Elblążanka z Koroną Maratonów Polskich

2016-11-12 18:00:00(ost. akt: 2016-11-10 21:35:56)
Aleksandra Korzeniowska

Aleksandra Korzeniowska

Autor zdjęcia: arch. prywatne

Zaczęła biegać miesiąc po urodzeniu najmłodszej z córek. Chciała wrócić do sylwetki sprzed ciąży. Po trzech latach 36-letnia Aleksandra Korzeniowska z Elbląga zdobyła Koronę Polskich Maratonów.
Żeby zdobyć Koronę Polskich Maratonów należy ukończyć pięć maratonów w ciągu dwóch lat. Są to: Maraton w Dębnie, Cracovia Maraton, Wrocław Maraton, Maraton Warszawski i Poznań Maraton. Z tym wyzwaniem elblążanka Aleksandra Korzeniowska uporała się w ciągu roku.

— Po prostu lubię mieć w życiu jakiś cel i postawiłam sobie, że tę koronę zdobędę — mówi Ola. 

Trudno w to uwierzyć, ale na poważnie biegać zaczęła... trzy lata temu. Miesiąc po urodzeniu córki. To miał być sposób na powrót do sylwetki sprzed ciąży. Teraz przekonuje, że przebiec 42 kilometry potrafi każdy. Wystarczy chcieć i być konsekwentnym w treningach. Ona, mama trójki dzieci, jest na to dowodem.

Jej przygoda ze sportem zaczęła się już w szkole podstawowej. 

— Uczęszczałam do sportowej „trójki”. Bieganie po Bażantarni było wówczas dla mnie chlebem powszednim. Trenowała mnie Marianna Biskup, świetna, niestety już nieżyjąca, sportsmenka. Wówczas, jako dziecko, nie doceniałam może tego tak bardzo. Dzisiaj oczywiście byłoby inaczej, cudownie, gdybym znów mogła ją spotkać — mówi Ola.


Po szkole jej drogi ze sportem na długo się rozeszły. Do biegania powróciła dopiero w 2013 r.
— Na początku nie traktowałam biegania zbyt poważnie. Chciałam wrócić do sylwetki sprzed ciąży. Bieganie było też moją odskocznią od obowiązków domowych. Biegnę i zostawiam w tyle świat codziennych spraw— wspomina Ola.


Ćwiczyć zaczęła już miesiąc po porodzie. Na lodówce przypięła kartkę z rozpiską treningów. 

— Plan ustalałam sama i zawsze wisiał na lodówce. Motywowałam się w ten sposób — mówi Ola. — Po jakimś czasie postanowiłam, że spróbuję sił na 10 kilometrów, w Biegu Piekarczyka w Elblągu. Dobiegłam na metę jako 19. kobieta z czasem 50 minut. Bardzo spodobała mi się atmosfera tych zawodów i przekonałam się, że potrafię, że dałam radę. 
Później były kolejne zawody, biegi na 10 km w: Malborku, Kwidzynie, Gdyni i Gdańsku, dwukrotnie startowała w morderczym biegu Enduro-Man w Bażantarni na dystansie 15 i 25 km.


Pierwszy maraton przebiegła w kwietniu 2014 r. To był Orlen Maraton w Warszawie.
— W tym samym roku po raz pierwszy stanęłam też na podium półmaratonu (21 km) w Ostródzie. Byłam trzecia w swojej kategorii wiekowej. To dodało mi pewności siebie. Tego sukcesu się nie spodziewałam. Będąc już na trasie, słyszałam, że mąż do mnie krzyczy: Olu masz szanse na podium. Nie docierało to do mnie. Myślałam, że robi tak, bym w ogóle dała radę ukończyć bieg. Gdy stanęłam na podium, to poczułam, że wszystkie te chwile, kiedy mi się nie chciało biegać, a jednak trenowałam, gdy wychodziłam na treningi w deszcz, miały sens — opowiada. — Ale to zwycięstwo zaostrzyło również mój sportowy apetyt. Podium w Ostródzie pokazało, że mogę jeszcze lepiej przebiec maraton i już na jesień tego samego roku pokonałam Maraton Warszawski, poprawiając wynik z 4 godz. 21 min. na 3 godz. 51 min. — wspomina Ola. 


Na lodówce wisiała już poważna treningowa rozpiska. 

