrzucić do nich monetę, bo droga życia każdego z nas może zakończyć się właśnie w hospicjum.
Anna Dawid

Źródło: Dziennik Elbląski