Z bursztynów tworzą prawdziwe cuda

2016-07-03 08:00:00(ost. akt: 2016-07-03 09:10:11)
Wystawę „Bursztyn - złoto północy” w Ratuszu Staromiejskim przy ul. Stary Rynek można oglądać do końca września

Wystawę „Bursztyn - złoto północy” w Ratuszu Staromiejskim przy ul. Stary Rynek można oglądać do końca września

Autor zdjęcia: arch. organizatorów wystawy

Gdy przychodzi sztorm, nakładają wodery i z kaszakiem w ręku brodzą w wodzie w poszukiwaniu bursztynu. W ich pracowni zamieniają się w prawdziwe dzieła sztuki.
Bursztyn, jantar, amber, elektron czy karuba. Nazw jest sporo, bo też przez wieki ta kopalna żywica rozpala emocje poszukiwaczy, handlarzy i elegantek praktycznie pod każdą szerokością geograficzną. Nie inaczej jest i teraz. Ceny niektórych gatunków bursztynu sięgają nawet cen złota. Są ludzie, dla którzy jantar jest pasją. Wśród nich na pewno są bursztynnicy Małgorzata Stawniak i Piotr Sobaczyński z Krynicy Morskiej.

— Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu, gdy małżeństwo przeprowadziło się nad morze.
 Najpierw były spacery nad morze i okruszki bursztynu zbierane na plaży. Później od mistrza bursztynnictwa nauczyłam się obrabiać bursztyn. Wciągnęłam w tę „chorobę” też męża. To już naprawdę jest choroba, trudno inaczej nazwać ten stan — śmieje się pani Małgorzata.



Teraz, gdy przychodzi sztorm, nakładają wodery i z kaszakiem w ręku brodzą w wodzie w poszukiwaniu bursztynu. W ich pracowni zamieniają się w prawdziwe dzieła sztuki.
— Najczęściej rzeczywiści kojarzymy bursztyn z pięknym szkiełkiem, które się błyszczy, ma kolor żółciutki, albo wręcz koniakowy, który nie jest niestety naturalny. Natomiast nie każdy zna biały bursztyn — mówi pani Małgorzata. — Staramy się pokazać inny bursztyn - nie ten, który kojarzymy z jarmarczną biżuterią. Łączymy go z materiałami naturalnymi, a także równie szlachetnymi, jak np: czarny dąb czy róg, a czasem i z tym, co znajdziemy nad morzem. One świetnie łączą się z bursztynem, a dodatkowo, tak jak i on, zachowują ciepło.

Kobieta przyznaje, że kilkanaście lat temu takie podejście do tego materiału było bardzo innowacyjne.
— Jubilerzy byli zaskoczeni, że tak można podać bursztyn. Teraz już wszyscy robią podobnie. Można powiedzieć, że wyhodowaliśmy sobie konkurencję — dodaje.

Prace pani Małgorzaty i pana Piotr można oglądać na niedawno otwartej wystawie „Bursztyn - złoto północy” w Ratuszu Staromiejskim przy ul. Stary Rynek w Elblągu. Znajdziemy tutaj również nieobrobiony bursztyn.
— Chcieliśmy pokazać jego różnorodność. Znajdują się tu więc surowe kawałki bursztynu, bursztyn szlifowany oraz biżuteria. Pokazaliśmy naszą kolekcję samorodków - to są pod względem kształtów samoistnie krople bursztynu, np. łezki, pieniążki - spłaszczone krople bursztynu czy też móżdżki, czyli bursztyny, które dokładnie widać dlaczego mają taką, a nie inną, nazwę — wylicza pani Małgorzata.


Na ekspozycji znalazły się również eksponaty, które na pierwszy rzut oka niewiele wspólnego mają z jantarem. Jak choćby na przykład stara szlifierka.
— Taka zwykła szlifierka, którą chyba każdy mężczyzna ma w garażu, może posłużyć do obróbki bursztynu. Ta z wystawy przez wiele lat nam właśnie w ten sposób służyła — wyjaśnia kobieta. — Chcieliśmy pokazać, że to naprawdę niewiele potrzeba, żeby samemu próbować zrobić coś z bursztynu, odkryć trochę jego urody.

Artystka przekonuje, że obróbka bursztynu nie jest rzeczą skomplikowaną.
— Oczywiście każdy ma swoje techniki, narzędzia. Nie oznacza to, że sami nie możemy się pobawić w obróbkę skarbów przywiezionych z wakacji. Ale amatorowi wystarczy szlifierka i trochę szmatek, na który nałożymy pastę polerską albo wręcz zwykły papier ścierny oraz do polerowania pasta do zębów. 
Choć ten drugi sposób jest o wiele bardziej pracochłonny — podpowiada nasza rozmówczyni.
Samodzielne obrabianie bursztynu może się okazać wciągającą pasją.

— Nas pochłonęła nie tylko obróbka, ale i samo poławianie. To jak gorączka złota czy zbieranie grzybów — śmieje się pani Małgorzata. — Pogoda musi być paskudna, musi być niskie ciśnienie, sztorm po sztormie... Przy takiej pogodzie najlepiej łowi się bursztyn. Wchodzi się w woderach, takich długich butach nieprzemakalnych, i wyławia bursztyn. Później jeszcze wybiera się z tego, co zostanie wyrzucone na brzeg.
Poławiaczom bursztynu czasami morze potrafi ofiarować prawdziwe cuda.
— Nam udało się wyłowić spore kawałki, takie w granicach 1000 gram. Zdarzały się jednak i bardziej niesamowite historie. Kiedyś latem przyszedł do nas turysta, przyniósł coś wielkości bochenka. Zapytał męża, co to jest? Odpowiedź była prosta - bursztyn, choć na pierwszy rzut oka nie było tego widać. To była głośna sprawa — wspomina bursztynniczka.

Jak rozpoznać, że to, co znaleźliśmy rzeczywiście jest bursztynem? Pani Małgosia ma kilka podpowiedzi.
— To rzeczywiście nie zawsze jest łatwe — przyznaje. — Bywają bursztyny zupełnie czarne, które wyglądają jak kamienie. Bursztyn jest jednak o wiele lżejszy i cieplejszy, warto więc porównać nasze znalezisko z kamieniem. Możemy też powąchać bursztyn.

 
Jeśli go trochę potrzemy, wydziela taki przyjemny, naturalny zapach, trochę żywiczny, czasami nawet trochę cytrynowy. W ostateczności można bursztyn podgrzać zapalniczką i wtedy czujemy taki bardziej kadzidlany zapach.
Zanim jednak wyruszymy na bursztynowe łowy warto zajrzeć do Ratusza Staromiejskiego i obejrzeć jantarowe cuda. Ekspozycji prac bursztynników towarzyszy wystawa Fotografii Eryka Popkiewicza zatytułowana „Poławiacze bursztynu”, wykonana w Mikoszewie w 2008 r., a pochodząca ze zbiorów Muzeum Bursztynu, oddział Muzeum Historycznego Miasta Gdańska.
naj

Wystawę „Bursztyn - złoto północy” w Ratuszu Staromiejskim przy ul. Stary Rynek można oglądać do końca września

Źródło: Dziennik Elbląski