To dla nich prawdziwa szkoła życia

2016-01-24 17:50:00(ost. akt: 2016-01-24 17:59:13)
Danuta, Sylwia, Henryk i Józef  w mieszkaniu treningowym Lazarusa

Danuta, Sylwia, Henryk i Józef w mieszkaniu treningowym Lazarusa

Autor zdjęcia: Ryszard Biel

Tu pierwszy raz w życiu robiłem kotlety mielone — cieszy się Józio. Niepełnosprawny intelektualnie mężczyzna od śmierci matki mieszka sam. Wszystkie codzienne czynności wykonuje za niego opiekunka. Teraz wspólnie z innymi podopiecznymi "Lazarusa" uczy się samodzielności.


Pod koniec ubiegłego roku w Środowiskowym Domu Samopomocy "Lazarus" uruchomiono hostel. Tu osoby niepełnosprawne intelektualnie, pod okiem terapeutów, przechodzą prawdziwą szkołę życia.

— To zwyczajnie mieszkanie - dwa pokoje, w każdym telewizor, telefon, aneks z kuchenką i lodówką, garderoba, łazienka — wylicza Paweł Gołębiewski, kierownik ŚDS-u. — Jednak dla naszych podopiecznych, korzystanie z tych podstawowych sprzętów czy też wykonywanie prozaicznych, codziennych czynności to wyzwanie. Wielu rzeczy uczą się od podstaw.

— Dzisiaj na przykład mieliśmy trening słania łóżek — śmieje się kierownik. — Rano wszedłem do pokoju chłopaków i zobaczyłem ich łóżka, stwierdziłem, że muszą to zrobić jeszcze raz. Było kiepsko. Pomalutku udało im się pościelić. Następnym razem będzie lepiej, a później jak w wojsku.

Takie treningi mieszkaniowe odbywają się raz w miesiącu. W styczniu wzięły w nim udział cztery osoby: Danuta, Sylwia, Henryk i Józef.
Gdy ich odwiedzamy, wszyscy siedzą w kuchni zajęci przygotowywaniem obiadu - kroją, obierają, panierują. 

Od razu przechodzimy z całą czwórką na "ty". 

— "Pani" sprawia, że czujemy się staro — śmieje się Sylwia, a reszta jej wtóruje.
— Sylwia radzi sobie świetnie — nie ma wątpliwości pan Paweł. — Pamiętam pierwsze nasze spotkanie. Sylwia nie ruszała się z łóżka. Tutaj trafiła na wózku, a pół roku temu udało się postawić ją na nogi. Ma jeszcze problem z koordynacją ruchową, ale chodzi i proszę, samodzielnie przygotowuje mizerię.

Każdy dzień pobytu w hostelu to dla podopiecznych "Lazarusa" kulinarne wyzwanie. 

— Wcześniej planują co będą jedli w weekend, każde śniadanie, obiad — wyjaśnia szef ŚDS. Z kupionych produktów sami przygotowują dania. Robili już ciasta, pierogi i kotlety. Te kotlety, to zresztą duma Józia. 
Było też karaoke, pierogi i tort, spacer po Bażantarni i seans "Gwiezdnych wojen". Trzy dni mijają bardzo szybko.
— To zdecydowanie za krótko — przyznaje Henio.

— Wielu naszych podopiecznych to osoby starsze. Ich rodzice, którzy się nimi opiekują są jeszcze starsi, często sami potrzebują pomocy lekarskiej, a taka opieka to praca 24 godziny na dobę. Pobyt ich dzieci u nas, to dla nich czas odpoczynku, wizyt u lekarzy.
Jednak nie wszyscy podopieczni mają rodziny, które się nimi zajmują. W ich przypadku nauka samodzielności jest tym bardziej ważna.
— Mama mi zmarła. Do domu przychodzę do czterech ścian. Nie mogę się doczekać, kiedy znowu będę tu mieszkał — przyznaje Józio.
naj

Źródło: Dziennik Elbląski