Parowcem nad Zalew Wiślany

2016-07-09 08:00:00(ost. akt: 2016-07-08 17:47:57)
Parowiec Preussen nie był najszybszy, ale należał wówczas do największych statków elbląskiej „białej flotylli”

Parowiec Preussen nie był najszybszy, ale należał wówczas do największych statków elbląskiej „białej flotylli”

Autor zdjęcia: arch. Lecha Słodownika

Sezon urlopowy zaczął się na dobre, a z Elbląga na Mierzeję Wiślaną nie można dostać się statkiem. Przed wojną transfer urlopowiczów i chętnych do odpoczynku nad morzem mieszkańców Elbląga i okolic odbywał się praktycznie tylko statkami.
Sezon urlopowy zaczął się na dobre, a z Elbląga na Mierzeję Wiślaną nie można dostać się statkiem. Taka sytuacja trwa już od wielu lat. Natomiast podróż droga lądowa nie należy do łatwych, ponieważ „siódemka” jest w przebudowie, a od zjazdu na wysokości Nowego Dworu Gdańskiego, trzeb wlec się w długiej kolumnie samochodów. Również weekendowy powrót nie należy do łatwych.

Przed wojną transfer urlopowiczów oraz chętnych do odpoczynku nad morzem mieszkańców Elbląga i okolic odbywał się praktycznie tylko statkami. Droga lądowa, z uwagi na granicę z Wolnym Miastem Gdańskiem, nie wchodziła w rachubę. Ponadto miejscowości wypoczynkowe na Mierzei Wiślanej, jak: Mikoszewo, Jantar, Stegna, Sztutowo, Kąty Rybackie, Skowronki i Przebrno, leżące w granicach wolnego Miasta Gdańska w minimalnym stopniu były odwiedzane przez elblążan. Oni przybywali statkami przede wszystkim do Krynicy Morskiej, do wsi rybackiej Lipa, do Ptaszkowa, Nowej Karczmy i Narmeln, wsi która po 1945 r. krótko należała do Polski i zwała się „Polsk”. Dzisiaj miejscowość ta leży po rosyjskiej stronie Mierzei Wiślanej.

Dawny elblążanin Gerhard Gommel tak wspomina swoją letnią podróż parowcem – salonką „Preussen” w 1931 r. z Elbląga na Mierzeję Wiślaną: „Na przystani Augusta Zedlera przy Moście Wysokim wsiedliśmy na statek. Była niedziela 6. rano, ale już było gorąco. Niebo było pozbawione jakiekolwiek chmurki. Wystartowaliśmy wcześnie w specjalny przepływ do Piławy (Bałtyjsk), bowiem trasa była długa. Kapitan statku miał niebieski mundur, a na głowie białą czapkę, którą oplatał dębowy warkocz. Bandera zawierała logo firmy A. Zedlera. Goście na statku byli w doskonałym nastroju, mieli ze sobą wystarczające ilości prowiantu. Po ostatnim sygnale parowego gwizdka statek ruszył do przodu, a jego pokład wypełniło drżenie pokładu idące od silników. Na kei pozostało kilka osób, które machały swoim bliskim.

Na górnym pokładzie było tłoczno, ale przecież stąd rozpościerał się wspaniały widok na całą okolicę. Powoli zniknęła z naszych oczu sylwetka miasta, kościół św. Mikołaja, hale fabryczne stoczni F. Schichau, fabryka krzeseł Wittkowskiego, browar Angielska Studnia i oba kościoły na Kolonii Pangritza (Zawada) - św. Pawła i św. Wojciecha. Zbliżaliśmy się do Domu Pod Siedmioma Szczytami na Bollwerku (Bollwerkskrug) pod Terranova (Nowakowo). Z przeciwka zbliżała się tolkmicka loma, wyładowana po brzegi czerwonymi dachówkami. Żona właściciela lomy stojąca przy sterze pomachała nam przyjaźnie. Kapitan dał znać syreną, by obsługujący przeprawę w Nowakowie opuścił na dno linę stalową służącą do holowania promu. Statek zwolnił i „na pół gwizdka” pokonał to miejsce. Na brzegu, na wysokości gospody „Neu Erde” (Nowa Ziemia), stali rowerzyści, którzy pozdrawiali nas machając rękami. Wspaniała atmosfera i przyroda zachęcała do skosztowania podręcznego prowiantu. Podróżni wyciągnęli swoje kanapki, gotowane jajka, zimne kotlety, klopsy oraz ciasta.