—Co drugą niedzielę biegałam 25 lub 30 kilometrów: ścieżką wzdłuż trasy siódemki lub robiłam czterokilometrowe pętle przy Bażantarni. Swój pierwszy maraton wspominam najmilej, chociaż nie było łatwo — mówi Ola. — Podczas maratonu ma się czas na rozmowy i wymianę doświadczeń z cudownymi ludźmi. Pierwszy przebiegłam z czterem panami, niektórzy z nich zostawali z tyłu. Po maratonie odnaleźli mnie w internecie i pisali, że nie sądzili, iż dam radę, a pobiegłam lepiej od nich. Osiągnęłam czas 4 godz. 21 minuty, czyli dobry — wspomina Ola. — Nie ścigałam się jednak, chciałam po prostu zobaczyć, czy dam radę pokonać taki dystans. Czekałam też na „ścianę”, która każdego maratończyka ponoć może dopaść. Przychodzi zazwyczaj po 36 kilometrze. To uczucie, jakby ktoś odłączył nam prąd w organizmie. Nie jest się w stanie biec dalej. Ale ściana na szczęście nie nadeszła. Może dlatego, że ja się nie porywam na czasy i słucham swojego ciała, które podpowiada: zwolnij, napij się, zjedz. Niektórzy w ogóle nie piją, nie jedzą żeli energetycznych na trasie, a przecież po coś to stoisko co pięć kilometrów jest. Ja korzystam, wezmę chociaż łyk, kęs, ale korzystam. 


Potem były już kolejne królewskie maratony: Kraków, Wrocław, Warszawa, Poznań. 

— Uważam, że każdy może przebiec maraton, swoim tempem oczywiście. Ważna jest psychika, bo od jakiegoś kilometra biegnie głowa. Gdy jestem na trasie, to chciałabym myślenie wyłączyć zupełnie, gdyż myśli się przede wszystkim o tym, że nie da się rady. Równie ważna jest taktyka. Nigdy nie zaczynam maratonu mocno. Doping kibiców i atmosfera na starcie, gdy rusza tłum, sprawiają, że dostaje się werwy i biegnie szybko. Później sił nie starcza i zmniejsza się wydolność organizmu. Siły trzeba rozłożyć równomiernie, na całą trasę — mówi Ola.


Po zdobyciu Korony Maratonów Polski przyszedł czas na... czasy, więc na lodówce niebawem pojawi się nowy plan. 

— Chcę powalczyć o dobry czas w maratonie, być może już na wiosnę przyszłego roku w Gdańsku. Jeśli tam się nie uda, to może na jesieni. Mój najlepszy do tej pory czas to 3 godziny i 44 minuty z maratonu w Dębnie. Ale marzę, by przebiec taki dystans w 3 godz. 30 min. Przy tym będzie miała znaczenie masa ciała, więc najpierw planuję zrzucić 10 kilogramów. By utrata wagi nie odbiła się na zdrowiu, skorzystam z dietetyczki. W dalszych planach mam jeszcze ultramaraton, bardzo bym chciała pokonać te 80 kilometrów. Może uda mi się to jeszcze tym roku — mówi Ola.


Co daje Oli pasja biegania?

— Wytchnienie, zapomnienie o codziennych obowiązkach, bo gdy biegnę, to nie myślę o niczym. Bieganie polecam każdemu. To dla mnie idealny sport: jestem w ruchu, na powietrzu, nie wydaję dużo pieniędzy, bo potrzebne są jedynie sportowe buty i dres. No i można poznać wspaniałych ludzi, których pasja biegania łączy. Spotykamy się również poza treningami. 12 listopada mamy Bal Biegacza, organizowany przez Stowarzyszenie Sportu El-Aktywni. Żałuję, że w tym roku nie mogę w nim uczestniczyć. Warto mieć pasję i każdy może ją mieć, wystarczy dobrze sobie zorganizować czas — mówi Ola. 


Największym kibicem Oli jest mąż. 
— Nie dość, że kibicuje, to zajmuje się domem, gdy ja trenuję. Ale udało się go również zarazić bieganiem. Ma już za sobą dwa maratony. To nie jest jedyny zarażony bakcylem biegania w rodzinie, biegać zaczęli też brat, bratowa, szwagier, córka Kasia, przyjaciółki, koleżanki. Podczas tegorocznego biegu na Dzień Kobiet w Malborku, a to były ich pierwsze zawody, zamówiłam dla nich medale super petardy i wariata sportowego — mówi Ola.

Anna Dawid



Źródło: Dziennik Elbląski