Odbił się z życiowego dna, by pomagać dzieciom

2017-01-28 20:00:00(ost. akt: 2017-01-28 17:20:06)
Krzysztof Aszendorf

Krzysztof Aszendorf

Autor zdjęcia: Michał Kalbarczyk

W „poprzednim życiu” był oficerem jednostki specjalnej. Stracił wszystko przez alkohol i wylądował na ulicy. Nie poddał się, ukończył studia i... został nauczycielem. Teraz prowadzi dla dzieci warsztaty
To mnie nie dotyczy. Tak zatytułowane warsztaty poprowadził Krzysztof Aszendorf dla uczniów elbląskiego Gimnazjum nr 2. Ten były oficer jednostek specjalnych, potem dorabiający na budowie bezdomny i w końcu nauczyciel (dzisiaj już na rencie) przestrzega dzieci i młodzież, że każdy może wylądować na bruku, a droga do takiego życiowego finału wcale nie musi być długa i kręta. 


— Sądzicie, że uzależnienia i bezdomność was nie dotyczą? Otóż stoi przed wami osoba, która kiedyś myślała podobnie. Oczywiście, nie staniemy się bezdomnym, alkoholikiem w jednej chwili. Na „efekty” będziemy musieli trochę poczekać. Ten mechanizm ja nazywam efektem domina: w życiu przewraca się nam jeden jego element, później następny, za nim kolejny — mówi pan Krzysztof. — Chcę wam jednocześnie pokazać, że tak nie musi być, ale gdybyście się w życiu pogubili, to zawsze możecie się podnieść i pójść właściwą drogą.


Krzysztof Aszendorf ukończył czteroletnią szkołę oficerską. Po niej otrzymał przydział do elitarnego Ośrodka Szkolenia Nurków i Płetwonurków w Gdyni. Jego życie zapowiadało się wspaniale.

— Dowódca kompanii w randze porucznika z własną kancelarią. To byłem ja, wielki pan oficer. Naciskałem guzik pod biurkiem, a żołnierze biegli, żeby wykonywać moje rozkazy. Czasem były to tylko dwie kawy, bo taką miałem zachciankę. Po sześciu miesiącach służby otrzymałem mieszkanie na Oksywiu. Był 1987 r. Kto wówczas dostawał mieszkania? Na brak pieniędzy nie mogłem narzekać — opowiada mężczyzna. — Jako młody chłopak obiecałem sobie, że mój dom będzie się różnił od tego, w którym dorastałem, że nie będzie w nim alkoholu. Do 20 roku życia nie piłem wcale. Jednak później alkohol się pojawił. Nie zaczynałem ostro, od wódy, ale od delikatnych drinków w gronie panów oficerów. Kolacja, wyjście, spotkanie, przepustka: każda okazja była dobra. Potem przyszła fala picia, dołączyły się problemy w pracy, a także ze zdrowiem. Nim się obejrzałem piłem już w domu, razem z żoną, zaniedbałem też syna i córkę. I tak, w krótkim czasie, straciłem wszystko. Pracę, bo ze względu na stan zdrowia musiałem odejść z wojska, mieszkanie, a także rodzinę, ponieważ żona wyjechała zabierając dzieci. Czyli zadziałała zasada domina: przewrócił się pierwszy klocek, a po nim kolejne. 


— Był pan bezdomnym, takim z dworca? — dopytywali się uczniowie podczas warsztatów. 

— Tak. Miałem w dowodzie osobistym wpis: miejsca zamieszkania brak. Co prawda, nie trafiłem na dworzec, ale mieszkania nie miałem. Ja, dawny oficer z dobrą pensją, zbierałem pety spod ławki, bo nie miałem pieniędzy na papierosy. Część z nich zabierał komornik, część skarbówka. Miałem taki plecak, a w nim cały mój „majątek”: skarpetki, majtki, szczoteczkę do zębów, latarkę, coś tam jeszcze. Kiedy przyjeżdżałem do siostry, to jej dzieci wołały: mamo, wujek z domkiem przyjechał. Ten plecak to był mój domek — mówi pan Krzysztof.


Jednym z zadań uczniów podczas warsztatów było rozpakowanie trzech toreb. Za pierwszą wziął się Michał. — Kosmetyczka, grzebień, dezodorant, pilniczek, zeszyt, książka. To chyba należy do jakiejś eleganckiej kobiety. Tak myślę — stwierdził, a jego koledzy i koleżanki mu przytakiwali.

Drugą z toreb rozpakowała Agata. — Fuj, jak śmierdzi. Jakieś zgniecione puszki po piwie, plastikowy pojemnik po jedzeniu, pusta paczka po papierosach, zgniłe resztki jedzenia. To rzeczy bezdomnego, fuj.
Torba numer trzy. — Co my tu mamy? Zakrwawiony plasterek, zużyta strzykawka, stary bandaż, mały woreczek z białym proszkiem, klej. Chyba jakiś narkoman tego używał — zastanawiał się Oskar, układając kolejno rzeczy na stole. 


Wniosek? — Te torby przecież mogą należeć do jednej osoby — mówią dzieci. — Ktoś może być grzeczny, a potem pić, brać narkotyki i na koniec nie mieć domu.

— Tak właśnie może być — przyznał pan Krzysztof. — Nikt nie rodzi się alkoholikiem i bezdomnym. Ale chcę wam też powiedzieć, że zawsze można się podnieść z życiowego upadku. Ja musiałem schować dyplom szkoły oficerskiej do kieszeni i pomyśleć o jakimś zarobkowaniu. Zacząłem pracować na budowach. Wiecie, co mnie najbardziej bolało? Gdy 19-latek wołał: ej porucznik, przynieś deskę, podaj wiadro. Takich jak on miałem pod sobą w wojsku 140, a teraz musiałem się mu wysługiwać. Ale Bóg nade mną czuwał i zesłał mi anioła. Poznałem kobietę, moją obecną żonę, i to był w moim życiu przełom. Ona była nauczycielką i jej marzeniem było, żebym i ja nim został. Czterdziestoletni budowlaniec miałby zostać nauczycielem? Ludzie, gdy to słyszeli, to pukali się w czoło. Ale kiedy worki z cementem były coraz cięższe, a kolana i kręgosłup zniszczone, to zacząłem się nad tym zastanawiać. Żona radziła mi: fajnie by było, gdybyś skończył studia i pracował w szkole. I w końcu poszedłem na te studia. Obroniłem pracę magisterską na pedagogice w Bydgoszczy.


Krzysztof Aszendorf był najstarszym nauczycielem stażystą w Elblągu.

— Na dzień dobry trafiłem do szkoły specjalnej przy ul. Kopernika. Uczyłem edukacji dla bezpieczeństwa i zajęć technicznych. Sam dostałem tam niezłą szkołę i pokutę. Przecież ja byłem trepem: padnij, powstań, czołgaj się, a między tym kilka wulgaryzmów. A tu podchodzi do mnie na przerwie chłopczyk z zespołem Downa i mówi: przytul mnie. I ja, dawny trep, go przytulam, głaskam po głowie.

Podczas warsztatów w gimnazjum pan Krzysztof miał także jeszcze inne rady dla uczniów.
— Dzisiaj jestem dumny, że mogę stać przed wami i wam o tym opowiedzieć — mówił. — Pamiętajcie: to nie jest tak, że was to nie dotyczy. Bezdomność, alkoholizm, narkotyki, hazard mogą was dotyczyć, więc wybierajcie w życiu mądrze, dobrze. Mówcie „nie”, umiejcie powiedzieć „nie”. To, że milion much je kupę, nie znaczy, że ona jest smaczna. Idźcie swoją, mądrą drogą — mówi Aszendorf. 


Co o tych warsztatach sądzą uczniowie?
— Pana Krzysztofa zupełnie inaczej się słucha, niż np. policjanta. On opowiada, o tym, co przeżył i nas przestrzega na przykładzie własnego życia. A policjant wykonuje tylko swoją pracę. Świetnie, że takie warsztaty są — oceniła Agata z III klasy.
— Policjant może sobie uświadamiać, ale mało go tu posłuchają. Może i trochę, a potem pójdą palić fajki do łazienki. Więc dobrze, że o uzależnieniach mówi tu ktoś, kto był alkoholikiem. Nie rozumiem ludzi, którzy uważają bezdomnych za śmieci, to są ludzie, tacy jak my. Trzeba dawać im drugą szansę — dodaje Michał, także III-klasista.

— Wydaje mi się, że formuła warsztatów jest ciekawa — mówi Lucyna Puźmirowska, zastępca dyrektora Gimnazjum nr 2 w Elblągu. — Dzieci są bardzo zaangażowane. Pan Aszendorf uczył w naszej szkole, więc go znamy dobrze. Porusza tematy, o których młodzież zbyt wiele nie wie, a uważam, że powinna. O bezdomności nic się nie mówi. Tak jakby ten problem nie istniał. Widzimy tych ludzi na ulicy, czasami damy im złotówkę, by odstawili nasz wózek sklepowy i tyle. Co więcej, młodzi ludzie potrafią się wyzywać od kloszardów. Więc jest to traktowane jak obelga. Zauważmy tych ludzi, nabierzmy do nich szacunku — dodaje.

