Na rowerze w drodze na Księżyc. Kosmiczny plan Roberta

2016-10-30 09:50:47(ost. akt: 2017-01-06 14:08:11)
Pasją Roberta Woźniaka od wielu lat jest jazda na rowerze

Pasją Roberta Woźniaka od wielu lat jest jazda na rowerze

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

384 400 kilometrów. Tyle dzieli Ziemię od Księżyca. I właśnie taki dystans w ciągu dziesięciu lat zamierza przejechać Robert Woźniak z Elbląga. Na rowerze. Żeby zdążyć, ograniczył nawet liczbę godzin snu.



Robert Woźniak, z zawodu policjant, z zamiłowania rowerzysta. Jest pierwszy w klasyfikacji bikestats, czyli ogólnopolskiego serwisu internetowego poświęconego rowerzystom. Tylko w tym roku na swoich rowerach przejechał 40 tysięcy kilometrów. Wielu kierowców nie przejeżdża swoimi samochodami takiego dystansu nawet rocznie! Ukończył trasę morderczego Maratonu Rowerowego Dookoła Polski - w dziesięć dni przejechał 3130 kilometrów. Pomyślnie ukończył podobny maraton, ale w wersji górskiej, w 67 godzin „wykręcił ”1122 km.

Sukcesów odnosił jeszcze więcej. Pięciokrotnie przejechał Bałtyk Bieszczady Tour - uzyskując rekordowy wynik 1008 km w 46 godzin. Teraz chce w ciągu 10 lat przejechać dystans, jaki dzieli Ziemię od Księżyca - czyli 384400 kilometrów. Pozostało mu jeszcze 143 tysiące km.


— Jesteś uzależniony od jazdy na rowerze?
— Ależ skąd. Uzależniony to jestem od słodyczy, które jem na potęgę i nie mogę bez nich żyć ani dnia. A bez roweru można żyć.

— A próbowałeś?

— Kilka razy pisałem na blogu, że muszę nauczyć się żyć bez roweru, oczywiście w formie żartu.

— Ile wytrzymałeś?

— No... może jeden dzień.

— Na bikestats, czyli w rankingu rowerowych treningów, wszystkich zostawiasz daleko w tyle. W tym roku masz przejechane 40 tysięcy kilometrów. To najwięcej wśród polskich rowerzystów klasyfikowanych w tym serwise.
— Tak, ale to nie przyszło samo. To nie pycha z mojej strony, tylko lata ciężkiej pracy. Przełomowy był 2009 r. Kibicowałem wówczas uczestnikom Maratonu Rowerowego Dookoła Polski, przejechałem z nimi 140 kilometrów. To był dla mnie wyczyn, na więcej nie miałem wtedy sił. Wówczas podjąłem też decyzję o starcie w jego kolejnej edycji. Od 1 stycznia 2011 r. prowadzę bloga i jeżdżę regularnie. Wstaję o czwartej rano i przed piątą wyjeżdżam. Na jazdę wykorzystuję każdą chwilę. Jeśli mam tylko 15 minut, to jeżdżę 15 minut, gdy mam cztery godziny, to jeżdżę cztery godziny, jeśli zaś cały dzień, to jeżdżę przez cały dzień.

— Ile dziennie?

— Minimum sto kilometrów. Oczywiście są dni, że będzie to 300 kilometrów. Przed pracą jeżdżę na ogół 2-3 godziny.

— To kilometry, które robią wrażenie nawet na zawodowcach.
— Śmieję się, że nie jestem zawodowcem, bo zawodowcy tyle nie jeżdżą. A tak na poważnie, to nie sztuką jest przejechać 300 kilometrów, usiąść w fotelu i zasnąć ze zmęczenia. Sztuką jest je przejechać i nie czuć zmęczenia większego niż przeciętne. Mój organizm jest już tak zaprogramowany, że po 300 kilometrach mogę iść do pracy, do kina, do teatru, czy na urodziny. Nie ma co ukrywać, że tyle kilometrów przejechanych na rowerze musi destabilizować prywatną część mojego życia. Więc ja nie mogę przyjechać i synowi powiedzieć: nie mam czasu, muszę odpocząć. Funkcjonuję normalnie rodzinnie i w pracy również muszę czuć się fizycznie dobrze.

— Masz ulubione trasy?
— Mogę jeździć w kółko, codziennie tą samą drogą. Może po rondzie nie dałbym rady jeździć przez kilkanaście godzin, bo zakręciłoby mi się w głowie. Oczywiście to żart. Zdarzyło mi się jednego dnia pojechać cztery razy do Pasłęka, za każdym razem innym rowerem. Satysfakcję daje mi sama jazda.

— Ile masz rowerów?
— Cztery. Trzy szosowe, jeden górski. Mają łącznie przejechane blisko 300 tysięcy kilometrów.


