Marsz Podchorążych po raz siódmy w Elblągu

2016-11-29 09:19:35(ost. akt: 2016-11-29 09:25:11)

Autor zdjęcia: Ryszard Biel

Już po raz siódmy ulicami elbląskiego Starego Miasta przejdzie „Marsz Podchorążych”, przypominając młodzieży, uczestnikom marszu, jeden z najdziwniejszych dni w naszej historii. Dzień, który całkowicie zmieni stosunki między narodami Europy Środkowo-wschodniej, spowodowała grupa młodzieży oraz spiskowcy, wśród których niewielu przekroczyło 29 listopada 1830 roku trzydziesty rok życia.
W tradycji narodowej to, co się wydarzyło, zwiemy „nocą listopadową”, godzinami, które rozpoczęły powstanie listopadowe. Spowoduje też narodową dyskusję, która trwa do dzisiaj, a jej meritum streścić można do słów – bić się czy nie – jeżeli szanse na zwycięstwo są niewielkie, bądź wcale ich nie ma. Młodzież Szkoły Podchorążych Piechoty, inicjując powstanie, nie miała ani programu ani też pomysłu, jak wygrać wojnę, licząc na tzw. „starszych w narodzie”, którzy jak sądzili czują i myślą tak samo jak oni. O ich patriotyzmie byli przekonani, przecież byli to ludzie walczący z Napoleonem o wolność ojczyzny. Stąd też rozgoryczenie, żal i morderstwa tych spośród generałów, którzy chcieli zawrócić ich z drogi, która jak sądzili wiedzie tylko do zguby.

Najbardziej znany z kombatantów napoleońskich Józef Chłopicki streścił ich przekonania w tą noc listopadową 1830 roku słowami „Półgłówki zrobiły burdę, którą wszyscy ciężko przepłacić mogą. Marzyć o walce z Rosją, która trzema kroć sto tysiącami wojska zalać nas może, jest pomyłem głów, którym piątej klepki brakuje”. Sam Chłopicki uniknął śmierci, bo wypowiedział te słowa w ciepłych pieleszach domowych, ściskając w zębach cygaro. Powstanie będąc jego dyktatorem sabotował, pod Grochowem bił się mężnie, dowodził jeszcze lepiej i gdyby niepoważna rana, kto wie do czego by doszło. Będąc już starcem, przechadzając się po krakowskich błoniach i spoglądając na kopiec Kościuszki, powiedział do swojego otoczenia – „Mogłem mieć taki sam”.

Olbrzymi entuzjazm młodzieży zaraził podczas powstania prawie wszystkich, jednocześnie jednak, przywódcy narodu, „starsi w narodzie” ciągle czuli na swoich barkach tą prawdziwą, racjonalną i realną przewagę Rosji, która ich paraliżowała.
— Skoro Napoleon Bonaparte w 600-tysięcy jej nie pokonał w 1812 roku, czemu moglibyśmy dokonać tego my, o wiele słabsi — tak myśleli i wyrażali swoje opinie przez cały 1831 rok.
Młodość, niestety, takich dylematów nie ma, jeżeli nawet występują, to trwają krótko i zazwyczaj szybko mijają. W noc listopadową, 29 listopada 1830 roku „mierzenie sił na zamiary”, autentyczny strach i myśl o porażce, strach o własną skórę, trwał tyle, ile czasu zajęło Szkole Podchorążych przejście pomiędzy Łazienkami Królewskimi, koszarami szkoły a ulicami Nowym Światem i Krakowskim Przedmieściem. Szkole Podchorążych przejście tej trasy zajęło jedną godzinę. Spełniła swój żołnierski obowiązek walcząc z rosyjską kawalerią, doznała rozgoryczenia, kiedy generał Potocki odmówił stanąć u ich boku.

Sytuację podchorążych, ich stan psychiczny, dokładnie opisał historyk powstania, Wacław Tokarz: „Szkoła (…) szła wśród ciszy, przerywanej jedynie odgłosem bębna jej dobosza, jej własnymi okrzykami: „Polacy! Do broni!”. Nie odpowiadał jej na ten odzew prawie nikt. Szkoła widziała bramy, zamykane na gwałt, publiczność znikającą z ulic, z kawiarni, zamykane sklepy. Wówczas robak zwątpienia znalazł drogę do tych serc młodych i zapalonych. Pomyśleli, że może są sami, że może nikt w tym mieście nie poda im dłoni pomocnej, nawet koledzy z innych oddziałów”. Zwątpienie minęło dopiero przy Arsenale, gdzie podchorążowie ujrzeli lud Warszawy domagający się broni. Powstanie zaczęło się. Ta godzina jednak, wewnętrzna walka pomiędzy strachem, zwątpieniem a determinacją i obowiązkiem, stanowi kanwę, wokół której młodzież zadecydowała o powstaniu. Tak naprawdę to te właśnie odczucia stanowią o nieprzewidywalności i irracjonalności historii.

Te same uczucia skrajne decydować będą po raz siódmy o jakości elbląskiego „Marszu Podchorążych”. Zgodnie z tradycją corocznej zmiany organizatora instytucjonalnego w tym roku, w ramach działań Międzyszkolnego Koła Historycznego inscenizację zabezpiecza oraz prowadzi kolumnę młodzież Zespołu Szkół Technicznych. Marsz rozpocznie się o godzinie 15:30 z dziedzińca Muzeum, którego budynki jak zawsze mają zaszczyt tworzyć kompleks Szkoły Podchorążych w Warszawie. Ulica Stary Rynek zamieni się w warszawskie ulice Nowy Świat i Krakowskie Przedmieście, gdzie rozgrywać się będą sceny z „Nocy Listopadowej” Stanisława Wyspiańskiego i stworzone dla celów inscenizacji w oparciu o relacje uczestników zrywu powstańczego, sceny, które opracował Piotr Imiołczyk. Zobaczymy Pallas – Atenę zachęcającą do walki Szkołę Podchorążych. Zobaczymy spotkanie kolumny prowadzonej przez Wysockiego i Zaliwskiego z generałem Potockim. Poznamy losy gen. Józefa Sowińskiego i młodych kadetów, którzy uciekli do powstania mimo jego protestów. Będziemy świadkami ataku na siedzibę Wielkiego Księcia Konstantego Belweder i zdobycia Arsenału. Jak co roku całość inscenizacji zakończy się złożeniem zniczy przy Kościele pw. Św. Mikołaja. Nad całością inscenizacji dominować będą słowa „Warszawianki” w wykonaniu zaproszonej ma inscenizację młodzieży szkół podstawowych.

Inscenizacja „Marszu Podchorążych” z założenia nie jest skierowana przeciwko nikomu ani też nikogo nie popiera, opisuje jeden z epizodów historii naszego narodu, tak jak epizod ten został naznaczony piórem Stanisława Wyspiańskiego, jak został skreślony z relacji jego uczestników. Cel inscenizacji wynika z naturalnej chęci kształcenia młodzieży w sposób wielowątkowy, wykorzystując możliwe środki, by rozwijać każdy z talentów uczniów, biorących udział w inscenizacji. Jeżeli możemy być z czegoś dumni, to z tego, że w ramach działań Międzyszkolnego Koła Historycznego, młodzież elbląska uczestniczy w działaniach, jakie na taką skale nie realizuje nikt w Polsce. Inscenizacje o wybuchu powstania listopadowego organizuje tylko Warszawa i Elbląg.
Piotr Imiołczyk, opiekun Międzyszkolnego Koła Historycznego