Elbląski lekarz z załogą wyróżnieni za rejs roku
2016-03-28 11:05:00(ost. akt: 2016-03-29 10:59:47)
Żeglarstwo to wielka pasja Rafała Łuczaka. Elbląski lekarz wraz załogą jachtu Selma Expeditions przepłynął przejście północno-zachodnie na odcinku Grenlandia – Dutch Harbor. Teraz ten wyczyn został wyróżniony tytułem „Rejs Roku 2015”.
Przejście północno-zachodnie, na odcinku Grenlandia – Dutch Harbor, to jedna z ambitniejszych tras żeglarskich, legenda w środowisku, opiewana w szantach. Nic dziwnego, że pokonanie go przez Piotra Kuźniara z załogą na jachcie Selma Expeditions to jedna z dwóch wypraw nagrodzonych tytułem „Rejs Roku 2015”. Uczestnikiem tego rejsu był doktor Rafał Łuczak z Elbląga.
— Do portu w Dutch Harbor dopłynęliśmy o drugiej w nocy — wspomina pan Rafał. — Przyszedł do nas szef portu i zapytał: skąd przypłynęliśmy? Gdy dowiedział się, że z Grenlandii, to powiedział tylko: „respect!”, a po chwili wiedział o tym cały port. Nic dziwnego. Od kilku lat nie było tam takich śmiałków.
Przygotowania do wyprawy śladami Roalda Amundsena, który po raz pierwszy pokonał to przejście w 1908 roku, trwało kilka lat. Na początku trzeba było skompletować doświadczoną załogę i fundusze, później wyekwipować wyprawę, przygotować prowiant, wodę, paliwo, sprzęt... wszystko to, co na Arktyce może się żeglarzom przydać.
— Tam na przestrzeni 5000 mil morskich znajdują się trzy wioski eskimoskie, co oznacza, że siedziby ludzkie są w odległości 2,5 tysięcy kilometrów od siebie. Do tego, nie zawsze można uzyskać tam pomoc, w żadnej z nich nie ma lekarza. Musieliśmy być więc odpowiednio zaopatrzeni w lekarstwa — wyjaśnia żeglarz.
— Do portu w Dutch Harbor dopłynęliśmy o drugiej w nocy — wspomina pan Rafał. — Przyszedł do nas szef portu i zapytał: skąd przypłynęliśmy? Gdy dowiedział się, że z Grenlandii, to powiedział tylko: „respect!”, a po chwili wiedział o tym cały port. Nic dziwnego. Od kilku lat nie było tam takich śmiałków.
Przygotowania do wyprawy śladami Roalda Amundsena, który po raz pierwszy pokonał to przejście w 1908 roku, trwało kilka lat. Na początku trzeba było skompletować doświadczoną załogę i fundusze, później wyekwipować wyprawę, przygotować prowiant, wodę, paliwo, sprzęt... wszystko to, co na Arktyce może się żeglarzom przydać.
— Tam na przestrzeni 5000 mil morskich znajdują się trzy wioski eskimoskie, co oznacza, że siedziby ludzkie są w odległości 2,5 tysięcy kilometrów od siebie. Do tego, nie zawsze można uzyskać tam pomoc, w żadnej z nich nie ma lekarza. Musieliśmy być więc odpowiednio zaopatrzeni w lekarstwa — wyjaśnia żeglarz.
Przepłynięcie przejścia to wyczyn żeglarski. Pokonanie go samemu Amundsenowi zajęło trzy lata. Współczesnym żeglarzom wcale nie jest łatwiej.
— Liczyliśmy się z tym, że możemy utknąć w lodzie. Mieliśmy jednak dużo szczęścia. Rejs trwał trochę ponad półtorej miesiąca, z czego czystej żeglugi było 25 dni. Dopisała nam pogoda, więc gnaliśmy jak najszybciej, żeby lód nas nie chwycił. Jesteśmy piątym polskim jachtem, który tego dokonał, pierwszym, który zrobił to samotnie — wylicza żeglarz.
— Liczyliśmy się z tym, że możemy utknąć w lodzie. Mieliśmy jednak dużo szczęścia. Rejs trwał trochę ponad półtorej miesiąca, z czego czystej żeglugi było 25 dni. Dopisała nam pogoda, więc gnaliśmy jak najszybciej, żeby lód nas nie chwycił. Jesteśmy piątym polskim jachtem, który tego dokonał, pierwszym, który zrobił to samotnie — wylicza żeglarz.
Pan Rafał przyznaje, że presja czasu była ich najpoważniejszym przeciwnikiem. Choć nie jedynym. Były też niedźwiedzie.
— Zima była ostra, ale krótka. Niedźwiedzie nie zdążyły się dobrze odżywić. Było więc ryzyko, że jak nas tylko któryś dojrzy skorzysta z okazji aby się najeść. Na ląd schodziliśmy więc tylko i wyłącznie z bronią — wyjaśnia żeglarz.
— Zima była ostra, ale krótka. Niedźwiedzie nie zdążyły się dobrze odżywić. Było więc ryzyko, że jak nas tylko któryś dojrzy skorzysta z okazji aby się najeść. Na ląd schodziliśmy więc tylko i wyłącznie z bronią — wyjaśnia żeglarz.
Pan Rafał na swoim koncie ma wiele żeglarskich sukcesów. Był na Antarktydzie, czterokrotnie opłynął przylądek Horn. Już myśli o kolejnych wyprawach.
— W przyszłym roku, chcielibyśmy popłynąć w rejs z osobami niepełnosprawnymi. Chcemy zrobić coś podobnego jak Marek Kamiński z Jasiem Melą w przypadku biegunów. Pokazać, że osoby niepełnosprawne, bez nóg, z protezami, spokojnie mogą sobie poradzić na wodzie — dodaje żeglarz.
W tej chwili kompletowana jest ekipa, która weźmie udział w wyprawie.
— To muszą być ludzie, którzy mimo kalectwa będą bardzo sprawni — wyjaśnia doktor Łuczak. — Dlatego oprzemy się na elbląskich klubach sportowych osób niepełnosprawnych. Dotację na ten rejs obiecał prezydent Polski. Wygląda na to, że to dojdzie do skutku. Dowodził będzie Piotr Kuźniar, nasz kapitan, pomysłodawca rejsu. Połowę załogi mają stanowić właśnie osoby niepełnosprawne.
— W przyszłym roku, chcielibyśmy popłynąć w rejs z osobami niepełnosprawnymi. Chcemy zrobić coś podobnego jak Marek Kamiński z Jasiem Melą w przypadku biegunów. Pokazać, że osoby niepełnosprawne, bez nóg, z protezami, spokojnie mogą sobie poradzić na wodzie — dodaje żeglarz.
W tej chwili kompletowana jest ekipa, która weźmie udział w wyprawie.
— To muszą być ludzie, którzy mimo kalectwa będą bardzo sprawni — wyjaśnia doktor Łuczak. — Dlatego oprzemy się na elbląskich klubach sportowych osób niepełnosprawnych. Dotację na ten rejs obiecał prezydent Polski. Wygląda na to, że to dojdzie do skutku. Dowodził będzie Piotr Kuźniar, nasz kapitan, pomysłodawca rejsu. Połowę załogi mają stanowić właśnie osoby niepełnosprawne.
Natasza Jatczyńska
Źródło: Dziennik Elbląski
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
RyszardW #1962796 | 83.14.*.* 28 mar 2016 11:54
Panie doktorze, wielkie uznanie za kolejną wyprawę!
odpowiedz na ten komentarz