Zaczęło się od wypadów do Bażantarni

2017-04-02 08:00:00(ost. akt: 2017-04-01 21:55:15)

Autor zdjęcia: Miłosz Kulawiak

W liceum wydawało im się, że robienie filmów jest dla nich nieosiągalne. Dzisiaj żyją realizując produkcje, które zamawiają u nich inni. Główny cel? Pełnometrażowy film fabularny.
Mają po dwadzieścia kilka lat, setki obejrzanych i przeanalizowanych filmów. Na własnym koncie, oprócz produkcji na zlecenie, dwie filmowe etiudy („Piękna wiosna” i „Bojan”), które zrealizowali wraz z przyjaciółmi. Poznajcie młodych elbląskich filmowców: Patrycję Gdulę i Grzegorza Stycznia.

— To już sukces?
Grzegorz. — Sukcesem jest to, że żyjemy wyłącznie z filmu. Wzięło to się stąd, że przez długi czas byłem niezadowolony z życia. Co skutkowało tym, że zawsze próbowałem robić więcej niż muszę. Ludzie zaczęli to doceniać, pojawiły się pierwsze zlecenia.
Patrycja. — Dzięki naszej pracy poznajemy miejsca i ludzi, których nie spotkalibyśmy w innych okolicznościach. Jednego dnia nagrywamy event sportowy, kolejnego lokalny program kulinarny na drugim końcu Polski. Wydawałoby się, że możemy trwać w tym, co robimy, ale jest w nas dążenie do czegoś więcej.

— Artystycznie?
Grzegorz. — Etiudy, które zrobiliśmy do tej pory traktuję jako ćwiczenie. Naszym głównym celem jest pełnometrażowy film fabularny.

— Macie pomysł jak to zrobić?
Grzegorz. — To jest proces. Samo napisanie scenariusza zajmuje kilka lat.
Patrycja. — Kiedy mamy już ten scenariusz, trzeba spełnić jeszcze kilka, także finansowych, warunków, przekonać grupę ludzi, żeby pracowali dla nas, wszystko zorganizować.

— Macie skończone studia filmowe?
Patrycja. — Mamy za sobą dłuższe lub krótsze przygody edukacyjne ze szkołami filmowymi w Gdyni czy we Wrocławiu, ale nie skończyliśmy ich. Doszliśmy do wniosku, że stosunek włożonego czasu i pieniędzy nie jest proporcjonalny do zdobywanej tam wiedzy.
Grzegorz. — Stwierdziłem, że dyplom filmówki nie otworzy mi żadnych drzwi. Oczywiście, nieskończone studia to pewien dyskomfort. Dlatego nie zamykamy tego rozdziału. Chcemy tylko mieć poczucie, że wysiłek w nie włożony ma sens.

— Gdzie nauczyliście się, jak robić filmy?
Grzegorz. — Trochę jednak ze szkół filmowych, ale przede wszystkim realizując kolejne projekty. Teorię czerpiemy z internetu, z amerykańskich wykładów, tutoriali. Cały czas się uczymy, podpatrujemy. Dużo nam daje analiza filmów. Na przykład ze znajomymi wybieramy scenę i próbujemy odtworzyć światło. Wtedy dopiero okazuje się ile elementów trzeba zespoić w całość, żeby uzyskać pożądany efekt. Później staramy się na naszą małą, filmową rzeczywistość przekładać to, co widzimy w tym wielkim kinowym świecie.

— Nie chcecie chyba powiedzieć, że oglądając film za każdym razem myślicie o wszystkich technicznych detalach?
Patrycja. — Im film jest słabszy, tym bardziej skupiamy się na technicznych szczegółach. Po milczeniu można poznać, że film nam się podoba. Zapominamy o naszej wiedzy – jest sama przyjemność.
Grzegorz.— Kiedy oglądamy dobry film, przypomina mi się, dlaczego w ogóle robię filmy. Bo robiąc film za filmem można o tym zapomnieć. Przypomina mi się, że po prostu lubię filmy.

— Żyjecie w Elblągu. To decyzja na dłużej czy tymczasowa sytuacja?


Patrycja. — Pracujemy w całej Polsce. Elbląg to nasza baza do życia i do mieszkania. Tutaj mamy naszych filmowych przyjaciół. Dla nas ważne jest też to, że kiedy czegoś potrzebujemy to instytucje, takie jak Światowid, Biblioteka Elbląska czy Galeria El, nam nie odmawiają. To jest zaleta mieszkania w małym mieście Bardzo łatwo można zorganizować wszystko, czego potrzebujemy do realizacji filmu. Ostatnio strych w Galerii El zamieniliśmy w mały plan filmowy.

— Jednak są miasta, w których – wydawałoby się – jest łatwiej jeżeli myśli się o karierze filmowej.
Grzegorz. — W Elblągu filmów robimy coraz mniej, więc mieszkanie tutaj nas nie uwiera. Chociaż czasami pojawia się myśl o wyjeździe. Na przykład wtedy, kiedy koło nosa przechodzi nam współpraca przy większych projektach filmowych. A tak się dzieje, bo wygodniej jest komuś, kto organizuje zespół np. w Warszawie pracować z ludźmi, którzy są na miejscu.

— Kończąc, przekornie, zapytam o początki. To, że film, że na swoim - to były Wasze trudne decyzje, przełomowe momenty czy raczej przyszło naturalnie?
Patrycja. — Jeszcze w liceum myślałam o bardziej pewnym zawodzie. Takim wydawał mi się zawód architekta. Filmem chciałam zajmować się po pracy, ale tak się przecież nie da. Kiedyś chciałam być reżyserem. Po pierwszych filmowych doświadczeniach doszłam do wniosku, że lepiej czułabym się w roli kolorystki. To nowy zawód, ma dopiero kilka lat, dlatego wyjaśnię. Zadaniem kolorysty jest zadbać o kolory w filmie. Zwykle nie zdajemy sobie sprawy, jak są one ważne w odbiorze filmu. Jak mocno barwy działają na nasze emocje. W Polsce nie ma miejsca, gdzie można się tego nauczyć. Najbliższe miejsce to studium w Berlinie, ale obecnie jego koszt jest dla mnie nieosiągalny.
Grzegorz. — Ja zacząłem, kiedy miałem 12 lat Z kolegami robiliśmy wypady do Bażantarni, gdzie kręciliśmy różne, wątpliwej jakości produkcje. Od tamtego czasu rozwinęliśmy się na tyle, że z czterech znajomych, z którymi się wtedy bawiliśmy, dwóch założyło firmy zajmujące się produkcją filmów.
ks

Obrazek w tresci


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Anon #2216399 | 185.25.*.* 4 kwi 2017 08:48

    Zaczęło się od wypadów do Bażantarni... skończyło na wyciąganiu pieniędzy z UM na niespełnione marzenie o filmie twórcy...

    odpowiedz na ten komentarz