Dziesięć tysięcy niezwykłych zdjęć, na których nikt się nie uśmiecha

2016-05-21 08:00:00(ost. akt: 2016-05-20 13:00:09)
Danuta Thiel-Melerska, mieszkanka Nadbrzeża zgromadziła kolekcję dziesięciu tysięcy zdjęć

Danuta Thiel-Melerska, mieszkanka Nadbrzeża zgromadziła kolekcję dziesięciu tysięcy zdjęć

Autor zdjęcia: Anna Dawid

Mieszka w niezwykłym miejscu, zabytkowej cegielni w Nadbrzeżu. Danuta Thiel-Melerska zgromadziła równie niezwykłą kolekcję zdjęć wykonanych między 1850 a 1914 r.


Danuta Thiel-Melerska, mieszkanka Nadbrzeża, tak pisze o sobie samej na stronie internetowej www.fotorevers.eu. — Szczęśliwe dzieciństwo spędziłam w Piekle, a młodość w realiach socjalistycznego państwa. Gorąco uwierzyłam i zaangażowałam się w rzeczywistość solidarnościową. Skutkiem tej aktywności była rodzinna emigracja. Jako żona, matka i zawsze pracująca kobieta, potrafiłam jednak poszukiwać i odkrywać swoje pasje i zainteresowania.

Wykształcenie zdobyte w kraju: magister archiwistyki i historii, a także podyplomowe studia zagranicą pozwalają mi władać językami, a w szczególności odczytywać i tłumaczyć księgi wieczyste i kościelne, metryki urodzeń lub śmierci, akty małżeńskie i inne dokumenty pisane w neogotyku, cyrylicy i języku staropolskim oraz przeprowadzać badania genealogiczne.
Fotorevers to stworzony przez panią Danutę, liczący aż 5140 pozycji, leksykon fotografów, którzy prowadzili swe pracownie w latach 1850-1914. Ten spis powstawał przez ponad dwanaście lat. Mieszkanka Nadbrzeża jest także posiadaczką jednej z największych kolekcji XIX-wiecznych zdjęć. Ma ich ponad 10 tysięcy.


— Fotografią zainteresowałam się przypadkowo, szukając zdjęć rodzinnych. Potem przerodziło się to w pasję, a później tę pasję trzeba było jakoś uporządkować. Tak, oczywiście w ogromnym skrócie, powstał leksykon Fotorevers — wyjaśnia.

Okres, który dokumentuje, był dla fotografii wyjątkowy. Do 1860 roku uwiecznienie swojego wizerunku było wydarzeniem wyjątkowym, luksusem, a pierwsi fotografowie, również ci elbląscy, dorobili się gigantycznych majątków. 

— Wówczas na pójście do fotografa mogły sobie pozwolić jedynie bogaci arystokraci. Robotniczej rodziny nie było na to absolutnie stać, musiałaby wydać swoje miesięczne zarobki. Fotografem nie zostawał byle kto. Tym zawodem zajmowały się osoby gruntownie wykształcone, bardzo często chemicy. Oni po prostu znali się na substancjach niezbędnych do wywoływania zdjęć. Często fotografami, i to bardzo dobrymi, zostawali malarze. Ci z kolei umieli świetnie operować oświetleniem, co przy ówczesnej technice również było niezwykle ważne. Niektórzy z nich zostali zmuszeni do zmiany profesji, bo wraz z modą na fotografię przestano zamawiać portrety. Trzeba też pamiętać, że tego zawodu nie można było się wówczas nauczyć, nie istniały żadne szkoły, można go było „przejąć” od ojca, brata, czy znajomego — mówi Danuta Thiel-Melerska.



Pierwszym elbląskim fotografem-dagerotypistą był berlińczyk Lehmann. 

— Wiadomo, że w 1844 roku otworzył atelier na pierwszym piętrze Hotelu Berlin (okolice dzisiejszej poczty głównej) i przez niecały tydzień fotografował elblążan. Wiemy również, że w tym samym czasie prowadził w Elblągu kurs dagerotypowania. W sumie w tamtych czasach mieliśmy w Elblągu jedenastu dagerotypistów. Niestety, nie zachował się ani jeden dagerotyp z elbląskich atelier. Ogólnie jest to bardzo rzadka i cenna rzecz. Pozostało ich niewiele, bo w odróżnieniu od fotografii wykonywało się zawsze tylko jedną sztukę. Nie robiło się odbitek z negatywów — wyjaśnia Thiel-Melerska.


Chociaż na starcie trzeba było w ten zawód zainwestować, i to nie mało, bo aparat fotograficzny był w cenie samochodu, później można było zbić fortunę. 

— Bracia Schneider, którzy prowadzili działalność w Prusach Wschodnich, a także w Rosji, dorobili się tak wielkiego majątku, że następne pokolenia nie musiały już pracować. Oni sami będąc zaledwie przed trzydziestą zostali rentierami — mówi historyczka.

W leksykonie Danuty Thiel-Melerskiej zebrała informacje o 15 elbląskich fotografach i ich pracowniach: Stephan Schroeder, Bruno Dorneth, Fritz Sachsze, Hans Lorenz Basilius, Gottlieb Gliński, Evert, Franz Surand, Oskar Goetze, Hermann Schreiber, Richard van Dühren, Bernhard Ehrenberg, Paul Keemss, Emma Dorneth, Antoni Schuler i Bruno Blaschy.


