Libra. Debiutancka płyta w międzynarodowym składzie

2016-08-07 10:00:32(ost. akt: 2016-08-07 10:11:55)
Muzyka była obecna w jego życiu od zawsze i zawsze wiedział, że będzie to naturalna droga

Muzyka była obecna w jego życiu od zawsze i zawsze wiedział, że będzie to naturalna droga

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Urodził się w Kadynach i tam mieszka, ale zawodowo i prywatnie związany jest z Elblągiem. Tu stawiał swoje pierwsze muzyczne kroki, założył kapelę, tu pracuje. Łukasz Pawluk właśnie nagrał swoją debiutancką płytę.
— Czy muzyka zawsze obecna w twoim życiu?
— Praktycznie od dziecka czułem, że z muzyką będzie coś na rzeczy (śmiech). Muzyką jestem genetycznie obciążony, gdyż mój dziadek i tato byli organistami. Muzyka była więc obecna w moim życiu od zawsze i wiedziałem, że będzie to naturalna droga, którą będę podążał w przyszłości. I tak to ewaluowało. Moim flagowym instrumentem są klawisze, przy których czuję się najlepiej, ale całkiem sprawnie ogarniam też gitarę i bas.

— Kiedy zaczęło się „granie na poważnie”?
— Wszystko zaczęło się w 2007 roku od pierwszego poważnego projektu muzycznego. Razem z kolegami z Elbląga założyłem wtedy zespół Insigne, którego muzyka oscylowała wokół metalu progresywnego. W międzyczasie wydaliśmy Epkę, zagraliśmy parę koncertów i nawiązaliśmy pierwsze kontakty medialne. Zespół jednak rozpadł się z różnych względów. Przez kolejne lata w ogóle nie zajmowałem się muzyką i nagrywałem utwory jedynie do tzw. szuflady. W 2012 roku byłem współzałożycielem postrockowej, instrumentalnej kapeli Sounds Like The End Of The World, w której grałem do 2015 roku. Po odejściu ze składu skupiłem się tylko i wyłącznie na solowym projekcie. Album „Libra” zadebiutował na kanale youtube pod koniec lipca tego roku.

— Skąd pomysł na tytuł płyty?
— Mój znajomy projektował okładkę do tego albumu. Oczywiście w pierwszej kolejności chciał wiedzieć, jaka muzyka się na nim znajdzie. Potem - dziwne - zapytał o mój znak zodiaku. Po paru dniach wysłał mi pierwszy projekt okładki, na którym widniał gwiazdozbiór Wagi, po łacinie „Libra”. Od razu wiedziałem, że taki będzie tytuł tego krążka: bardzo osobisty i tożsamy ze mną.

— Jak muzykę usłyszymy na tym albumie?
— Ta muzyka jest naturalną konsekwencją tego, co robiłem do tej pory. Ewoluuje ona od ciężkich brzmień post metalowych, djentowych, po łagodniejsze formy, bardziej przestrzenne. Album powstawał ponad rok: początkowo miała to być niewielka Epka, demo, ale z czasem pojawiali się nowi ludzie i pomysły i stwierdziłem, że szkoda ją wydać w tak małej formie. Postawiłem więc na pełnowymiarowy album.

— Na płycie udało Ci się zebrać międzynarodowy skład muzyków. Czy trudno było ich namówić do grania?
— Wbrew pozorom - wcale. Wystarczyło przesłać im projekt wstępny, jak płyta ma wyglądać, w jakiej formie muzycznej będzie oscylował album. I rzeczywiście płyta ma skład międzynarodowy. Wielkim zaszczytem było spotkać się na niej z takimi gwiazdami jak Eric Emery, który na co dzień jest wokalistą zespołu Skyharbor, grającego m.in progresywnego rocka. Jest także pochodzący z Australii gitarzysta Jake Howsam Lowe. Na jednym z kawałków śpiewa także fenomenalny wokalista pochodzący z Rosji - Nettle Carrier. Są też muzycy z Polski: gitarzyści Darek Wawrzyniak, gdańszczanin Marcin Majrowski, czy elblążanin Przemek Byzdra. Gitarę basową świetnie ogarniał zaś sesyjny basista Mateusz Tomaszewski. Do współpracy zaprosiłem także Matusza Chorążewicza - wirtuoza saksofonu jazzowego. Ja odpowiadam przede wszystkim za szkic każdej kompozycji, gitary i klawisze.

— Dla kogo jest ta płyta?
— Dla wszystkich, którzy lubią ciekawe, niejednoznaczne i wielowarstwowe brzmienia. Dla fanów metalu, post rocka - dziś w Polsce dość popularnego gatunku muzycznego. Dla wszystkich, którzy lubią słuchać cięższej, niszowej muzyki.

— Na „Librze" dominują gitary ze swoją mocną linią brzmieniową. Czy po trochu serwujesz zatem swoim odbiorcom muzykę metalową?
— Oczywiście, ta płyta stoi gatunkowo przy metalu. To jest naturalna konsekwencja mojej drogi muzycznej, która zaczęła się właśnie od ciężkich brzmień. Zresztą przy nagraniach używałem ośmiostrunowej gitary, która już sama w sobie produkuje ciężkie brzmienia. Aczkolwiek w kawałki próbowałem też wplatać i lżejsze elementy.

— ... I zaskakujesz swoich słuchaczy serwując im np. partię saksofonu jazzowego.
— Chciałem, żeby ta płyta była nieoczywista. Muzyką instrumentalną bardzo łatwo jest znudzić swoich słuchaczy i ciężko jest znaleźć coś nowego. Zależało mi na efekcie zaskoczenia. I tu np. świetnie sprawdził się saksofon, bo przecież mało kto spodziewa się przy takich ciężkich brzmieniach nagle i niespodziewanie łagodnej melodii saksofonu. Dlatego mam nadzieję, że udało mi się stworzyć kawałki wielowarstwowe, wielowątkowe i nieoczywiste. Myślę, że mocną stroną tej płyty są właśnie muzycy, jej goście, bo każdy z nich wnosi do niej cząstkę siebie i swój charakter.

— Jakie są twoje plany na przyszłość i czy usłyszymy Ciebie i muzyków, którzy zagrali na „Librze” na koncercie w Elblągu?
— Skład jest wstępnie ustalony, większość muzyków wyraziła chęć współpracy. Być może pod koniec wakacji uda się zorganizować pierwsze próby. A pod koniec roku może pierwszy koncert? Bardzo bym tego chciał. Nie ukrywam, że marzy mi się trasa koncertowa. Na razie jednak skupiam się na promocji „Libry”.
Aleksandra Szymańska



Źródło: Dziennik Elbląski