O tym, jak czeladnik ciesielski uratował wieżę katedry

2017-04-09 12:00:00(ost. akt: 2017-04-09 12:26:49)

Autor zdjęcia: Michał Kalbarczyk

Od 18 kwietnia mieszkańcy i turyści ponownie będą mogli odwiedzać wieżę katedry św. Mikołaja na starówce. To obiekt o niezwykle bogatej i ciekawej historii.


Historia kościoła św. Mikołaja sięga niemal początków powstania Elbląga, bo wybudowano go w latach 1240-1242.

— Oczywiście nie wyglądał on tak, jak obecnie. Pamiętajmy, że kościół św. Mikołaja wielokrotnie przebudowywano. W 1364 r. był on już na tyle wysoki, żeby na jego wieży móc powiesić dzwon. Okazało się jednak, że gdy nim kołysano, to kołysała się również wieża. Oczywiście należało coś z tym zrobić. Dla równowagi i wzmocnienia wieży z dwóch stron dobudowano dwie niższe wieże. Lecz one również się poruszały, groziło im zawalenie, więc ostatecznie postanowiono nie kołysać dzwonem, ale bić samym jego sercem — mówi Juliusz Marek, który poprowadził w środę kolejny odcinek z cyklu „Elbląg na dużym ekranie”, poświęcony tym razem historii katedralnej wieży.


Środkową wieżę kościoła podwyższono w 1598 r. Ponownie stała się utrapieniem elblążan, bo zaczęła „ściągać” pioruny. Kilka razy (1647 r., 1652 r., 1718 r.) odnotowano niegroźne uderzenia piorunów. W 1736 r. zapisano historię o uderzeniu pioruna, od którego zajęła się ogniem wieża. 

— Ale do akcji wkroczył na szczęście bohater: Macieja Raner, elbląski czeladnik ciesielski. Widząc, że płomienie sięgają już wieży, nabrał w swoją czapkę wodę, wbiegł na jej czubek i ogień ugasił. Moment uderzenia pioruna uwiecznił na rycinie Fryderyk Endersch — mówi Juliusz Marek.



26 kwietnia 1777 r. o godz. 10.30 piorun uderzył ponownie i tym razem wieża stanęła w ogniu. 

— Pożar był potężny. Ogniem zajęły się: kościół, budynki wokół kościoła, ratusz, a wieża runęła. Starano się ugasić pożar, niestety bezskutecznie. Mieszkańcy zaczęli więc ratować chociaż wyposażenie kościoła. Wieży nie odbudowywano przez następnych 100 lat — opowiada Juliusz Marek.


Kościół w Elblągu, mimo rosnącej mody na reformację, pozostał katolicki, chociaż wiele razy próbowano go katolikom odebrać. 

— Katolików było w Elblągu zaledwie kilkanaście procent. Jednak kościół św. Mikołaja był pod patronatem królów Polski, kolejni monarchowie ten patronat potwierdzali. Z tamtych czasów pochodzi właśnie legenda o młodym studencie, synu burmistrza Tolkmicka, który stanął przed ołtarzem kościoła św. Mikołaja i groził mieczem księdzu odprawiającemu nabożeństwo. Chciał wypędzić go ze świątyni. Może chciał zostać bohaterem, który odebrał kościół i przekazał go radzie miejskiej? Wybuchł skandal i biskup wezwał studenta na rozprawę. Karą było osadzenie go na kilka dni o wodzie i chlebie w jednej z komnat pałacu biskupiego w Lidzbarku Warmińskim. Jego kości odnaleziono jednak dopiero kilkadziesiąt lat temu. Biskup zapomniał po prostu o młodzieńcu i ten umarł z głodu. Potem pomieszczenie zamurowano, a dzisiaj nazywa się je komnatą zapomnienia, właśnie dlatego, że zapomniano o tym biednym chłopcu z Tolkmicka — mówi Juliusz Marek. 


XX wiek przyniósł Elblągowi duże zmiany. To czas rozwoju stoczni Schichaua, zakładów Komnicka i wielu innych przedsiębiorstw. Zaczęto myśleć też o odbudowie wieży kościoła.

— Kościół wyglądał wówczas wyjątkowo brzydko, niczym wielka stodoła w centrum miasta, do tego z nieforemnym dachem. Katolików nie stać było na jego odbudowę, ale władze miasta zgromadziły potrzebne na nią pieniądze. Tego zadania podjął się Otto Depmeyer, elbląski mistrz budowlany — wyjaśnia Juliusz Marek. 


Wykorzystał on najnowszą wiedzę konstrukcyjną i technikę, która posłużyła inż. Eifelowi do budowy paryskiej wieży. 

— Projekt zakładał budowę ceglanej, wysokiej podstawy, a na niej stalowej konstrukcji, którą obudować miano lekkim murem. Dzięki temu wieża miała nie być ciężka, ale za to stabilna. To miało pozwolić ją "wynieść" na sto metrów w górę. Setka to liczba-symbol, nawiązująca do Kanału Elbląskiego. Sto metrów to właśnie różnica w wysokości pomiędzy najwyższym i najniższym lustrem wody na kanale — mówi Juliusz Marek.

Budowę rozpoczęto 24 października 1906 r. (kamień węgielny) i zakończono w rok. Wieżę zwieńczono dwoma tarasami widokowymi, zamontowano zegar, na piętrze mieściła się biblioteka parafialna. Podczas II wojny światowej kościół św. Mikołaja został zbombardowany, podpalony, spłonęła również wieża, z której został jedynie metalowy rdzeń.


— Pierwszym komendantem wojennym Elbląga był ppłk. Nowikow, radziecki oficer, z zawodu architekt. Kiedy chciano zburzyć zniszczony kościół św. Mikołaja, nie pozwolił na to — mówi Juliusz Marek. 

Odbudowę znajdującego się w morzu ruin kościoła św. Mikołaja rozpoczął ksiądz Wacław Hipsz. 7 maja 1948 r. powołał komitet odbudowy kościoła, a już 25 lipca rozpoczęto odgruzowywanie świątyni. Prace rozpoczęto od usuwania pięciometrowej warstwy gruzu. Prześladowanie duchowieństwa nie pozwoliło na kontynuowanie odbudowy. 10 lutego 1952 r. ks. Hipsz otrzymał nakaz opuszczenia Elbląga w ciągu trzech dni.

W odbudowę włączyły się władze miasta. Organizowano nawet potańcówki połączone ze zbiórką pieniędzy na odbudowę kościoła. Część pieniędzy pochodziło też od rządu. 


2015 rok to zupełnie nowy rozdział w historii kościoła i wieży. Dzięki staraniom proboszcza parafii ks. Stanisława Błaszkowskiego i finansowej pomocy władz miasta wieżę wyremontowano i udostępniono turystom. Obiekt cieszy się ogromnym powodzeniem. 
W ubiegłym sezonie turystycznym wieżę widokową odwiedziło 27 tysięcy osób. Przypominamy, że wejście na wieżę jest bezpłatne. Po jesienno-zimowej przerwie, już od 18 kwietnia turyści i elblążanie znów będą mogli podziwiać widoki z wieży. 

daw

Źródło: Dziennik Elbląski