Mistrzowie ślusarstwa z Elbląga

2016-07-02 08:00:00(ost. akt: 2016-07-01 12:54:45)

Autor zdjęcia: arch. Lecha Słodownika

Wśród różnych cechów działających w dawnym Elblągu znajdował się również cech ślusarzy – na ogół właścicieli ślusarni, których naliczano około dwadzieścia. Zorganizowani w cechu ślusarze byli ze wszech miar mistrzami w swym fachu, a ich prace można było podziwiać przede wszystkim na elbląskich cmentarzach.
Ślusarskie majstersztyki znajdowały się w różnych miejscach Elbląga, w klatkach schodowych, ozdabianych kutymi poręczami, były mistrzowskiej roboty kowalskiej kraty i balustrady oraz ogrodzenia. Do mistrzów miejscowego ślusarstwa należał m.in. Emil Habecker, który swój warsztat ślusarsko-maszynowy prowadził przy dawnej ulicy Pańskiej 20 (obecnie Janowska). W latach międzywojennych był nadmistrzem miejscowego cechu ślusarzy, radnym miejskim, jak również honorowym mistrzem krajowego cechu rzemieślników – ślusarzy. Jednocześnie w Elblągu stał na czele komisji egzaminacyjnej zatwierdzającej dyplomy mistrzowskie.

Na wspomnianej ulicy Pańskiej nie działał sam – prawie w sąsiedztwie, pod nr 28, znajdował się inny zakład ślusarski należący do Hermanna Hopp’a, a nieco dalej, przy ulicy Kuźni Nowomiejskiej, ślusarnię prowadził Arthur Kaftan. Do innych znanych elbląskich zakładów ślusarskich należały: Ślusarnia Friedricha Drewski’ego przy ulicy Pocztowej, ślusarnia Paula Neumanna przy ulicy Gimnazjalnej 1, Augusta Ropelius’a przy ulicy Królewieckiej 24 i ślusarnia artystyczna oraz budowy maszyn Otto Rosenowski’ego przy ulicy Królewieckiej 113. Ponadto działała ślusarnia Adolfa Jordana przy dawnej Szosie Berlińskiej 15 (dzisiaj ul. Warszawska), której właściciel krótko przed wybuchem II wojny światowej zastąpił na urzędzie nadmistrza cechu ślusarzy wzmiankowanego już E. Hebecker’a - i jak się okazało był ostatnim szefem tego cechu.

Czołowi przedstawiciele elbląskiego ślusarstwa wystawiali swoje wyroby rokrocznie na wielkich Targach Niemieckiego Wschodu (Deutsche Ostmesse) w Królewcu. Targi te odbywały się wybudowanych po I wojnie światowej halach targowych, znajdujących się niedaleko Dworca Północnego (Nordbahnhof). Część z nich zachowała się do dzisiaj, chociaż niektóre nie mają dachów.
Głównym zadaniem tych targów było podtrzymywanie więzi gospodarczych między terenami wschodnimi a Rzeszą.

Eksponowano tutaj niekiedy prawdziwe dzieła metalowej sztuki, prace mistrzowskie, nowoczesne maszyny i urządzenia. Tylko w 1936 r. na tych targach dla potrzeb elbląskiego rzemiosła przeznaczono powierzchnię wystawienniczą obejmującą ok. 66 tys. metrów kwadratowych. Targi cieszyły się dużą popularnością wśród mieszkańców Prus Wschodnich (i nie tylko), a w 1937 r. naliczono na nich ponad 200 tys. zwiedzających.

Wspomniana wyżej ślusarnia Paula Neumanna znajdowała się początkowo przy Spieringstraße (Bednarska) naprzeciwko słynnego Domu Pod Wielbłądem (Kammelhaus), a po 1924 r. została przeniesiona na ulicę Gimnazjalną. Oprócz właściciela pracowało w niej czterech doświadczonych ślusarzy, dwóch czeladników i od pięciu do sześciu uczniów. Terminowanie trwało cztery, a nawet pięć lat. Często okazywało się, że nauka wyniesiona z elbląskiej Szkoły Rzemiosła przy Grobli Św. Jerzego była w małym stopniu przydatna. Naukę fachu zdobywało się przy „dźwiękach młota walącego w kowadło i przy cęgach formujących wyjęty prosto z ognia metalowy wyrób”.

Rytmiczne walenie dużego młota w leżący metal na kowadle poprzedzał (dyktował) potrójny lub poczwórny takt wybijany małym młotkiem. Uczeń czy terminator nie otrzymywał żadnego wynagrodzenia, a wręcz przeciwnie - jego rodzice musieli płacić za odbywaną praktykę. W tej ślusarni fachowiec zarabiał przed wojną ok. 30 marek, w sytuacji gdy np. duże piwo kosztowało 15 fenigów a pół kilo masła 1 markę.

Obowiązywała tu dyscyplina i następująca dewiza: „Mów mało i pilnie ćwicz” (Üb’ immer treu und red nicht viel). Jeden z pracujących w ślusarni P. Neumanna wspominał: „Pamiętam zadania które realizowaliśmy na rzecz dużego domu towarowego braci Loewenthal (Kaufhaus am Elbing). Braci było trzech: eleganccy Alfred i Kurt oraz mały, nieco otyły Heinrich, ale z ludzkim podejściem. Pewnego razu otrzymaliśmy zamówienie by przed zaczynającym się okresem świątecznym zrobić iluminację fasady tego domu towarowego. Trzeba było zamontować dziesięć lub dwanaście reflektorów. Do pomocy wezwaliśmy elbląską straż pożarną, która przybyła z wysuwaną drabiną. Z tej wysokości mogłem podziwiać wspaniałą panoramę dachów Starego Miasta”. Ślusarnię P. Neumanna przejął przed wojną jego syn Otto.

Zmarły w maju 2015 r. zasłużony elblążanin Alfred Paruszewski tak wspomina w swojej książce „Niewolnik pod żaglami” swój wojenny kontakt z zakładem budowy maszyn i ślusarnią Artura Sprich’a, która znajdowała się przy ul. Zamkowej 1: „Fabryka pracowała na potrzeby wojska. Oprócz tego reperowano statki oraz barki metalowe, którym wymieniano w poszyciu różne blachy (…) Podczas pierwszych dni uczyłem się, jak trzymać młotek i zgodnie z zaleceniem od czasu do czasu uderzałem nim w kowadło. Przy drobniejszej robocie dopuszczano mnie do kucia różnych wyrobów, którymi manipulował majster; ku mojemu zadowoleniu coś z tego wychodziło.

Przy poważniejszej pracy przyglądałem się, jak robiło to dwóch chłopców, mniej więcej w moim wieku, lecz dobrze zbudowanych i w tej pracy zaprawionych. Tłukli młotkami na zmianę, jak automaty; młoty szybko i pewnie spadały na rozpalony do białości metal, mimo że majster wykręcał go w różne strony. Uderzenia były płynne i trafiały właśnie tam, gdzie należało (…) Pracowaliśmy w kuźni na trzy zmiany, podobnie jak ci, którzy byli przy maszynach w hali. Ludzie pracujący na dworze mieli jedną zmianę (…).

Zarówno ślusarnia O. Neumanna jak i zakład A. Spricha zostały zniszczone podczas walk o Elbląg a następnie rozebrane. Dzisiaj w tym miejscu znajduje się część parkingu – róg ul. Gimnazjalnej i Zamkowej.
Lech Słodownik

Źródło: Dziennik Elbląski