— Obecnie kręcisz kosmiczne kilometry, na blogu opisujesz swoją podróż na Księżyc.

— Gdy zacząłem jeździć, a to trwa zaledwie około 10 lat, bałem się nie kontuzji, czy braku sił, ale że dopadnie mnie brak motywacji. Dlatego każdego roku zwiększałem liczbę przejechanych kilometrów. Najpierw miałem 10 tysięcy rocznie i byłem z siebie dumny. Następnego roku przejechałem 20 tysięcy, kolejnego było to 30 tysięcy. A już od kilku lat regularnie przejeżdżam tyle kilometrów, jakby okrążył rowerem Ziemię. Kulminacja nastąpiła w 2014 r., kiedy przez rok zrobiłem 50 tys. kilometrów. Teraz „jadę na Księżyc”. To projekt rozłożony na 10 lat. Pozostało mi do przejechania 143 tys. z 384 tys. kilometrów i cztery lata.


— Żyjesz jak sportowiec?

— Nie. Wstaję i jadę. Niezależnie czy to jest Warszawa, czy Zakopane, nie biorę ze sobą nic: żadnych kanapek, sakw. Zabieram tylko picie w bidony, telefon, pieniądze i muzykę w mp3. Muzyka musi być, jest dla mnie ważna. Czasem dochodzi do zabawnych sytuacji, że gdzieś daleko w Polsce kierowcy do mnie podjeżdżają i pytają o drogę, bo myślą, że jestem tutejszy, skoro niczego ze sobą nie mam. Do 100 kilometrów nic nie jem i nie piję. Ale niech się nikt na mnie nie wzoruje, bo dla nich to będzie szkodliwe. Mój organizm tego po prostu nie potrzebuje. Nie odżywiam się zanadto zdrowo. Jem to, na co mam ochotę: mam zachciankę na mleko skondensowane, to potrafię je wypić i przegryźć kiełbasą, parówkami.

— Jakie masz plany poza dotarciem na Księżyc?
— Może nie plany, a na razie marzenia: pobić rekord przejechanych kilometrów w ciągu roku należący do Amerykanina. Marzę, żeby przejechać 130 tysięcy kilometrów w 12 miesięcy. Dałbym radę to zrobić, gdybym miał sponsorów, bo to już trzeba byłoby zapomnieć o swoim życiu, tylko jeździć. Ktoś musiałby się opiekować rowerami, teraz naprawiam sam.

— Był moment, że chciałeś powiedzieć: mam dość?
— Nigdy. Chociaż przyznam, że nie zawsze jeżdżę z uśmiechem na ustach. Do wiatru, deszczu i mrozu nie da się przyzwyczaić, ale gdybym patrzył na pogodę, to niewiele dni w roku byłoby nadających się do jazdy.

Anna Dawid
a.dawid@dziennikelblaski.pl

Wyczyny Roberta Woźniaka można śledzić na serwisie bikestats.pl, gdzie prowadzi bloga pod nickiem robert1973







Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (8) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Marsjanin ! #2113534 | 93.231.*.* 15 lis 2016 23:37

    Ok niech tylko przyjedzie do nas na ten Ksiezyc , ale juz na Ziemie z tym swoim Rowerkiem nie wroci napewno !

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  2. Cyklista #2111933 | 95.41.*.* 13 lis 2016 19:08

    noo dobra chwała mu - dojechał na ten księżyc, a teraz ku..wa na ziemię wracać i służbę chwalebną pełnić bo Błaszczak porządek z nim zrobi pozdro

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  3. Roger #2108841 | 95.160.*.* 8 lis 2016 19:58

    Znam Pana Roberta z widzenia. Rozmawialiśmy kiedyś na Orlenie w Małdytach. Twardy ultra kolarz :) Podziwiam za zacięcie i życzę sukcesów.

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  4. Czytelnik #2107075 | 83.9.*.* 6 lis 2016 07:50

    Chciałbym usłyszeć zdanie przelozonego o tym policjancie oraz żony jeśli jaka zechce takiego zawodnika co wiecznie po za domem. Pasją fajna sprawa ale to co tu opowiada to jest raczej uzależnienie które doprowadzi do zguby. Odżywianie podczas takiego treningu to podstawa. Dystans 100km i przychodzi chlop do sluzby? Więc Panie komendanci przenieść go do innej jednostki przy okazji będzie jeździł rowerem z pracy i do pracy a na służbę też rowerem będzie komplet. Ciekawe ile dochodzen ma na głowie ile mandatów dziennie na służbie wypisuje?

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  5. czytelnik ! #2107036 | 93.231.*.* 6 lis 2016 00:04

    Oj Durny Ty Durny i jeszcze az Pierdolnienty Debil , Przeciez wiesz ze Ksiezyc juz ukradl kaczynski , i po co Ty jeszcze biedny Gospodarzu tyle sie meczysz

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (8)