Nowe życie stuletniego instrumentu z Tolkmicka. Pierwszy koncert już w lipcu

2017-06-09 08:59:10(ost. akt: 2017-06-09 09:04:50)
Zabytkowe organy wyremontował Andrzej Kowalewski, organmistrz z Braniewa

Zabytkowe organy wyremontował Andrzej Kowalewski, organmistrz z Braniewa

Autor zdjęcia: arch. prywatne

Liczące 113 lat organy z kościoła św. Jakuba Apostoła w Tolkmicku doczekały się remontu. Drugie życie dał im Andrzej Kowalewski, organmistrz z Braniewa. Jak brzmią po naprawie posłuchamy już lipcu, podczas Dni Jakubowych.


Powstały w 1902 roku w słynnej elbląskiej firmie organmistrzowskiej Terletzki-Wittek. Mają ponad 1300 piszczałek, z których największa, drewniana liczy pięć metrów długości. Część z piszczałek nie jest niestety oryginalna, bo instrument ucierpiał podczas II wojny. Tolkmickie organy są jednym z nielicznych w tej okolicy, dobrze zachowanych instrumentów pneumatycznych. A także jednym z cenniejszych małych instrumentów w okolicy, zarówno jeśli chodzi o wygląd jak i brzmienie. 


— Instrument ma 20 głosów podzielonych na trzy zespoły: dwa manuały, na których gra się rękoma i sekcję basową, na której gra się nogami. To tak, jakby orkiestra miała 20 muzyków. Każdy głos organowy, to komplet piszczałek o określonym charakterze brzmieniowym. Największa piszczałka mierzy około 560 cm. Do jej wnętrza spokojnie zmieściłby się niezbyt tęgi mężczyzna. Wykonana jest z drewna sosnowego, dębowego i bukowego. Najmniejsza piszczałka ma wymiary wkładu do długopisu — mówi Andrzej Kowalewski.


Pan Andrzej Kowalewski kończy właśnie trwające ponad rok prace remontowe. Jak brzmią organy po naprawie, przekonamy się 22 lipca, podczas tegorocznych Dni Jakubowych, które organizuje tolkmicka parafia. 


— Czas nie oszczędził instrumentu. Swoje dołożył drewnojad, mały owad – kołatek. Drąży on w piszczałkach dziurki wielkości główki szpilki. Latem odfruwa, ale larwy zostają i żywią się drewnem, niszcząc w ten sposób instrument — wyjaśnia organmistrz.


Andrzej Kowalewski jest jedną z niewielu osób, która w Polsce wykonuje zawód organmistrza.


— To praca, która wymaga olbrzymiej precyzji i uczy pokory. Ja używam najwyższej jakości materiałów. Drewno minimum dziesięcioletnie, naturalnie leżakowane. Specjalnego garbunku skóry. Różne dla różnych materiałów kleje. Precyzyjne ucho i wyczucie smaku przy intonacji — mówi Kowalewski. 


Wkrótce po ukończeniu Wydziału Budowy Maszyn Politechniki Gdańskiej zajął się organmistrzostwem i tak jest do dzisiaj. Hobby stało się zawodem. Na jego koncie jest ponad sto uratowanych instrumentów, kilka zbudowanych od podstaw, praca w egzotycznych i dalekich krajach (Azerbejdżan, USA, Niemcy, Ukraina, Łotwa).


— To ciekawa profesja, wymagająca ciągłego uzupełniania wiadomości, wrażliwości muzycznej, dobrego smaku. Każdy instrument uczy czegoś nowego, nie ma dwóch identycznych. Organy nie tolerują bylejakości, prowizorki, kompromisu. To złożony mechanizm wymagający wkładu pracy, znajomości materiałów, i skomplikowanych systemów zastosowanych przez budowniczych, to także instrument muzyczny – a więc słuch, muzykalność, warunki akustyczne wnętrza — mówi Andrzej Kowalewski.
daw

Źródło: Dziennik Elbląski