Gdzie się imprezowało w przedwojennym Elblągu?

2017-02-11 08:00:00(ost. akt: 2017-02-10 14:23:31)
 Lokal elbląskiego Bractwa Kurkowego w Prochowej Dolinie (pol. Dolinka). Reklama piwiarni “Sieczkarnia” odwzorowana w 2004 r. przez Wernera Grunwalda

Lokal elbląskiego Bractwa Kurkowego w Prochowej Dolinie (pol. Dolinka). Reklama piwiarni “Sieczkarnia” odwzorowana w 2004 r. przez Wernera Grunwalda

Autor zdjęcia: Lech Słodownik

Pewien stary elblążanin o nazwisku Hugo Schaak, który mieszkał przed 1945 r. przy Grobli Malborskiej 19 (dzisiaj Malborska), napisał w 1961 r. w swych wspomnieniach iż o Elblągu napisano wprawdzie wiele, ale za mało o dawnych knajpach.
Postawił pytanie: czymże byłby Elbląg bez swych knajp? Dlatego poświęcił im parę swoich spostrzeżeń, dodając iż wymienia tylko kilka knajp, ponieważ gdyby chciał je wszystkie opisać – musiałby stworzyć obszerną powieść.

Według niego jedną z najbardziej obleganych knajp była „hala piwna na stojaka” (Stehbierhalle), która należała do Alberta Ehlerta i znajdowała się przy Starym Rynku 59. Hugo Schaak napisał, że ten lokal znał już, gdy miał osiem lat! Oczywiście w tym wieku jeszcze piwa nie pił, ale mieszkał wówczas przy Wilhelmstraße (Studzienna), czyli w pobliżu i wysyłany po papierosy dla sąsiadów z wielką chęcią tam wstępował.

Wspomina: „Z dużym zainteresowaniem oglądałem za barem szynkarza Ehlerta, który miał nie tylko imponujące bokobrody i wąsy, ale nie spotkałem później żadnego oberżysty, który by tak szybko i zręcznie nalewał piwo. Ledwo wypłukał kufel, a już miał trzy napełnione piwem i one stały do dyspozycji „spragnionych dusz”. Gdy do tej knajpy się wchodziło, trzeba było najpierw pokonać dużą chmurę dymu z cygar i tytoniu, a następnie dojrzeć do zagorzale rozprawiających gości w tylnym pomieszczeniu. Tu zawsze było pełno, ciężko było o miejsce siedzące, ale niekiedy udawało się i można było mile spędzić czas.

Podobną sławę do tej piwiarni miała „Sieczkarnia” (Häckselkammer), czyli tawerna marynarska prowadzona przez Conrada Johna przy Starym Rynku 8 (róg Kuśnierska). Tutaj delektowali się piwem i gasili pragnienie przede wszystkim marynarze, których statki czekały do rozładowania lub załadownia w porcie, ponadto żeglarze i robotnicy z zakładów F. Schichaua. Tawerna reklamowała się rymowanką: „Nach des Tages Last und Jammer, geh man in die Häckselkammer” (Po dniu pełnym wrzasków i męczarni – czas zajść do sieczkarni).

Kilka znanych tawern, knajp znajdowało się nad rzeką Elbląg. Ale by do nich dojść trzeba było zaliczyć po drodze Targ Rybny. Stały tutaj kobiety rybaków, obecność których na trwale wpisała się w obraz miasta i były one znane daleko poza jego granicami. Wręcz legendarna była ich mowa w slangu i dialekcie elbląskim. Kiedyś włóczyłem się z kilkoma kumplami po Targu Rybnym, by wreszcie stanąć przed straganem grubej handlarki rybami, i nieco ją obserwując. Otoczona flądrami, rozmaitymi gatunkami ryb, zachęcała w zabawny sposób do ich kupna.

Ale my nie chcieliśmy kupić, lecz trochę „paniusię” (Madamche) pozłościć. Ta w końcu nie wytrzymała, wyciągnęła rybę z wanny i zaczęła nią machać przy naszych twarzach i karkach! To był dla nas nokaut, bowiem staliśmy się pośmiewiskiem innych kupujących. Szybko oddaliliśmy się stąd w kierunku Mostu Wysokiego. A tu, dosłownie nad brzegiem rzeki Elbląg, przy Wodnej 67 znajdowała się gospoda Otto Kretschmanna, który uchodził za czarnoksiężnika. Tutaj było świetnie, i nie tylko z powodu że Kretschmann demonstrował niewiarygodne czarodziejskie sztuczki. Bywało jeszcze i tak, że gdy goście okazywali mu należny poklask i podziw – wnet pojawiała się darmowa następna runda piwa. Takie rzeczy były możliwe tylko w Elblągu!”

Hugo Schaak wspomina także iż romantyczna restauracja znajdowała się w Prochowej Dolinie (Pulvergrund, dzisiaj „Dolinka”). Napisał że „trudno było znaleźć piękniej położony lokal, co stawało się oczywiste, gdy człowiek docierał do znajdującego się w dolinie zajazdu, ukrytego wśród soczystej zieleni drzew”.

Nazwa tego lokalu wskazywała, że jest często odwiedzany przez myśliwych, członków bractwa kurkowego i klubu broni małokalibrowej. Obok znajdowała się obszerna strzelnica, a po zawodach można było tu przyjść i w cieniu okazałych drzew napić się zimnego piwa. Właścicielem tej restauracji był zawsze przyjacielsko nastawiony Otto Werner, który po wojnie zamieszkał w Verden nad rzeką Aller. I jeszcze jedno – któż przecież z nas nie pamięta wspaniałego piwa z naszego starego Browaru Angielska Studnia w Elblągu, które swym smakiem nie tylko delektowało nasz język, ale też gasiło pragnienie. Dzisiaj zostało nam tylko tęskne wspomnienie”.

O restauracji położonej w „Dolince” wspomina również Jürgen Haesse w swojej książce „Verloren in Elbląg” (Zagubiony w Elblągu). Lokal ten przetrwał wojnę w stanie nienaruszonym i dopiero później został całkowicie zniszczony. Dzisiaj nie wiadomo nawet, w którym miejscu stał.
Lech Słodownik


Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Majrusz #2191741 | 37.47.*.* 28 lut 2017 16:01

    Niezły artykuł....teraz jeśli chodzi o to miasto to najlepiej wspominam na studiach wszystkie wypite Perełki w Mjazzdze. Chyba zawsze będę pamiętał smak tego piwka przy koncertach na żywo w klubie.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. gość #2189522 | 83.6.*.* 24 lut 2017 23:35

    Po serii artykułów p. Słodownika wpadniemy w kompleksy .A to przecież Armia Czerwona rabowała , co się dało ....

    odpowiedz na ten komentarz

  3. Ryszard/1945 Olsztyn #2187191 | 89.228.*.* 21 lut 2017 20:13

    Podoba mi się nazwa ;Sieczkarnia;, może nazwać jakiś nowy lokal tą nazwą dla tradycji.

    odpowiedz na ten komentarz