Z Chin do Elbląga, bo tu jest bardzo dobrze, a będzie dobrobyt

2015-07-11 16:04:00(ost. akt: 2015-07-10 12:03:45)
Polacy z osady Harbin przybyli do Elbląga pod koniec lat czterdziestych ubiegłego wieku (na zdjęciu Plac Słowiański)

Polacy z osady Harbin przybyli do Elbląga pod koniec lat czterdziestych ubiegłego wieku (na zdjęciu Plac Słowiański)

Autor zdjęcia: nadesłane przez Lecha Słodownika

Na temat polskich reemigrantów z chińskiej Mandżurii napisał do Rocznika Elbląskiego interesujący artykuł Arkadiusz Wełniak - zawodowy archiwista z Tczewa. Najpierw trzeba zadać sobie pytanie - w jaki sposób Polacy znaleźli się w dalekiej Mandżurii?
Otóż pierwsi z nich zaczęli osiedlać się tam podczas budowy Kolei Wschodniochińskiej w 1897 r. Polacy wchodzili w skład carskiej ekspedycji technicznej, kierowanej przez Polaka inż. Adama Szydłowskiego. Na centrum techniczno-logistyczne budowanej linii kolejowej wyznaczono osadę Harbin nad rzeką Sungarii. Już po kilku latach żyło tam 7-10 tys. Polaków. Ich liczba wzrosła po tzw. rewolucji październikowej w 1917 r.

Bogaty Harbin przyciągał bowiem dziesiątki Polaków, na ogół zesłańców rozproszonych na olbrzymim terytorium Syberii Wschodniej, na Zabajkalu, czy nad Amurem. W latach 1920-1941 na potrzeby miejscowej Polonii otworzono w Harbinie konsulat RP. W mieście działały 2 kościoły i kilka polskich szkół z których najbardziej znane było Gimnazjum im. H. Sienkiewicza. Polacy w Harbinie mieli swoje kluby sportowe, organizacje społeczne i towarzyskie, wychodziły też polskie czasopisma jak chociażby popularny „Tygodnik Polski”. Znany był patriotyzm młodzieży polskiej wychowywanej w Harbinie.

Po wybuchu II wojny światowej grupka młodych Polaków zgłosiła się do wojska polskiego walczącego później u boku aliantów m.in. pod Tobrukiem i we Włoszech. Jeden z nich - Antoni Kajdewicz, był lotnikiem i brał udział w lotach nad powstańczą Warszawą w 1944 r. Po zajęciu Mandżurii w 1945 r. przez Armię Czerwoną część z Polaków została wywieziona do sowieckich łagrów. Jak napisała w swoich wspomnieniach Walentyna Kaczan „wiosną 1949 r. przyjechał do Harbinu przedstawiciel rządu polskiego i tymi słowami namawiał wszystkich do wyjazdu do Polski - tam jest bardzo dobrze, będzie dobrobyt, nasz rząd zapłaci za wasz przejazd, da mieszkanie i każdemu pracę, potrzebujemy was do odbudowy kraju”.

Postanowiono więc wrócić do Polski. Pierwszy, repatriacyjny transport mandżurskiej Polonii liczył 366 osób i opuścił Harbin 3 lipca 1949 r. – „Na harbińskim dworcu żegnały nas tłumy, krewni, sąsiedzi i znajomi”. Trasa kolejowa prowadziła przez Otpor, gdzie Polaków przejęli Rosjanie, dalej była Czyta, Irkuck, Krasnojarsk, Nowosybirsk, Ufa, Omsk, Jekaterynburg, Perm, Nowogród n/Wołgą, Włodzimierz i Mińsk. Nocą z 25/26.7.1949 r. transport przekroczył granicę polską w Terespolu - „starsi harbińczycy, czyli ci co pamiętali Polskę, zaczęli płakać ze szczęścia…”. Drugi skład z Polakami z Harbinu wyjechał 9.7.1949 r. Niemal wszyscy reemigranci wybrali jako miejsca docelowe miasta na ziemiach północnych i zachodnich.

