Wspominamy zmarłą sportsmenkę Mariannę Biskup

2015-10-31 08:50:00(ost. akt: 2015-10-31 08:55:33)

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Na zawodach chodziła jak lew w klatce, przeżywała każdy start. W domu kapciuszki, ciepełko, telewizor i druty. 

Taka była Marynia - wspomina Ryszard Biskup, mąż zmarłej w lutym tego roku Marianny Biskup, utytułowanej lekkoatletki weteranki, nauczycielki i trenerki.
Marianna Biskup po długiej chorobie umarła w lutym tego roku. To postać ważna nie tylko dla środowiska elbląskich sportowców, ale i pokolenia, które trenowała i uczyła. Dzisiaj przypominamy ją w rozmowie z mężem Ryszardem, największym kibicem pani Marianny.

— Pani Marianna miała dwie pasje sport i nauczanie, a oprócz tego jeszcze rodzinę. Jak udawało jej się to wszystko pogodzić?

— Obyś cudze dzieci uczył. Tak się mówi i rzeczywiście coś w tym jest, bo to bardzo ciężka praca, ale Marianna ją lubiła. W szkole przepracowała trzydzieści lat. Myślę, że dzieci szanowały i lubiły żonę. Choć dochodziły mnie słuchy, że wcale nie była łagodna. Była wymagająca, utrzymywała dyscyplinę. Myślę jednak, że część uczniów to doceniała. Zresztą widziałem to w tracie choroby po tym, którzy z nich ją odwiedzali, widzę teraz kto zachodzi do niej na cmentarz. Wśród nich są i uczniowie, którzy wcześniej darli z nią koty, a teraz nie mogą się jej nachwalić.

— Do sportu wróciła po przerwie, jak sama mówiła brakowało jej emocji z nim związanych. Patrzyła na dzieci, którym towarzyszyła na zawodach, pozazdrościła im i w końcu sama zaczęła występować. Emocje wróciły?

— Wyjazdy na zawody bardzo ją nakręcały. Pamiętam jak cieszyła się na wyjazd do Stanów Zjednoczonych [przyp. red. na Mistrzostwa Świata Weteranów w Sacramento w 2011 roku]. Nigdy tam wcześniej nie była, więc tym bardziej się emocjonowała. Tym razem jej nie towarzyszyłem, bo nie przepadam za lataniem, ale wiem, że bardzo się jej podobało. Ugoszczeni zostali przez Polonię. To było duże wydarzenie. Zresztą Marynia bardzo przeżywała każdy start. Przed zawodami chodziła dosłownie jak lew w klatce.

— Zjeździła całą Europę, była w Stanach Zjednoczonych, czy któreś z tych zawodów były tymi najważniejszymi?
— Myślę, że to pierwsze zagraniczne mistrzostwa w 2014 roku w niemieckim Siendelfingen, na które pojechaliśmy wspólnie, były dla niej bardzo ważne. Żona zdobyła tam dwa medale. To było duże osiągnięcie, jedyne takie w całej polskiej ekipie. 
Także mistrzostwa w Lachti w 2009 roku. Wtedy pierwszy raz zdobyła mistrzostwo świata, żeby było śmieszniej wywalczyła je nie w w skoku w dal, swojej koronnej dyscyplinie, ale w skoku wzwyż.

— Złoty medal za skok w dal podczas mistrzostw świata w Sacramento, złoto i dwa brązowe medale w Lahti, trzy złote medale podczas mistrzostw Europy weteranów w Nyiregyhaza. Jej osiągnięcia i medale wprost trudno zliczyć. Jako sportowiec osiągnęła praktycznie wszystko.
— Startując cały czas dążyła do tego, żeby skoczyć rekord świata. Udało jej się pobić rekord Europy, który do tej pory jest aktualnym rekordem. W kategorii 50-latek skoczyła 5.30. Teraz skaczą o pół metra bliżej. 
Dążyła do tego rekordu świata, ale niestety się nie udało. Po drodze jednak udało jej się osiągnąć szereg innych wyznaczonych celów. Najpierw brała udział mistrzostwach Polski, marzyła o Europie. Udało się, marzyła o mistrzostwach świata. Apetyt rósł w miarę jedzenia. 



— Ambitna sportsmenka, wymagająca nauczycielka - taką Mariannę Biskup znamy my, elblążanie. Czy i w życiu prywatnym była taka energiczna?
— Marianna, co może się wydawać dziwne, generalnie była domatorką. Lubiła siedzieć w domu, nieczęsto wychodziła. Wyjazdy ją nakręcały, a w Elblągu lubiła atmosferę domową. Dużo robiła na drutach, szydełkowała, bardzo piękne rzeczy, czasami ludzie pytali, gdzie to kupiła i dziwili się jak mówiła, że zrobiła to sama. Siedziała w fotelu, oglądała telewizję i robiła na drutach, taka była w domu. Z jednej strony więc ten lew w klatce, a z drugiej kapciuszki, ciepełko, druty. 



— Sport jednak i w prywatnym życiu pani Marianny odgrywał ważną rolę. To sport was połączył.

— Rzeczywiście, poznaliśmy się na treningach. Marynia trenowała u pana Stanisława Pernala sprinty, a ja u pana Antoniego Szaduro. To było w Szkole Podstawowej nr 3. Znaliśmy się więc ponad czterdzieści lat, a małżeństwem byliśmy 33 lata. Sporo lat, ale przeleciały szybko, nawet nie wiadomo kiedy. 

naj
Ryszard Biskup Ryszard Biskup

Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. absolwentka gim 5 #1847602 | 81.15.*.* 1 lis 2015 09:43

    Pani Biskup uczyła mnie zaledwie poltora roku, ponieważ zmieniłam szkołe i przez ten czas mialam zaszczyt uczeszczac na lekcje do Pani Biskup. [*] byla rozsądną, miłą A takze wymagającą nauczycielką. Nigdy kogos takiego nie spotkalam :( Jest Pani moim wzorem i mysl O Pani motywuje... Bardzo tęsknie :(

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Ela #1847525 | 83.23.*.* 31 paź 2015 22:17

    Trudno pogodzić się z tym, że tak wartościowe osoby tak szybko odchodzą. Maryniu - zostaniesz w mojej pamięci.

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. ANNA #1847174 | 83.8.*.* 31 paź 2015 10:56

    Miałam zaszczyt poznać panią Mariannę, wspaniała kobieta,sportsmenka i nauczyciel,ciepła miła i szczera. Miałam okazję widzieć wydziergane przez nią czapeczki i inne cuda ,które wychodziły spod jej rąk. Umiała też wspaniale czesać, na włosach dziewcząt tworzyła cuda a warkoczy. W szkole wszyscy za nią tęsknią.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz