Zabójstwa nie pamięta, choć żałuje. Za kratami spędzi 12 lat

2017-07-27 15:11:50(ost. akt: 2017-07-27 15:17:37)

Autor zdjęcia: Michał Kalbarczyk

Kamil M. był tego wieczoru pijany i pod wpływem dopalaczy. Nie pamięta, czy to on wbił nóż w swojego kolegę. Rana okazała się śmiertelna. 31-latkowi za zabójstwo groziło dożywocie. Za kratami spędzi 12 lat.
W sądzie okręgowym w Elblągu, w czwartek (27.07) zakończył się proces 31-letniego Kamila M. W kwietniu 2016 roku, w jednym z mieszkań na ul. Władysława IV, podczas imprezy suto zakrapianej alkoholem, mężczyzna pokłócił się ze swoim kolegą o jego konkubinę. Podczas szamotaniny Kamil M. miał wyciągnąć nóż, który przy sobie nosił i wbił go w pierś Arkadiusza L.

10-centymetrowe ostrze przecięło skórę i grube warstwy mięśni i sięgnęło płuca, przebijając je, skutkiem czego nastąpił krwotok do dróg oddechowych. Mężczyzna w szybkim czasie udusił się własną krwią. Przybyli na miejsce ratownicy medyczni mogli już tyko stwierdzić jego zgon.

Kamil M. konsekwentnie, od czasu zatrzymania nie przyznawał się do zabójstwa kolegi, zasłaniając się niepamięcią. Podczas rozpraw nie chciał zeznawać przed sądem. Wyjaśnienia złożył tylko raz, podczas przesłuchania 6 maja 2016 roku.
— Nic nie pamiętam z tych wydarzeń, bo byłem pijany i pod wpływem dopalaczy. W mieszkaniu na Władysława IV przebywałem kilka dni u znajomego razem z Arkiem (ofiarą — red.) i jego dziewczyną Marzeną. Tego dnia wypiłem dużo alkoholu, wypaliłem też ze cztery lufki dopalaczy. Poczułem się po nich dziwnie. Wcześniej pokłóciłem się z Arkiem o Marzenę, bo on ją uderzył — opowiadał. — A tego dnia to nie wiem, co się wydarzyło. Pamiętam tylko Arka we krwi i to, że zadzwoniłem na straż pożarną, bo nie pamiętałem numeru na pogotowie. Nóż dostałem od jakiegoś gościa. Potem na klatce schodowej zatrzymała mnie policja.

W sprawie zeznawał m.in. biegły medycyny sądowej, a także matka zabitego Arkadiusza L. i jednocześnie oskarżycielka posiłkowa, która wprawdzie miała z synem sporadyczny kontakt, ale wiedziała, że pomieszkuje on na ul. Władysława IV u kolegi, Jarosława M.
— To właśnie on opowiadał mi potem, że wszedł do domu i zobaczył Kamila M. z nożem w ręku. Kamil miał mu powiedzieć "„wbiłem Arkowi kosę"” — mówiła przed sądem kobieta, podczas pierwszej rozprawy, w marcu br.

W tej sprawie kluczowe dla sądu okazały się, oprócz dowodu zbrodni, który szybko znaleziono i zidentyfikowano jako przedmiot należący do Kamila M., także zeznania uczestników tej tragicznej libacji. Mimo, że Jarosław M. w czwartek uporczywie twierdził, że nie było go w mieszkaniu w czasie dokonania zabójstwa, przeczą temu jego pierwsze zeznania, złożone zaledwie dwa dni po śmierci Arkadiusza L. Mężczyzna, w obecności przesłuchującego go policjanta podpisał wtedy protokół, w którym swobodnie stwierdził, że w trakcie zdarzenia był w domu. Ten fakt potwierdzają także wyjaśnienia złożone przez konkubinę zabitego mężczyzny, Marzenę T.

W mowie końcowej prokurator zażądał dla Kamila M. kary 15 lat pozbawienia wolności. Adwokat oskarżonego wniósł natomiast o jego uniewinnienie.
— Całe towarzystwo było wtedy mocno pijane (Marzena T., podczas zatrzymania miała ponad 4 promile alkoholu we krwi - red.). Tak naprawdę nie wiadomo do końca, co się tam wydarzyło — mówił przed sądem adw. Krzysztof Falkowski.

Sędzia Władysław Kizyk skazał Kamila M. na 12 lat więzienia.
— Wprawdzie oskarżony sugerował, że pokrzywdzony podczas szamotaniny nadział się na na nóż, ale przeczy temu opinia biegłego. W ocenie sądu oskarżony działał z zamiarem ewentualnego, a nie bezpośredniego pozbawienia życia Arkadiusza L. Zdarzenie było nagłe i dynamiczne i nic nie wskazywało na to, by Kamil M. chciał pozbawić życia Arkadiusza L. — uzasadniał wyrok sędzia Kizyk.

Kamil M. był wcześniej cztery razy karany m. in. za kradzież, próbę wyłudzenia oraz za przestępstwa narkotykowe. W trakcie osadzenia był badany przez biegłego psychiatrę. Opinia wykazała, że ma zaburzoną osobowość i nie respektuje obowiązującego porządku prawnego. Jest też uzależniony od alkoholu.
Wyrok jest nieprawomocny. Strony mogą się od niego odwołać.
Aleksandra Szymańska

Źródło: Dziennik Elbląski