Gdy rodzinę połączy miłość, a nie DNA

2015-12-19 16:00:00(ost. akt: 2015-12-18 11:49:24)
Małgorzata Bilewicz

Małgorzata Bilewicz

Autor zdjęcia: Ryszard Biel

Są dzieci, które w czasie świąt nie czekają na świętego Mikołaja. One czekają, tak jak przez cały rok, na rodziców, którzy stworzą im dom i obdarzą miłością. Takich dzieci jest bardzo wiele - wiele więcej niż dorosłych, którzy chcą je adoptować.
W Elblągu jest miejsce, gdzie mogą się zwrócić pary i single zdecydowane na adopcję dziecka. W elbląskiej filii Warmińsko-Mazurskiego Ośrodka Adopcyjnego znajdą pomoc i wsparcie w procesie przysposobienia malucha, który nie ma rodziców. O tym, jak on wygląda rozmawiamy z Małgorzatą Bilewicz, pedagogiem i koordynatorem filii.

— Pani koleżanka z ośrodka na pytanie, jaka byłaby idealna liczba adopcji, odpowiedział mi zero. Rzeczywiście najlepiej byłoby, aby wszystkie dzieci miały rodziców i nie cierpiały z powodu samotności i odrzucenia. Tak jednak nie jest. Jak to więc jest z tą liczbą adopcji?
— Nadal jest ich za mało. 38 prawomocnych adopcji i 15 adopcji nieprawomocnych to tegoroczne statystyki z naszego ośrodka. To nie wystarcza. Przydałoby się choćby jeszcze drugie tyle. Nadal są dzieci, które czekają na adopcję, czasami długie lata.

— Nie ma chyba nic wspanialszego, kiedy dorosły otwiera swoje serce i dom dla dziecka, które potrzebuje miłości i rodziny. Mam jednak wrażenie, że sam temat adopcji nie jest do końca obłaskawiony.

— Jeszcze kilka lat temu dzieci adoptowane najczęściej nie miały pojęcia o tym, że ich rodzice nie są ich rodzicami biologicznymi. Teraz się to zmieniło. Dużo się mówi o jawności adopcji. Rodzice są bardziej otwarci, sporo się o tym mówi. Jednak nadal brakuje szerszej świadomości. Często mylą nas z rodzinami zastępczymi. Chociaż sądzę, że wszystko idzie w dobrym kierunku.

— Nadal jednak wiele osób boi się, może nie tyle adopcji, ale że nie przejdzie formalności.
— To, co można wyczytać na forach internetowych, rzeczywiście może przestraszyć. W rzeczywistości nie jest to tak skomplikowane.

— Cały proces podzielony jest na kilka etapów?
— Tak. Rozpoczyna się od złożenia dokumentów. Z reguły to, co muszą przedstawić rodzice starający się o adopcję, to zaświadczenie o zatrudnieniu, dochodach, o niekaralności oraz zaświadczenie lekarskie. Nie są to żadne dokumenty, których nie można zgromadzić czy zajmuje to dużo czasu. Później, gdy formalności zostaną spełnione, umawiamy się na trzy spotkania diagnozujące, rozmowa z psychologiem, pedagogiem. Dopiero, gdy ten etap przyszli rodzice, przejdą pomyślnie, kwalifikujemy ich na szkolenie. Jeżeli przejdą szkolenie, to czekają już tylko na adopcję i wyrok sądu. W przypadku osób samotnych procedury są takie same.

— Przyszli rodzice, single często boją się też, że nie stać ich na dziecko, czy mają za małe mieszkanie..
— Każdą sprawę rozpatrujemy indywidualnie. Nie mamy widełek. Nie wymagamy kolosalnych dochodów. Zarobki muszą być na takim poziomie, aby rodzice byli w stanie zapewnić sobie i dziecku odpowiednie warunki, to jest utrzymać siebie i dziecko. To samo jeżeli chodzi o mieszkanie. Nie wymagamy nie wiadomo jakiego metrażu. Na pewno musi być tam miejsce dla dziecka. Nie powinno być to mieszkanie wynajmowane, ale w tym wypadku chodzi o to, żeby zapewnić dziecku stabilizację.

— Z filmów znamy takie obrazki: potencjalni rodzice przychodzą do domu dziecka i z tłumu dzieci wybierają to, które im najbardziej odpowiada. Czy w rzeczywistości też to tak wygląda?
— Nie. To my dokonujemy tego wyboru. Znamy dzieci, które czekają na adopcję, ich potrzeby, jakiej wymagają pomocy. Mamy również czas, żeby poznać potencjalnych rodziców. Wiemy, co są w stanie zaakceptować, na co są otwarci, czy w czym mogą pomóc.

— Nadal jednak większość starających się o adopcję woli młodsze dzieci?

— Większość małżeństw jest zainteresowana mniejszymi dziećmi, takimi od urodzenia do 5 roku życia. Powyżej tej granicy jest trudniej. Niewiele par, osób samotnych wyraża gotowość na przyjęcie starszych dzieci.

— Rodziny adopcyjne „zerkające” na nas ze stron internetowych, ulotek dotyczących adopcji, to uśmiechnięte pary, które tulą swoje równie szczęśliwe dzieci. Tymczasem adopcja to chyba nie tylko radość, ale także wyzwanie?
— Dzieci adopcyjne mają za sobą często bardzo traumatyczne przejścia. Przechodziły przed nieudane adopcje, odrzucenie, często wcześniej doświadczały przemocy fizycznej i psychicznej. Nic więc dziwnego, że ich wychowanie rzeczywiście może być wyzwaniem. Dlatego też nie zrywamy kontaktu z rodzinami, które uda się nam połączyć. Jeżeli jest taka potrzeba, to zapewniamy wsparcie psychologa, pedagoga, służymy poradami. Gdy nie jesteśmy w stanie sami pomóc, to umawiamy rodziny z innymi specjalistami. Nie chciałabym jednak demonizować takich dzieci. Myślę, że takie same wyzwania i problemy mamy z naszymi biologicznymi dziećmi. Jak to w rodzinie.
naj

Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Marek #1887160 | 91.228.*.* 21 gru 2015 07:58

    Dzięki Bogu by zrobić sobie dziecko nie trzeba przejść szkolenia w Ośrodku adopcyjnym.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. mieszkaniec #1886880 | 83.6.*.* 20 gru 2015 20:43

      artykuł nie oddaje prawdy całkiem. warto zapytać ile par, singli przeszło całą procedurę, zostało przeszkolonych i ile z nich adoptowało dziecko, i jaki jest czas oczekiwania na propozycję z ośrodka ? bardzo kolorowo pokazana jedna strona medalu.

      odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      1. sutna prawda #1886052 | 46.170.*.* 20 gru 2015 05:30

        Coś za różowo wygląda ta adopcja opisana w art. W praktyce często są to kłody pod nogi, dlatego było tyle adopcji ze wskazaniem z pominięciem ośrodka adopcyjnego.

        Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

        1. :D #1885674 | 92.55.*.* 19 gru 2015 19:01

          gooowno prawda z tym zapewnieniem pomocy psychologicznej po adopcji. Nas zostawili samych sobie, na zasadzie sami chcieliście teraz się męczcie

          Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz