Kreatorzy Kultury z Mjazzgi. "Kręcą nas emocje, nie nazwiska"

2017-04-23 12:00:00(ost. akt: 2017-04-24 21:22:44)
Ela i Wojtek Minkiewiczowie

Ela i Wojtek Minkiewiczowie

Autor zdjęcia: Michał Kalbarczyk

Zorganizowali ponad pół tysiąca wydarzeń artystycznych w ciągu sześciu lat. Niedawno odebrali przyznawaną przez prezydenta Elbląga nagrodę „Kreatora Kultury”.
Zaproszenia od nich przyjmują artyści nagradzani Fryderykami, Paszportami Polityki czy Mateuszami Trójki. Klub Muzyczny Mjazzga w Elblągu to miejsce napędzane pozytywnymi emocjami. Jego twórcami są Ela i Wojtek Minkiewiczowie. Warto przypomnieć, że pierwszy koncert w Mjazzdze odbył się 14 maja 2011 r. Od tego czasu twórcy klubu dwa razy otrzymali tytuł Kreatora Kultury (2011 i 2017 r.) oraz Stypendium Kulturalne (2017 r.) przyznawane przez władze miasta.

— Stworzyliście w Elblągu rewelacyjne miejsce dla kultury. Dla muzyki z pierwszej półki, literatury i sztuk wizualnych. Pytanie brzmi: po co Wam to było?

E.M: — To jest spełnienie Wojtka marzeń. Od wielu lat chciał otworzyć klub muzyczny. Poza tym płyty winylowe nie mieściły się już w domu, trzeba było znaleźć dla nich nowe miejsce.

— Spośród historii, które zadziały się w waszym klubie w ciągu sześciu lat istnienia, które cieszą Was najbardziej?

W.M.: — Najbardziej cieszy nie pojedyncze wydarzenie, a ludzie, którzy przychodzą i dobrze się tutaj czują. Trafiliśmy do grupy odbiorców, którzy w mniejszy lub większy sposób podzielają nasz gust muzyczny, nasze spojrzenie na świat muzyki i na świat w ogóle. To powoduje, że czują się tutaj jak u siebie. Cieszą nas też reakcje osób z zewnątrz, artystów, którzy nie znają Elbląga. Często spodziewają się słabych warunków, niedostatków technicznych. A potem są pozytywnie zaskoczeni, chwalą to miejsce i wracają.

— Które z dotychczasowych koncertów zapadły Wam w pamięć najbardziej?

W.M.: — Nie mogę wymienić kilku, bo niesłusznie pominąłbym inne. Większość z koncertów dostarczyła nam niezapomnianych emocji. Dzieje się tak, dlatego, że staramy się zapraszać artystów, którzy mieszczą się w naszych gustach muzycznych. Choćby niedawny koncert Staszka Słowińskiego z quintetem jazzowym, Marcina Maseckiego z Profesjonalizmem, koncert grupy Mitch & Mitch z czasu przed współpracą ze Zbigniewem Wodeckim. Dużo koncertów rockowych, masa koncertów amerykańskiego bluesa. Te ostatnie powodują, że śmiejemy się od ucha do ucha widząc jak doskonale bawi się starsza część publiczności. Nie brakuje fruwających marynarek czy skakania po stołach, tak jak ostatnio na koncercie Earla Thomasa.

— Na ile udało Wam się zrealizować założenia, z którymi otwieraliście klub muzyczny?

E.M.: — Było wiele założeń. Między innymi chcieliśmy dotrzeć do grupy ludzi, która nie miała gdzie w Elblągu chodzić na koncerty. Mówię o osobach 30 plus i myślę, że to udało nam się zrealizować.

W.M.: — Chcieliśmy też, żeby to nie była tylko imprezownia typu „gramy koncert i nic innego się tutaj nie dzieje”. To miejsce przede wszystkim do spotkań i słuchania muzyki, ale też dla wernisaży prac plastycznych, grafataków czy giełd płyt winylowych i slamów poetyckich. Odbywają się tu projekcje filmów z dyskusjami, mamy stały cykl prezentacji dokumentów muzycznych. Wydaje nam się, że udało się stworzyć miejsce, w którym pogodziliśmy zainteresowania, pasje i potrzeby różnych grup odbiorców.

— Jak to robicie, że chce u Was grać pierwsza liga polskiej sceny muzycznej?

W.M.: — Metodą prób i błędów. Zaczynaliśmy z mniejszą sceną i z mniejszym wyposażeniem technicznym. Z nastawieniem, że jeżeli będą koncerty to albo akustyczne albo jakiś niedużych, niezbyt hałaśliwych zespołów. Były dwa momenty przełomowe w rozwoju sceny muzycznej w Mjazzdze. Pierwszy - koncert wspomnianego wcześniej, zespołu Mitch & Mitch, gdzie na ówczesnej mniejszej scenie wystąpiło dziesięć osób, łącznie z pełną perkusją i wibrafonem. Niemalże przeczyło to prawom fizyki, jak oni się tam zmieścili. Drugi moment był wtedy, kiedy pierwszy raz zagrała u nas grupa Voo Voo. To był dla nas dowód na to, że w zasadzie mógłby niemal każdy polski zespół.

— Gdybyście nie musieli myśleć o budżecie, to kogo jeszcze z polskiej sceny muzycznej byście zaprosili?

E.M.: — Bardziej nas kręcą emocje na scenie, niż nazwiska. Mieliśmy co najmniej kilka przypadków, kiedy koncerty „znanych” artystów wcale, naszym zdaniem, nie były rewelacyjne. Często natomiast koncerty muzyków medialnie nierozpoznawalnych, na które słuchacze przychodzą po prostu z ciekawości, okazują się być magiczne zarówno jak chodzi o warstwę muzyczną i klimat koncertu.

— W siódmym roku istnienia po raz pierwszy klub zorganizuje festiwal. Powiedzcie coś więcej na ten temat.

W.M.: — Będzie to trzydniowy festiwal jazzowy noszący nazwę Wdurmoll Fest. Jego motywem przewodnim są skrzypce jazzowe, stąd podtytuł – Cztery Struny Świata. Festiwal odbędzie się od 31 maja do 2 czerwca. Będziemy mieli okazję wysłuchać czterech skrzypków w ramach występów trzech zespołów jazzowych. Będą to: Tomasz Chyła, Stanisław Słowiński z gościnnym udziałem świetnego hiszpańskiego violinisty - Apela les Carod Requesensa oraz Mikołaj Kostka, lider grupy Follow Dieces.

— Życie tego klubu organizujecie od początku do końca we dwójkę: począwszy od wszystkich kwestii związanych z koncertami i promocją, po wszelakie czynności związane z funkcjonowaniem lokalu. Przyznajcie się, jak życie mjazzgowo - nocne wpływa na Wasze życie rodzinne?

E.M.: — Szczerze mówiąc nasze życie rodzinne w niczym nie przypomina tego, jak wyglądało zanim zajęliśmy się Mjazzgą. Kiedy pracowaliśmy na etatach, mogliśmy sobie pozwolić na wspólne weekendowe wyjazdy, więcej czasu spędzaliśmy z dziećmi czy z przyjaciółmi. Teraz organizacja i wymogi tej pracy, niestety, nam na to nie pozwalają.

W.M.: — Zaczynając naszą przygodę z Mjazzgą z wielu rzeczy nie zdawaliśmy sobie sprawy. To jest jedna z nich.

— Na początku roku poinformowaliście, że nosicie się z zamiarem przeorganizowania tego miejsca. Co to znaczy?

E. i W.M: — Taka praca i realizacja pasji poprzez tego typu działania wymaga sporych nakładów czasu i energii. W dużym stopniu pomagają nam nasi przyjaciele, którzy wspierają nas w wielu aspektach i bez których wiele rzeczy nie byłoby w klubie możliwych. Oni wiedzą, że jesteśmy im za to totalnie wdzięczni. Nie chcemy jednak dopuścić do naszego tak zwanego wypalenia się, bo w tym co robimy skutecznie i po prostu fajnie można działać tylko będąc w pełni sił i werwy. Dlatego szukamy rozwiązania, które poprzez jakieś zmiany pozwoli nam przestawić życie osobiste na właściwe tory. Najlepiej kontynuując nasz udział w funkcjonowaniu Mjazzgi, ale co przyszłość pokaże dopiero zobaczymy.
ks

Źródło: Dziennik Elbląski

Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. ja3 #2228954 | 89.229.*.* 23 kwi 2017 14:50

    Nie rozumiem dlaczego autor artykułu nie napisał wprost, że oni jako jedyni w tym *** mieście coś organizują. Gdyby nie oni to nie byłoby w mieście żadnych ciekawych eventów. Nie, ten komentarz nie jest sponsorowany.

    Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)