Uratował Amelii życie. Nie lubi, gdy ktoś mówi o nim - bohater
2015-04-19 17:52:00(ost. akt: 2015-04-19 18:35:14)
Amelka ma pięć lat, Paweł Zdunek to poważny funkcjonariusz straży granicznej, mąż i tata trójki dzieci. Co łączy tych dwoje? To bliźnięta genetyczne. Dwa lata temu mężczyzna uratował życie dziewczynki dzieląc się z nią szpikiem. Teraz wreszcie mogli się poznać.
— To była pierwsza myśl, gdy tylko dowiedziałem się, że znalazł się biorca od razu wiedziałem, że kiedyś chciałbym się z nim spotkać. Wtedy nie wiedziałem, że to Amelia. Tuż po zabiegu powiedziano mi tylko, że to trzyletnie dziecko — wspomina st. chor. sztab. Paweł Zdunek ze Straży Granicznej w Elblągu. — Wiedziałem więc, że chcę, ale trudno mi było sobie wyobrazić, jak to spotkanie będzie wyglądało. Teraz już wiem. To naprawdę coś wielkiego. Bardzo wzruszające przeżycie. Nawet w tej chwili trudno mi o tym mówić bez emocji.
Teraz, po dwóch latach od zabiegu przeszczepu, pan Paweł poznał 5-letnią dzisiaj Amelię z Zielonki pod Warszawą oraz jej rodziców. To było bardzo wzruszające spotkanie dla wszystkich. Trudno uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu temat walki z białaczką był panu Pawłowi zupełnie obcy.
— Szczerze, to było dla mnie coś abstrakcyjnego. Wszystko się zmieniło, gdy na białaczkę zachorował mój kolega z pracy. To mną wstrząsnęło, znałem go, wspólnie graliśmy w piłkę nożną. Niestety, nie udało się go uratować. Zmarł. Jednak wcześniej, podczas dnia dawcy szpiku mu dedykowanego, wspólnie z żoną zarejestrowaliśmy się w bazie — wspomina mężczyzna.
— Szczerze, to było dla mnie coś abstrakcyjnego. Wszystko się zmieniło, gdy na białaczkę zachorował mój kolega z pracy. To mną wstrząsnęło, znałem go, wspólnie graliśmy w piłkę nożną. Niestety, nie udało się go uratować. Zmarł. Jednak wcześniej, podczas dnia dawcy szpiku mu dedykowanego, wspólnie z żoną zarejestrowaliśmy się w bazie — wspomina mężczyzna.
Niecały rok później otrzymał telefon z informacją, że znalazł się jego bliźniak genetyczny. Osoba, która czeka na przeszczep jego komórek macierzystych.
— Poczułem wielką radość. To było 27 czerwca 2011 r. Tak. Pamiętam tą datę, jest dla mnie ważna... Taki już jestem — dodaje pan Paweł.
Przez kolejne pół roku czekał na moment, kiedy będzie mógł się podzielić swoim szpikiem.
— W Fundacji DKMS powiedziano mi, że z reguły wszystkie formalności i badania trwają trzy miesiące. Trochę się więc denerwowałem, dlaczego w moim przypadku trwa to tak długo. Teraz już wiem, że musiałem poczekać na Amelię, aż jej stan się unormuje i będzie można wykonać przeszczep. Czy miałem chwile niepewności, zwątpienia? Nie. Cieszyłem się. Czasami pojawiał się strach, ale nie to taki zwyczajny strach przed nieznanym. Teraz już wiem, że nie było się czego bać — zapewnia funkcjonariusz straży granicznej.
— Poczułem wielką radość. To było 27 czerwca 2011 r. Tak. Pamiętam tą datę, jest dla mnie ważna... Taki już jestem — dodaje pan Paweł.
Przez kolejne pół roku czekał na moment, kiedy będzie mógł się podzielić swoim szpikiem.
— W Fundacji DKMS powiedziano mi, że z reguły wszystkie formalności i badania trwają trzy miesiące. Trochę się więc denerwowałem, dlaczego w moim przypadku trwa to tak długo. Teraz już wiem, że musiałem poczekać na Amelię, aż jej stan się unormuje i będzie można wykonać przeszczep. Czy miałem chwile niepewności, zwątpienia? Nie. Cieszyłem się. Czasami pojawiał się strach, ale nie to taki zwyczajny strach przed nieznanym. Teraz już wiem, że nie było się czego bać — zapewnia funkcjonariusz straży granicznej.
Mężczyzna nie tylko sam podzielił się szpikiem, od lat zachęcać zachęca do tego innych.
— Biorę udział w dniach dawców szpiku, spotykam się z młodzieżą i opowiadam o sobie i Amelii. Przekonuję ich, że nie ma się czego bać, że to nie boli. Dla mnie liczy się każda osoba, która się zarejestruje. Tak dużo chorych nadal czeka na dawców. Dlatego też opowiadam swoją historię, być może skłoni kogoś do podobnego kroku — dodaje mężczyzna.
— Biorę udział w dniach dawców szpiku, spotykam się z młodzieżą i opowiadam o sobie i Amelii. Przekonuję ich, że nie ma się czego bać, że to nie boli. Dla mnie liczy się każda osoba, która się zarejestruje. Tak dużo chorych nadal czeka na dawców. Dlatego też opowiadam swoją historię, być może skłoni kogoś do podobnego kroku — dodaje mężczyzna.
Jedyne czego nie lubi, to gdy mówi się o nim bohater. — Dla mnie bohaterami są rodzice Amelii. Podziwiam ich za to, że znaleźli w sobie tyle siły, żeby walczyć o życie córki. Ja po prostu zrobiłem, to co powinienem — przekonuje mężczyzna.
naj
naj
Źródło: Dziennik Elbląski
Komentarze (9) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Tomek #1717675 | 212.160.*.* 20 kwi 2015 15:07
Jestem w bazie, mam nadzieję, że też kiedyś zadzwonią że mogę komuś pomóc... to musi być wspaniałe uczucie...
odpowiedz na ten komentarz
n. #1717218 | 86.18.*.* 19 kwi 2015 21:47
wspaniała postawa panie Pawle :) każdy powinien brać z Pana przykład :) powodzenia na dalszej drodze życia :)
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
OLo #1717178 | 31.61.*.* 19 kwi 2015 20:48
Jestes WIELKI
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz
WieMa83 #1717163 | 178.213.*.* 19 kwi 2015 20:32
Brawo Chłopie...Brawo !!! A Amelce zdrówka... :-)
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz
ala #1717138 | 83.9.*.* 19 kwi 2015 20:07
wzruszyłam się jak cudnie ze są tacy wspaniali ludzie,życzę zdrowia i Panu i małej Amelce
Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz