Jak Schichau zbudował potęgę? 203 urodziny wielkiego elblążanina

2017-02-05 08:00:00(ost. akt: 2017-02-03 15:24:46)
Ferdinand Schichau

Ferdinand Schichau

Autor zdjęcia: arch. Lecha Słodownika

Był najbogatszym w historii elblążaninem. Jego majątek szacowano na około 30 milionów marek. Podziwiany, szanowany, odwiedzany przez koronowane głowy Europy. Ale pracowite życie Ferdinanda Schichaua wypełniały również osobiste klęski.


W poniedziałek, minęły 203 lata od urodzin Ferdinanda Gottlobsa Schichaua. O najbogatszym obywatelu ówczesnych Niemiec, mecenasie kultury i filantropie, człowieku, który w znaczący sposób wpłynął na rozwój Elbląga, opowiadał na spotkaniu w Bibliotece Elbląskiej Juliusz Marek.


Ferdinand Gottlobs Schichau urodził się 30 stycznia 1814 r.

— Jego ojciec nie umiał nawet pisać. Imał się więc różnych zajęć: murarki, czy kowalstwa. Do Elbląga przyjechał spod Pasłęka i tu poznał żonę Annę. Założył mały zakład kowalsko-odlewniczy, dający rodzinie podstawy utrzymania. 15-letni Ferdynand śladem ojca zaczął terminować u elbląskiego ślusarza — mówi Juliusz Marek.


Już jako 17-latek wzbudził niemałą sensację prezentując w elbląskim towarzystwie przemysłowym udany model maszyny parowej. 

— Elbląski Landrat dostrzegł w nim wielki talent i ufundował stypendium na studia w Królewskim Instytucie Przemysłu. Po studiach i praktyce zawodowej w Nadrenii i Anglii powrócił do Elbląga i w październiku 1837 r. przy ulicy Wałowej 10 otworzył niewielki warsztat mechaniczny. Wraz z ośmioma robotnikami początkowo zajmował się głównie naprawą maszyn. Dopiero w 1841 r. otrzymał pierwsze poważne zlecenie na maszynę parową do pogłębiarki, która pracować miała w elbląskim porcie — mówi Juliusz Marek.


Udana konstrukcja zaowocowała następnymi zleceniami. W 1845 r. Schichau powiększył zakład przybliżając się do basenu portowego swojego sąsiada.
— Zanim go w całości wykupił, to zasłynął budując w1849 r. maszynę parową do pierwszego, skonstruowanego w Elblągu parowca. W 1854 r. był już właścicielem stoczni w Elblągu, a rok później zwodował pierwszy w Niemczech statek o konstrukcji stalowej. Jako 40-latek był już człowiekiem sukcesu, ale to były dopiero początki — opowiada Juliusz Marek.


Był to okres budowy kolei łączącej Elbląg z Berlinem i Królewcem. 

— Wietrząc w tym dobry interes Schichau zaprojektował i zbudował pierwszą lokomotywę. Ten sukces i zamówienia na kolejne lokomotywy doprowadziły do wybudowania nowej fabryki. Powstała ona przy Al. Grunwaldzkiej i rozpoczęła działalność w 1870 r. W ciągu pierwszych czterech lat zbudowano w niej 100 lokomotyw i 500 maszyn parowych. Pod koniec 1873 r. Schichau zatrudniał tysiąc robotników. W tym roku pracę w zakładach podjął też Carl Ziese, zięć i następca Schichaua, a także współautor najdonioślejszych wynalazków i konstrukcji firmy. Stocznia Schichaua szybko rozwijała produkcję. W 1876 r. zwodowano setny statek, rozpoczęto też budowę pierwszej łodzi torpedowej, budowano też coraz większe statki pasażerskie i handlowe. Napływały zamówienia z całego świata: z Turcji, Austro-Węgier, Chin, Norwegii, Brazylii, Rumunii i USA — opowiada Juliusz Marek.


Jednak położenie Elbląga ograniczało wielkość budowanych tu statków. Świat potrzebował wówczas większych jednostek, o zanurzeniu przekraczającym głębokość Zalewu Wiślanego. 

— Schichau wykupił więc tereny pod stocznie w Piławie i Gdańsku. To właśnie w Gdańsku zbudował jedną z największych na świecie stoczni, w której wodowano jednostki oceaniczne. U schyłku swego życia posiadał olbrzymi majątek. Jego roczny przychód wynosił 1,5 miliona marek. Był jednym z najbogatszych obywateli Niemiec, oprócz stoczni w Elblągu, Piławie i Gdańsku oraz fabryki lokomotyw był właścicielem przedsiębiorstwa żeglugowego, posiadał dom stojący pomiędzy Bramą Targową i biurem stoczni oraz willę w Krynicy Morskiej. Elblążanom dał się poznać jako filantrop i mecenas sztuki. Budował robotnicze osiedla, zakładał kasy chorych. Należał do Związku Śpiewaczego, był członkiem loży masońskiej. Odwiedzany był przez koronowane głowy Europy, nagradzany orderami. Został wyróżniony tytułami Honorowego Obywatela Miasta Elbląga, a także Gdańska — mówi Juliusz Marek.


Ale pracowite życie Schichaua wypełniały klęski osobiste. 

— Z pięciorga jego dzieci przeżyła go tylko dwójka. Jedyny syn, któremu obca była technika, objął gospodarstwo w okolicy Elbląga. Córka wyszła za Carla Ziese, który po śmierci Schichaua w 1896 r. objął firmę i zarządzał nią z dużym powodzeniem — mówi Juliusz Marek.


Rozwój przedsiębiorstwa zakończyła klęska Niemiec w I wojnie światowej. Wówczas powrócono do budowy małych jednostek cywilnych. Zerwaniu uległy ścisłe więzi kooperacyjne z zakładem, który znalazł się w Wolnym Mieście Gdańsku. Na skutek kryzysu gospodarczego, połączonego z mało efektywnym zarządzaniem, stocznia stanęła w obliczu upadku, lecz 29 maja 1929 r. została przejęta przez rząd niemiecki jako spółka z ograniczoną odpowiedzialnością. Potomkowie Schichaua mieli w niej zakaz pracy.
 W okresie międzywojennym zbudowano w Elblągu jedynie ok. 100 jednostek cywilnych, w tym 30 holowników. Od 1937 r., w związku z intensywną remilitaryzacją Niemiec, ponownie rozpoczęto budowę okrętów dla Kriegsmarine – sześciu torpedowców typu 1935 i dziewięciu typu 1937, po czym większą serię dużych torpedowców.

— Oczywiście zakłady Schichaua mają też drugą stronę medalu: podczas pierwszej i drugiej wojny światowej budowały okręty podwodne dla armii hitlerowskiej. W Gdańsku U-Boty, w Elblągu mini U-Boty, małe dwuosobowe łodzie podwodne. Po wojnie zakłady całkowicie rozebrano i wywieziono do ZSRR. Gdy wojna dotarła do miasta, zakłady pracowały do ostatniej chwili — mówi Juliusz Marek.

Anna Dawid



Źródło: Dziennik Elbląski