Popijano kawę, herbatę oraz mleko. Starsi goście siedzieli w „Zielonym Salonie” na parowcu przy stołach nakrytych białymi obrusami. Parowiec „Preussen” wprawdzie nie był najszybszy, ale należał wówczas do największych statków elbląskiej „białej flotylli”. Zbudowany w 1911 r. był bardzo elegancko wyposażony i mógł pomieścić 1500 osób. W nocy był iluminowany lampionami, z których największy był pośrodku statku i miał kształt księżyca. Na górnym pokładzie grała kapela muzyczna, podtrzymująca pasażerów w doskonałym nastroju…

Podchodząc do elbląskiego Winkla Wschodniego zobaczyliśmy dwa cumujące – nowoczesne bagrownice, wyprodukowane przez F. Schichau: „Hermann von Plauen” i „Hermann von Salza”. Powoli opuściliśmy rzekę Elbląg i wpłynęliśmy na wody Zalewu, gdzie otoczyło nas mnóstwo ptaków - mewy, rybitwy, kurki wodne, dzikie kaczki oraz czaple, które miały w porastającej brzegi trzcinie swoje legowiska. Statek ruszył dziarsko do przodu, pełną mocą, której nie można było wcześniej uruchamiać by nie uszkodzić brzegów rzeki. Z prawej strony burty spoglądaliśmy na Ceglany Las (Rangóry), cegielnię w Jagodnie i na Sztynort Duży (Kamionek Wielki)… Nasz statek wziął kurs na stawę położoną na Zalewie zwaną „Ponitz” lub „Peter” (Piotr). Na niej kończył się najdalej wysunięty na wschód obszar Wolnego Miasta Gdańska.
Piętą Achillesową portu w Elblągu był tor wodny przez Zalew Wiślany.

Po 1920 r. i utworzeniu tzw. polskiego korytarza znaczenie portu w Elblągu wydatnie wzrosło. W 1922 r. w ramach tzw. „programu wschodniopruskiego” elbląski port znalazł się w centrum uwagi. Rozpoczęto bagrowanie toru wodnego począwszy od głębokości 4 m, a skończywszy na 6 m. Po 1933 r. znaczenie toru wodnego, i jego utrzymanie, dodatkowo wzrosło, ponieważ musiał on być drożny dla torpedowców i innych okrętów budowanych w stoczni F. Schichau. A przecież średnioroczne zamulanie tego toru osiągało 0,20 m. Mijając stawę „Peter” zauważyliśmy na niej setki mew, które płoszyliśmy klaskając w dłonie, a niektórzy z nas rzucali im kawałki chleba.

Stąd rozpościerał się przepiękny widok na nadzalewowe miejscowości: widać było Zameczek Nadzalewowy w Suchaczu, wieżę kościoła w Kadynach, Tolkmicko, Łęcze i Próchnik. Ale przecież po lewej stronie burty widzieliśmy Krynicę Morską i jej reprezentacyjne hotele, domy wczasowe przy Bellevuestraße (dzisiaj Świerczewskiego), a nad wierzchołkami sosen górowała wieża i dach Cesarskiego Dworu. Oczywiście w polu widzenia była latarnia morska i duża wydma – Wielbłądzi Grzbiet. Z przodu pojawił się holownik z dwoma w pełni załadowanymi promami. Na powitanie usłyszeliśmy dźwięk syreny. Odpowiedziano nam. Holownik należał do urzędu morskiego i nazywał się „Prezydent Rejencji von Hollwede”.

Wkrótce opuściliśmy oznakowany Elbląski Tor Żeglugowy (Elbinger Anseglungstonne) i weszliśmy na Piławski Tor Żeglugowy. Byliśmy na wysokości Fromborka. Stąd do Piławy było jeszcze 39 km. W tym miejscu, na wodach Zalewu, na wysokości leśnictwa Schmergrube, wsi Ptaszkowo, Nowa Karczma i Narmeln, znajdowała się tzw. „odmierzona mila”, oznakowana specjalnymi bojami i pławami. Rozciągała się na odcinku 6 mil morskich i tutaj statki, okręty wodowane w Elblągu, remontowane w Piławie itd. odbywały swoje próby szybkościowe i inne.

Nas zachwycały tarasowo zbudowane i kryte strzechą chaty rybackie w Narmeln oraz ruchome wydmy. W tej wsi składającej się z trzech części nie było umocnionej ulicy – zastępowała ją piaszczysta droga (…) Następnego dnia po południu wróciliśmy do Elbląga. Na przystani czekały na chętnych dorożki oraz tramwaj linii nr 3. Opuszczający pokład pasażerowie byli w nieustannie dobrych nastrojach, wzmocnionych piwem, winem czy też małym sznapsem. Witał nas stary, piękny Elbląg”.
Lech Słodownik

Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. sb #2024038 | 5.172.*.* 9 lip 2016 08:37

    Co ma wspólnego ten film z piękną opowieścią ???

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz