Sołżenicyn i Ehrenburg byli, czy nie byli w Elblągu?

2017-04-29 08:00:00(ost. akt: 2017-04-28 21:18:37)
Ilja Ehrenburg, korespondent armijnej gazety „Czerwona Gwiazda”, wśród żołnierzy Armii Czerwonej

Ilja Ehrenburg, korespondent armijnej gazety „Czerwona Gwiazda”, wśród żołnierzy Armii Czerwonej

Autor zdjęcia: arch. Lecha Słodownika

Od pewnego czasu pojawiają się w lokalnych artykułach, relacjach i w okolicznościowych wzmiankach notatki o rzekomym pobycie w wojennym Elblągu trzech znanych postaci z politycznego i literackiego życia byłego Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich: Lwa Kopielewa (1912-1997), Aleksandra Sołżenicyna (1918-2008) i Ilji Ehrenburga (1891-1967).
Do tych faktów nawiązuje również dawny elblążanin Hans Georg Schwark, który w 2001 r. sporządził swoje uwagi. Nadmienił, iż pewnego dnia jego przyjaciel Hans Bender zabrał go na spotkanie z Lwem Kopielewem w Köln.
Kopielew, jako germanista i pisarz, przyjechał w listopadzie 1980 r. w celach badawczych do RFN. Władze ZSRR wykorzystały tę okazję do pozbycia się go z kraju, odbierając mu obywatelstwo.

W tej sytuacji pisarz pozostał w RFN poświęcając się pracy naukowej i literackiej, szczególnie na odcinku stosunków rosyjsko-niemieckich. Hans Bender, jako członek stowarzyszenia niemieckich pisarzy, poznał Kopielewa już kilkanaście lat wcześniej, podczas wizyty w Moskwie. Ale podczas tego spotkania w Köln, zresztą w bardzo ścisłym gronie osób zaproszonych, Bender przedstawiając Kopielewowi elblążanina Hansa G. Schwarka powiedział żartobliwie: „Tego młodego chłopca wyrwałem przed panem z Elbląga w styczniu 1945 roku”.

Schwark napisał, że „Kopielew spojrzał na mnie tak przenikliwie, że ja śmiejąc się skorygowałem i powiedziałem do Bendera: Wiem dobrze, że on nie dotarł do Elbląga. Czytałem jego książkę „Zachować po wsze czasy” i wiem, że nie był wśród tych żołnierzy Armii Czerwonej, którzy wkraczali do Elbląga”.

Los dorwał Kopielewa w Grudziądzu, gdzie jako major i przekonany komunista został zadenuncjowany, odkomenderowany i wkrótce na długie lata zniknął w gułagu. Zarzucono mu „współczucie dla wroga i burżuazyjno-humanistyczną propagandę na rzecz wroga”.
Schwarz wspomina, że miał na tym spotkaniu w Köln książkę Kopielewa i poprosił go autograf. Ten napisał stosowną dedykację i wstawił datę: 18 grudnia 1980 r. Jak się wkrótce okazało, Kopielew otrzymał obywatelstwo niemieckie i zamieszkał w Köln aż do swej śmierci w 1997 r.

A tak, jako oficer Armii Czerwonej, wspominał swój pierwszy kontakt z Niemcami w Prusach Wschodnich, w ówczesnym Neidenburgu (Nidzicy):
„Zobaczyłem starszą kobietę w długim, bardzo znoszonym płaszczu pluszowym. Trafiła tu 20 stycznia 1945 r. w poszukiwaniu swojej córki. Znałem dobrze język niemiecki więc usiłowałem nawiązać z nią kontakt. Moją rozmowę natychmiast przerwał towarzyszący mi mjr Bielajew: Co to jest! Na co sobie pozwalasz! — krzyknął ostro.

Dalszy przebieg tej sytuacji. On (mjr Bielajew) wyrwał kobiecie torebkę. Ta jest zastraszona i zszokowana. Bielajew włączył ręczną latarkę i oświetlił wnętrze torebki. Zaczął wyrzucać z niej co się dało. Spinkę do włosów, grzebień, kartki na chleb.