Były to już trzecie warsztaty „To mnie nie dotyczy” zorganizowane przez Krzysztofa Aszendorfa oraz Barbarę Kozłowską z elbląskiego Teen Challange. 

— Sami w życiu dużo przeszliśmy. Był czas, że z dwójką małych dzieci musiałam opuścić dom, a alternatywą była jedynie ulica. Chcemy tym młodym ludziom pokazać, że bezdomność i uzależnienia dotyczyć mogą każdego. A zaczyna się od prozaicznych rzeczy: od spóźniania na lekcje, potem fajka za szkołą, jakieś piwo i łańcuszek się toczy — mówi pani Barbara.

— Nie jest to takie proste, uzewnętrznić się przed uczniami. Kiedy mówimy szczerze, w oparciu o własne przeżycia, to poruszamy serca dzieci. Jedne z warsztatów odbywały się w gimnazjum, którego uczniowie kiedyś pobili bezdomnego. Po zajęciach z nami uczniowie,którzy uczestniczyli w warsztatach, płakali — dodaje pan Krzysztof.

W planach są kolejne warsztaty dla elbląskich gimnazjalistów.
Anna Dawid

Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (20) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. kolega z OSN #2763175 | 217.172.*.* 16 lip 2019 19:51

    Powodzenia i dalszych sukcesów .

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Marek Witkowski #2419850 | 193.201.*.* 17 sty 2018 12:19

    Pan Krzysztof pisze: "Dowódca kompanii w randze porucznika z własną kancelarią. To byłem ja, wielki pan oficer. Naciskałem guzik pod biurkiem, a żołnierze biegli, żeby wykonywać moje rozkazy. Czasem były to tylko dwie kawy, bo taką miałem zachciankę" Mam wrażenie, że poniosła go trochę fantazja literacka. Ja go pozmałem ze Zmechu, byłem kompletnym żołnierzem ofermą. Sierżany podchorąży Aszendorf kilka razy mie pomógł, a nie było mi wtedy łatwo, bo kompletnie się do wojska nie nadawałem. Wypada mu podziękować. Owszem bywał twardy, ale to było wojsko. Że nie fantazjuję, to panu Krzysztofowi przypomnę, że wtedy w Zmechu wykładał mjr. Gągor, który potem zginął w Smoleńsku. Pozdrowienia dla sierżanta podchorązego o dziwnym, egzotycznym nazwisku.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  3. siostra Krzysztofa #2322228 | 62.233.*.* 7 wrz 2017 01:52

    Krzysiek to najwspanialszy brat jaki moze byc , to wyjatkowy czlowiek, kocham Cie braciszku

    odpowiedz na ten komentarz

  4. marynarz Przemek M. #2294524 | 91.224.*.* 25 lip 2017 04:40

    W 1990r. porucznik Aszendorf był moim dowódcą w OSN (ośrodek szkolenia nurków i płetwonurków w Gdyni). Genialny instruktor, facet z zasadami, człowiek o dużej charyzmie taki samiec alfa... Nie do wiary, że życie tak go doświadczyło a w pewnym momencie upodliło. Moje życie również zafundowało mi spotkanie z dnem (bezdomność, kryminał itd.) i podobnie jak Panu porucznikowi udało mi się z tego dna odbić. Zatrudniam dziś 50 osób, mam troje małych dzieci i wspaniałą żonę. Jestem podobnie jak Pan Krzysztof człowiekiem spełnionym. Jaka z tego nauka dla innych? A no taka, ze nie ma sytuacji bez wyjścia, że nie wolno się poddawać, że człowiek gdy tylko bardzo tego chce może odbić się od dna. Oczywiście należy tu wspomnieć o roli kobiety która nie patrząc na powierzchowność bezdomnego zobaczyła w Panu Krzysztofie wartościowego człowieka. I co dziś z tego ma? Prawdziwego faceta u swego boku, prawdziwego samca alfa... Pozdrawiam i życzę dalszych sukcesów

    Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz

  5. ciekawska #2185126 | 109.78.*.* 17 lut 2017 22:27

    Panie Krzysztofie to moze pan opisze jak wygladal pana dom rodzinny,bo jestem tego ciekawa.

    odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (20)