Na obszar działalności Wojewódzkiego Państwowego Urzędu Repatriacyjnego (PUR) w Gdańsku skierowano 98 osób, z których wszyscy trafili do Elbląga. Pierwszy transport z reemigrantami polskimi z Mandżurii przybył do Elbląga 31 lipca 1949 r. – „długo szukaliśmy siedziby PUR przy ul. Saperów… Widok był posępny. To był środek lata, ale wszystko było tu takie zimne i groźne…”. Transport liczył 42 osoby, w tym 12 dzieci. Pięć dni później dołączyły do nich rodziny Fijałkowskich i Kuryckich (5 osób). 9 sierpnia 1949 r. przybyła kolejna grupa 41 z drugiego transportu mandżurskiego, a parę dni później dalszych 10 harbińczyków, w tym wchodząca w skład ostatniego transportu rodzina Stefanowiczów.

W październiku 1949 r. osiedliły się rodziny Karkutowskich i Jaczewskich. W grupie 106 osób, które zostały zarejestrowane na punkcie etapowym PUR w Elblągu było: 3 inżynierów, 9 urzędników, 6 księgowych, kasjerów i rachmistrzów, 6 pielęgniarek, 11 techników różnych branż, 8 kierowców samochodowych i traktorzystów, 5 krawcowych, 2 farmaceutki, 2 kolejarzy, 2 gorzelników, nauczycielka, kinotechnik, telegrafista, spawacz, ślusarz, rymarz, hydraulik i dziennikarz.

Wśród „elbląskich harbińczyków”, oprócz już wzmiankowanych, były rodziny: Antoniewicz, Baniewicz, Borozdin, Dziadenko, Ejsmont, Erdmann, Jabłoński, Jałtuchowski, Kawęcki, Kosiński, Kowalski, Malinowski, Makowiecki, Muczyński, Mużewicz, Niedźwiedź, Pałka, Pietruszewski, Politański, Roj, Rymkiewicz, Maria Siedlecka, Sikorska, Smoliński, Solecki, Szatkowski, Szlawski, Tomaszewski, Witort, Wojtylak, Wowczk, Zalewski i Zieliński.

Fakt przyjazdu do Elbląga polskich reemigrantów z dalekich Chin został odnotowany w miejscowej prasie, „Dziennik Bałtycki” zacytował słowa jednego z harbińczyków – „możliwości otrzymania tu pracy są nęcące, a przy tym podoba nam się miasto”. Inna zaś repatriantka nadmieniła, że „dobrze nam było w Chinach, ale bardzo tęskniliśmy do Polski”. Dużym problemem było zorganizowanie mieszkań dla mandżuraków. Początkowo mieszkali nawet w hotelu, a z czasem osiedlili się przy ul. Zagonowej, Żeromskiego 5, Świerkowej, Wspólnej i przy Sienkiewicza, gdzie zamieszkany przez nich budynek miejscowi szybko nazwali „chińskim domkiem”.

Nowe życie rozpoczęły tu rodziny Tyków, Gnatów i Jaczewskich. Interesy harbińczyków twardo reprezentowali wówczas Bronisław Stefanowicz (1897-1954) i Kazimierz Krąkowski. Repatrianci z Mandżurii wolno adaptowali się do nowych warunków, także klimatycznych. Jednocześnie znaleźli się w trudnej sytuacji materialnej, gdyż większość z nich nie była w stanie spieniężyć swoich dóbr przed odjazdem. Z tego powodu przyznano im bezzwrotną pomoc rzeczową, głównie w formie odzieży i środków czystości z darów UNRRA. W 1956 r. w Elblągu mieszkały już tylko 23 rodziny harbińskie, czyli 57 reemigrantów przybyłych w 1949 r. Wielu wyjechało bowiem z miasta już w ciągu pierwszych kilku lat, szukając lepszego miejsca do osiedlenia.

W czerwcu 1957 r. wspólnota polskich harbińczyków zorganizowała pierwszy zjazd w Warszawie. Swój udział w tym zjeździe zaznaczyło także środowisko reemigrantów, którzy swoje życie po przyjeździe do kraju związali z Elblągiem. Dzisiaj bardzo niewielu z nich pozostało przy życiu. Do nich należała m.in. zmarła przed kilku laty Walentyna Kaczan, której wypowiedzi zacytowano w tym artykule. Jej obszerne i wzruszające wspomnienia znalazły się również w aneksie do artykułu A. Wełniaka w Roczniku Elbląskim, tom XXII, z 2009 roku.
Lech Słodownik
Polska szkoła w Harbinie Polska szkoła w Harbinie

Źródło: Dziennik Elbląski