— Moje kartki! Moje kartki na chleb! — zaczęła krzyczeć.
Mjr Bielajew krótkim ruchem wyciągnął pistolet: Ona jest szpiegiem! Rozstrzelać ją! Rozstrzelać do jasnej cholery! Jeden z młodych żołnierzy szybko przewrócił staruszkę na śnieg i z przystawienia strzelił w jej głowę (…).
Podobnych sytuacji doświadczył Alexander Sołżenicyn i nic dziwnego, że swoją książkę „Pierwszy stopień do piekła” (Der erste Kreis der Hölle) zadedykował Kopielewowi…

Hans Schwark wspomina, że nieco wcześniej, bo w 1976 r., nabył w wersji niemieckiej książkę A. Sołżenicyna „Wschodniopruskie noce”. Napisał: „W niej ponownie znalazłem w formie poetyckiego poematu, bez szminkowania i upiększania, to wszystko o czym napisał w swojej autobiografii Kopielew.

A więc o masowych gwałtach, podpaleniach, rabunkach i mordach. O zniszczeniu Olsztyna i Nidzicy. Oni obaj w tych wojennych tygodniach byli blisko siebie – major Kopielew i dowódca baterii kapitan Sołżenicyn. Obaj trafili przed ten sam sąd wojenny, ale poznali się dopiero w łagrze. Sołżenicyn, wówczas też przekonany komunista, musiał „odpokutować za niestosowne wypowiedzi pod adresem Stalina”.

Tak więc zarówno Kopielew jak i Sołżenicyn nie byli w Elblągu. Ten pobyt był zastrzeżony dla trzeciego rosyjskiego pisarza – Ilji Ehrenburga, Żyda z pochodzenia. Był on wówczas korespondentem armijnej gazety „Czerwona Gwiazda”. I zdarzyło się tak, że wiele lat po wojnie zarówno Kopielew jak i Sołżenicyn mocno oskarżali Ehrenburga za „agitację podjudzającą żołnierzy Armii Czerwonej do gwałtów i zbrodniczych zachowań”. Ale ten ich oskarżeń nie usłyszał, ponieważ zmarł w sierpniu 1967 r.

Znane są jednak „Wspomnienia” Ehrenburga, w których dosyć ciekawie opisał swój pobyt w Elblągu pod koniec stycznia i na początku lutego 1945 r. Wspomina, że gdy przybył do Elbląga, to „trwały tu jeszcze walki uliczne i zastaliśmy 60 tysięcy mieszkańców (!), trzecią część zamieszkałych, ale ludność cywilna była chroniona przez żołnierzy. Oczywiście zdarzały się wypadki przemocy – w każdej armii trafiają się kryminaliści, chuligani i pijacy. Ale nasze dowództwo zdecydowanie zwalczało takie przypadki. Gdy w Elblągu jeszcze strzelano, pewien dobrze odżywiony i „prawidłowy obywatel” wyszedł z inicjatywą. Przyniósł na plac drabinę i wszedłszy na nią i cofnął na zegarze wskazówki o dwie godziny. Powiedział: „Teraz czas jest prawidłowy – zegar pokazuje godzinę piętnastą dwanaście czasu moskiewskiego”…

Ehrenburg nie napisał kim był ten nadgorliwy elblążanin. Prawdopodobnie pobyt w Elblągu zrobił na nim duże wrażenie, gdyż wiele miesięcy później napisał, że „śniło mi się, że jestem w Elblągu”. Jednocześnie wspominając pobyt w Elblągu dodał: „Pewnego razu młody podporucznik szperając znalazł w piwnicy trzydziestu-czterdziestu ludzi. Gdy ci ubrudzeni wyszli na zewnątrz, z miejsca oświadczyli iż są Szwajcarami i mają nadzieję, że zostaną pozostawieni w spokoju. Następnie z tej grupy wystąpił do przodu ubrudzony węglem mężczyzna i oświadczył: Karl Brandenberg, wicekonsul Szwajcarii w Elblągu.

Okazało się, że w Elblągu żyło wielu Szwajcarów, którzy na ogół zajmowali się produkcją serów i innych wyrobów z mleka. Generał G. I. Anisimow rozkazał nakarmić głodnego i spragnionego wicekonsula, jak również pozostałych jego ziomków.

Wicekonsul Brandenberg wspomniał o patencie ochronnym dla obywateli Szwajcarii, który został wystawiony jeszcze jesienią 1944 r. Następnie objaśnił: W Bernie [stolica Szwajcarii] przewidziano te wydarzenia. Na co gen. G. I. Anisimow odpowiedział: W Bernie, ale nie w Elblągu. Pozostaje jednak zagadką dlaczego Szwajcaria w odpowiednim czasie nie ewakuowała swoich obywateli z terenów objętych walkami?

Ostatni wicekonsul Szwajcarii w Elblągu spisał po wojnie swoje wspomnienia, które przetłumaczył i opublikował w „Roczniku Elbląskim” prof. M. Andrzejewski.
Lech Słodownik

Źródło: Dziennik Elbląski