— Początkowo atelier mieściły się w restauracjach. Ich właściciele bardzo chętnie gościli fotografów, bo w tamtych czasach samo przyglądanie się wykonywaniu zdjęcia było wabikiem przyciągającym klientów do lokalu. Później większość z elbląskich fotografów miała swoje zakłady na starówce. Budowali też specjalne szklane altany. W 1860 r., na dzisiejszej ulicy Zbyszka Godlewskiego, stanęła altana rodziny fotografów Dietz, z której m.in. pochodziła pierwsza elbląska fotografka Natalia Dietz. Miała ona około 14 metrów kwadratowych, na szklanych szybach zamontowane były kotary, którymi manipulowano w taki sposób, by uzyskać dobre oświetlenie osób pozujących do zdjęcia. Taką altanę miał również Basilius, na dachu swojej pracowni przy ul. Studziennej. 
Różne były też fotograficzne mody, ale na większości dziewiętnastowiecznych zdjęć nikt się nie uśmiecha, nie widać emocji.


Na niektórych fotografiach ludzie wyglądają nawet na wystraszonych. Ich twarze przypominają maski.
— Nie ma poufałości, przytulania. Nikt się nie uśmiecha, bo zdjęcie było naświetlane przez ponad minutę, ciężko więc było zatrzymać uśmiech na twarzy przez tak długi czas — wyjaśnia pani Danuta. — Należało pozować w bezruchu. Z tego powodu do 1860 r. dzieci fotografowało się głównie po śmierci. Za życia były po prostu zbyt ruchliwe. Ale ujęcie robiono tak, żeby wyglądały na śpiące, nie na martwe. Dzisiaj fotografia pośmiertna nas szokuje. Ale wtedy ludzie mieli zupełnie inny stosunek do śmierci. Zmarłych i konających na łożu śmierci fotografowano po prostu na na pamiątkę — mówi Thiel-Melerska.


Po 1890 roku fotografia trafiała pod strzechy. 

— Taniała technika, taniały zdjęcia. Na pójście do fotografa mogli pozwolić sobie już przeciętni obywatele. Nadal króluje jednak fotografia rodzinna. Zdjęcia są bardzo podobne, bo określony był sposób ich wykonywania: siedzieć mógł mężczyzna, kobieta mogła usiąść, jeśli miała silną pozycję w rodzinie. Najmłodsze dziecko trzyma ona na ręku, starsze stoją z tyłu — wyjaśnia mieszkanka Nadbrzeża.

Fotografowano również pejzaże. Niestety, pierwszy album z widokami Elbląga, Krynicy Morskiej, Kadyn, Nadbrzeża, autorstwa Alberta Ditza, nie zachował się. 

— Wydał go w 1903 roku. Wiadomo, że jeden jego egzemplarz wysłał cesarzowi Wilhelmowi II do Dorn, gdzie przebywał on po abdykacji. Pisałam tam w nadziei, że się zachował, ale, niestety, odpowiedź nadeszła negatywna. Wiemy więc jedynie, jakie budynki były fotografowane, w jakim nakładzie się ukazał i ile kosztował — mówi historyczka.

Od tygodnia w Muzeum Archeologiczno-Historycznym można obejrzeć zdjęcia pochodzące z innego, niezwykłego albumu. Wystawa zostanie otwarta o godz. 18. 

— Będą to dzieje rodziny Basiliusa na fotografii. To rzecz wyjątkowa, wręcz bezcenna. Fotografowie się nie fotografowali, ich zdjęcia są niezwykle rzadkie. Sprawdza się wiec powiedzenie, że szewc bez butów chodzi. A na taj wystawie będziemy mogli obejrzeć całą rodzinę Basiliusa, jego samego, żonę, która również była fotografem — wyjaśnia pani Danuta.

Na wystawie znajdą się m.in. materiały biograficzne przekazane muzeum przez Dorothee Stelzer King z Nowego Jorku w 2009 r. Jej dziadkowie ze strony matki: Erna i Fritz Horn wzięli ślub w elbląskim kościele Najświętszej Marii Panny w 1909 r. Erna była córką Lorenza Basiliusa, który wraz z żoną Julianą prowadził największe atelier fotograficzne w Elblągu na przełomie XIX i XX wieku. Z ich pracowni pochodzi wiele znanych miłośnikom historii Elbląga zdjęć miasta tego okresu. Fritz Horn (później profesor w zakresie teorii budowy statków) był synem Carla Horna, adwokata i notariusza elbląskiego, pasjonata historii.

Na tej samej wystawie znajdą się zdjęcia, które muzeum przekazał Krzysztof Cegiel. To ponad 300 archiwalnych fotografii, wśród których większość stanowią zdjęcia wykonane przez Basiliusa, a konkretnie dotyczą one członków rodzin, które połączyło małżeństwo Erny i Fritza.
Anna Dawid



Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. stomatolog #2007878 | 79.189.*.* 9 cze 2016 14:04

    Myślę, że nie uśmiechali się głównie dlatego, że mieli kiepskie zęby, albo ich w ogóle nie mieli.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Poldek #2003177 | 185.9.*.* 2 cze 2016 05:40

    Jest: "studia zagranicą...", powinno być: "studia za granicą...".

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. er ce #1997083 | 83.23.*.* 21 maj 2016 08:56

      Piękna sprawa prosimy o więcej.

      Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz