Piotr Wadecki: Majka może stanąć na podium podczas igrzysk

2016-08-04 18:31:57(ost. akt: 2016-08-04 18:34:47)
Piotr Wadecki jeszcze jako kolarz zawodowy w 2002 roku

Piotr Wadecki jeszcze jako kolarz zawodowy w 2002 roku

Autor zdjęcia: Piotr Sochacki/wikimedia commons

— Podczas igrzysk w Rio stać nas na walkę o jeden z medali, bowiem jest to idealna trasa dla Rafała Majki. Na pewno jednak nie będzie to łatwa sprawa — stwierdza elblążanin Piotr Wadecki, selekcjoner kadry narodowej.
— Które to już twoje igrzyska olimpijskie?
Piotr Wadecki: — Jako zawodnik w 2000 roku uczestniczyłem w igrzyskach w Sydney w Australii, gdzie wywalczyłem siódme miejsce. Na trenera selekcjonera kadry narodowej powołany zostałem w 2007 roku. Rok później w tej roli wystąpiłem w Pekinie i w 2012 roku w Londynie. Czyli do Rio de Janeiro lecę na trzecią z rzędu olimpiadę.

— Wróćmy może na chwilę do Sydney. Siódme miejsce jest bardzo dobre, ale czy była tam szansa na medal?
— To był wyścig ze startu wspólnego na dystansie 230 km. Przed startem czułem się dobrze, chciałem walczyć o jak najlepszą lokatę, bo byłem w dobrej formie. Od początku jechałem w szpicy wyścigu, nie spuszczając oka i nogi. Wystarczył jednak moment nieuwagi i na trzy kilometry przed metą uciekł Niemiec Jan Urlich, który pociągnął za sobą jeszcze dwóch kolarzy. Jak się później okazało, Urlich został wielkim wygranym, a na czwartej pozycji uplasował się Michels Bartoli (Francja), który do Niemca stracił 1,26 minuty. Ja uzyskałem taki sam czas, ale sędziowie sklasyfikowali mnie na siódmej pozycji. Przypomnę jeszcze, że startowałem również w czasówce, gdzie uplasowałem się na 31. miejscu.

— Kto oprócz pana reprezentował wtedy barwy Polski?
— Pamiętam dobrze, że Zbigniew Spruch zajął 20. lokatę, Zbigniew Piątek uplasował się pod koniec pięćdziesiątki, jakieś dziesięć miejsc dalej był Piotr Przydział, natomiast Piotr Chmielewski wyścigu nie ukończył.

— Potem były igrzyska w Atenach, ale już bez pańskiego udziału. Dlaczego?
— W 2002 roku we włoskim klasyku na trasie Tirreno — Adriatico uczestniczyłem w poważnej kraksie, podczas której uderzyłem głową o asfalt. Nieprzytomnego zawieziono mnie do szpitala w Neapolu, gdzie przeszedłem operację. Co prawda po długiej rehabilitacji wróciłem do ścigania, ale było mi coraz ciężej, więc do Aten nie pojechałem.

— Pańska nominacja na trenera kadry narodowej dla wielu specjalistów była dużym zaskoczeniem.
— Propozycję otrzymałem w maju 2007 roku, nie miałem zbytnio dużo czasu do namysłu, ale — będąc cały czas przy kolarstwie — wyraziłem zgodę.

— I jako trener zaliczył pan już dwie olimpiady...
— W tej roli zadebiutowałem w Pekinie w 2008 roku. To był chyba najdramatyczniejszy wyścig, bo o pierwszych trzech miejscach decydowała fotokomórka. Zwycięzcą został Hiszpan Samuel Sanchez przed Szwajcarem Fabianem Cancellarą i Rosjaninem Aleksandrem Kołobniewem. Najlepszym z Polaków był Przemysław Niemiec, który metę minął jako piętnasty. Niestety, w 2012 roku w Londynie było gorzej, bo Michał Kwiatkowski oraz Maciej Bodnar nie odegrali żadnej roli, a Michał Gołaś wycofał się z wyścigu.

— Kogo zabrał pan do Rio?
— Jedziemy w czteroosobowym najsilniejszym składzie, których tworzą dwa duety: Michał Gołaś, Michał Kwiatkowski (Team Sky — red.) oraz Rafał Majka i Maciej Bodnar (Tinkoff — red.). Cała czwórka wystąpi na szosie. Dodatkowo „Kwiatek” oraz Bodnar wezmą także udział w czasówce na 55 km.

— Jakby pan scharakteryzował każdego z tych kolarzy?
— Gołaś to taki dyrektor drużyny. Potrafi podejmować szybkie decyzje, współpracować z każdym zawodnikiem, a to, co robi, zawsze jest przemyślane. Z kolei Kwiatkowski to klasowy kolarz. Jego forma rośnie z dnia na dzień, jest silnym punktem drużyny, którego stać na niespodziankę. Natomiast Bodnar to rutyniarz, potrafi walczyć dla drużyny, a przy tym jest to dobry walczący zawodnik na czas. No i został jeszcze Majka, który — jeśli tylko utrzyma formę z Tour de France — może być czarnym koniem igrzysk. Uważam, że jest to jeden z kandydatów do medalu.

— Pod koniec maja był pan na rekonesansie w Rio. Jak wygląda trasa?
— Jest niezwykle trudna. Została „skrojona” pod górali. To będzie coś jak niektóre etapy w Tour de France. Zaczyna się pięknie przy Copacabanie. Potem kilkadziesiąt kilometrów wzdłuż oceanu i wjeżdżamy na rundę. Na rundzie jest podjazd około 800 metrów, ale miejscami jest 20 procent nachylenia. Wszystko to dzieje się na wąskich drogach i po niezbyt komfortowym asfalcie. Ale to dopiero początek, bowiem po czterech pętlach kolarze znów wracają na przedmieścia Rio, gdzie są kolejne dwie rundy do pokonania, a na nich ośmiokilometrowy podjazd. A na deser trzy kilometry po kostce brukowej z piekła rodem. W takich warunkach nie ma mowy o peletonie. Kolarze będą jechali pojedynczo lub w małych grupkach.

— Jakie szanse mają Polacy w tym wyścigu?
— Jednym z faworytów jest Majka, choć nie skreślam Kwiatkowskiego. Oprócz nich znaczącą rolę powinni odegrać: Nairo Qintana, Vicenzo Nibiali, Alberto Contador, natomiast zawodnicy pokroju Marka Cavendisha czy Marcella Kitella w Rio nie mają szans.
JK




Źródło: Dziennik Elbląski