Rowerem z Ameryki na Alaskę. "Tę wyprawę dedykuję mamie"

2016-02-14 10:30:00(ost. akt: 2016-02-14 12:23:47)
Robert Magier

Robert Magier

Autor zdjęcia: arch. Robeta Magier

Pochodzący z Elbląga Robert Magier właśnie mierzy się z jedną z najtrudniejszych na świecie tras, która łączy obie Ameryki. Tydzień temu wyruszył rowerem z Ushuaia w Argentynie i zamierza dotrzeć na Alaskę. Podróż dedykuje swojej mamie, która zmarła w ubiegłym roku. W dniu jej śmierci przyrzekł sobie, że podejmie się tego wyzwania.
Ma 35 lat, z zawodu jest cybernetykiem, a z zamiłowania podróżnikiem. Świat ciekawił go już od urodzenia.
— Na świecie przywitała mnie burza, która, gdy się rodziłem, podobno szalała w Elblągu. Mama opowiadała mi, że jak byłem małym chłopcem, musiała przypinać do moich butów dzwoneczki, żeby wiedziała, gdzie jestem. Zawsze lubiłem chodzić swoimi drogami — wspomina Robert.
Początkowo nie był wielkim, zapalonym podróżnikiem.

— Pamiętam jednak, jak mając 18 lat po raz pierwszy wybrałem się prostą, wiosłową łódką z Liksajn do Małdyt. Płynąłem sam, rozpętała się burza. Bałem się okropnie. Mimo, że podróż nie była długa, bo czterogodzinna, to zapamiętałem ją po dziś dzień. Akurat byliśmy na wakacjach z dziadkiem, który jak wróciłem zziębnięty i zmęczony, to spojrzał tylko na mnie i usmażył mi na kolację kabaczki z pomidorami. Mama na coś takiego, by się nie zgodziła. Dziadek, który zastępował nam ojca, dawał nam jednak więcej swobody — wspomina.

Jego dorosłe podróżowanie zaczęło się od nowej pracy.

— Po ukończeniu Wojskowej Akademii Technicznej postanowiłem rozstać się z mundurem. Był 2005 r. W internecie przeczytałem ogłoszenie, że izraelska firma szuka programistów na Cyprze. Wtedy po raz pierwszy leciałem samolotem i zacząłem służbowo podróżować po świecie. Gdy pierwszy raz leciałem do Izraela, to spodziewałem się, że zobaczę na ulicach czołgi, żołnierzy i terrorystów. W Tel Awiwie zobaczyłem jednak głównie młodych ludzi, którzy ciężko pracowali, a wieczorami równie ciężko imprezowali. Wtedy uświadomiłem sobie, że świat jest inny, niż to sobie wyobrażamy i wcale nie jest tak niebezpieczny, jak nam się wydaje. Później, za każdym razem, jak gdzieś wyruszałem, to poszukiwałem tych samych wrażeń i ekscytacji, jakie czułem kiedy płynąłem łódką jako osiemnastolatek. To połączenie strachu, że wydarzy się coś złego z ekscytacją odkrywania nowych rzeczy — mówi Robert.

Pochodzący z Elbląga 35-latek na swoim koncie ma już wiele krajów: Cypr, Izrael, Katar, Jordanię, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Niemcy, Rosję, Stany Zjednoczone, Koreę Południową, Francję. Podróżował motocyklem i łódką.
— Podróżując z Cypru do Polski motocyklem miałem okazję tańczyć z Kurdami na imprezie niedaleko góry Ararat, gdzie podobno wylądowała Arka. Płynąc kajakiem do morza widziałem foki, orły i kąpałem się w Wiśle. Z perspektywy mieszkańca Warszawy, Wisła to brudna i nieciekawa rzeka, ale płynąc kajakiem można zobaczyć, że jest piękna, a jej przyroda momentami naprawdę dziewicza — wspomina. 


Teraz Robert mierzy się z największym swoim dotychczas podróżniczym wyzwaniem. W minioną sobotę wyruszył z Ushuaia w Argentynie, by trasą Pan American dotrzeć rowerem na Alaskę.
 Ile mu to zajmie? Być może nawet cały rok...
— Czy się obawiam? Raczej jestem przerażony. Boję się właściwie codziennie i codziennie zastanawiam się, czy nie zrezygnować. O mnie nawet nie można powiedzieć, że jestem rowerzystą amatorem. Umiem jeździć na rowerze i to chyba wszystko, co można powiedzieć o mojej jeździe na rowerze. Ale lubię wyzwania. Mam też doskonałą umiejętność przystosowywanie się do nowych warunków. Sądzę, że to jest ważne w przypadku takich wypraw — mówił na tydzień przed wyjazdem.

Pan American jest trasą niezwykle trudną, wiedzie przez Argentynę, Chile, Peru, Ekwador, Kolumbię,

Panamę, Kostarykę, Nikaraguę, Honduras, Salwador, Gwatemalę, Meksyk, Kanadę, Alaskę (USA).

— To wiele kilometrów w bardzo górzystym terenie i w różnych strefach klimatycznych. Czy się przygotowywałem? Musiałbym chyba biegać w saunie i w zamrażalniku na przemian, żeby przygotować się na to, co mnie czeka. Chodziłem na siłownię przez ostatni rok. Nie wydaje mi się jednak, że do takiej wyprawy można się przygotować. Zamierzam zacząć wolniej i poczekać, aż organizm dostosuje się do nowego środowiska i wyzwań. Pierwszy etap wyprawy potraktuję więc jako przygotowanie. Zamierzam się oszczędzać, jechać wolno i dobrze wysypiać. O ile to oczywiście będzie możliwe w moim namiocie — mówi Robert. 


Skąd pomysł na tą wyprawę?

— W marcu 2014 r. zmarła moja mama, od września 2013 . spędzałem z nią niemal każdy dzień. Widziałem, jak trudne jest umieranie, jak może to być bolesne. Pod koniec życia mama była zazwyczaj nieświadoma, a ja miałem dużo czasu, by czytać. Prześledziłem wówczas rowerowy blog podróżniczy onthebike.pl Piotra Strzeżysza. Piotr przejechał na rowerze już bardzo wiele kilometrów i między innymi podobną trasę, tylko, że z północy na południe. To mnie zainspirowało. Śmierć mojej mamy uświadomiła mi, że nigdy nie jesteśmy bezpieczni. Nieważne, jak bardzo staramy się zapewnić sobie bezpieczeństwo i spokój. Nasz koniec i tak może być bolesny. Dlaczego więc nie ryzykować i nie spróbować czegoś, o czym marzy się naprawdę? Lubię wysiłek fizyczny, podróż w nieznane i samotne przemierzania setek kilometrów. Wtedy jestem jakby w transie. Odczuwam piękno świata i zapominam o społecznych oczekiwaniach i codziennych problemach. 14 marca 2014 r., czyli w dniu śmierci mamy, przyrzekłem sobie, że pojadę. W ten sposób spełniam właśnie swoją obietnicę. Wcześniej w 2011 r. umarł mój tata. Niestety, zabił go alkohol. To jest, oczywiście, dla mnie bardzo trudny temat. Gdybym miał określić, w jakiej dobrej sprawie jadę, to powiedziałbym, że jadę wesprzeć walkę z rakiem i alkoholizmem — wyjaśnia.
daw

Podróż Roberta możemy śledzić na Pan Magier

Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. * #1931768 | 46.112.*.* 14 lut 2016 19:20

    ...mam pytanie do pana Roberta...panie Robercie a kiedy pan pracuje?...w wieku 30-35 lat zwiedzić prawie cały świat...przecież te podróże kosztują.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

    1. Real #1931555 | 31.6.*.* 14 lut 2016 11:16

      Powodzenia! :)

      Ocena komentarza: warty uwagi (8) odpowiedz na ten komentarz

    2. zbychu #1931554 | 89.228.*.* 14 lut 2016 11:11

      Połamania kół i szerokiej drogi.

      Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)