Pożegnanie z Wołyniem. Niezwykła historia Czesław Frączka

2017-09-02 08:00:00(ost. akt: 2017-09-01 12:45:15)
Czesław Frączek na premierze filmu "...bo Krasin to moja ojczyzna"

Czesław Frączek na premierze filmu "...bo Krasin to moja ojczyzna"

Autor zdjęcia: Anna Dawid

Czesław Frączek z podpasłęckiego Krasina to z pewnością jedna z najbarwniejszych postaci w naszej najbliższej okolicy. Jego życiorys i przeżycia mogłyby być kanwą ciekawej powieści lub filmu. I to zarówno w konwencji sensacyjnej, jak i romantycznej.
Ostatnio temat Wołynia oraz dokonanych tam zbrodni na Polakach odżył m.in. za sprawą filmu „Wołyń”, dramatu wojennego w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego, którego scenariusz powstał na kanwie opowiadań Stanisława Srokowskiego oraz wspomnień świadków rzezi wołyńskiej w latach 1943–1944. Świadkiem tamtego dramatu był również Czesław Frączek, który przez 50 lat pełnił funkcję sołtysa w Krasinie, leżącym opodal Pochylni Oleśnica na Kanale Elbląskim.

Jego wspomnienia były już publikowana w wielu czasopismach, także za sprawą niżej podpisanego. Warto je jeszcze raz przywołać, by uświadomić niektórym, jakie zło niesie ze sobą krzewienie nastrojów ksenofobicznych, sianie taniego populizmu i podsycanie waśni narodowych.

Rodzice Czesława Frączka – Jan i Maria z czwórką dzieci (Stefan, Jadwiga, Roman i Julia) przybyli na Wołyń w 1926 r. ze wsi Kamień Puławski w Lubelskiem. Osiedlili się we wsi Zapust Stary w gminie miejskiej Rożyszcze, w powiecie łuckim. To właśnie tu, w tej pięknie położonej wsi w zakolu rzek Styr i Konopelka, Jan Frączek za pieniądze zarobione podczas 7-letniej pracy w stalowni w Detroit (USA), kupił „osiem dziesięcin” ziemi od Niemca Landsmanna. Dysponował wtedy wcale pokaźną kwotą dolarów, ale wcześniej znaczną ich część nieroztropnie utracił! Odbyło się to w przededniu reformy monetarnej mającej na celu zwalczanie hiperinflacji - wprowadzonej przez ministra Władysława Grabskiego 28 kwietnia 1924 r. Jan Frączek, nie przywiązując wagi do wieści dochodzących z „wielkiego świata”, nieopatrznie wymienił swoje ciężko zarobione dolary na markę polską! A dla przykładu - przed reformą walutową knur kosztował 6 mln marek polskich! Natomiast stosunek wymiany marki polskiej na jednego złotego minister Grabski ustalił na 1,8 mln:1!

W 1931 r. urodziło mu się kolejne dziecko, syn Czesław, bohater niniejszego artykułu. We wsi Zapust Stary mieszkało wówczas około 40 rodzin, w tym zaledwie kilka rodzin polskich, ponadto rodziny niemieckie i ukraińskie. Już niedługo po napaści Niemiec hitlerowskich na Rosję Sowiecką, na Wołyniu i Podolu Ukraińcy podjęli starania, by pod bokiem hitlerowców stworzyć „Samostijną Ukrainę”, a gdy to im się nie udało, policja ukraińska i frakcja Stepana Bandery z OUN utworzyła formację zbrojną o nazwie Ukraińska Powstańcza Armia (UPA).

Wkrótce nacjonaliści ukraińscy z OUN-UPA, jak również „bulbowcy” z ugrupowania Tarasa „Bulby” Borowca, rozpoczęli masowe rzezie Polaków zamieszkujących na Wołyniu. Polacy stworzyli własną samoobronę spośród ludności cywilnej oraz oddziałów Armii Krajowej. W pobliskich miastach Rokitno i Dubno oddziały samoobrony były częściowo zakonspirowane i działały na przedmieściach z uwagi na załogi niemieckie. Placówkami samoobrony były także pojedyncze polskie wsie i kolonie, w tym Zapust Stary strzeżony przez lokalną grupę samoobrony. Czesław Frączek często szukał ze swoją rodziną schronienia w tej placówce przed atakami UPA i wiele razy nocował z bratem Romanem na łąkach i w zbożach położonych nad Styrem. Pewnego razu jego brat przeziębił się, zachorował na zapalenie płuc i w 1943 r. zmarł. Miał 21 lat.
Na początku stycznia 1944 r. wojska sowieckie przekroczyły w rejonie miasta Sarny przedwojenną granicę Polski, a w lutym pojawiły się już w Zapuście Starym. Front zatrzymał się na krótko na linii rzeki Styr, po czym krasnoarmiejcy poszli dalej.

W maju 1944 r. do Zapustu Starego wkroczyły oddziały polskie z I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Zakwaterowali się w domach, stodołach i w namiotach rozstawionych na polach. Radość była wielka – Polacy odżyli. Ale w czerwcu 1944 r. wojsko polskie odjechało na front, a we wsi władza sowiecka zaczęła zaprowadzać swoje porządki. Od razu zaczęto mówić, że wszyscy Polacy będą ewakuowani na Zachód. Początkowo nikt w to nie wierzył, ale gdy w sąsiednich Rożyszczach utworzono biuro repatriacyjne, którego szefem został Rosjanin - wszystko stało się jasne. Polacy zostali powiadomieni, że mają zgłaszać się z dokumentami.

Czesław Frączek wspomina (…) Zaprzągłem konie do wozu, przywiązaliśmy do niego krowę, namościliśmy na nim siana, usadowiliśmy 70-letniego teścia Marii Kostowskiej i ruszyliśmy do Rożyszczy. Tam, w małym parterowym domku z obórką mieszkał „Naczalnik”(…) Gdy przybyliśmy powiedział do mnie „Zdrawstwuj malczik”, a następnie pomógł panu Kostowskiemu zejść z wozu. Przywitał się z Marią Kostowską gorącymi uściskami i od razu zauważyłem, że byli bardzo zakochani. „Naczalnik” poprowadził nas do swego domu, gdzie poczęstował wszystkich herbatą i amerykańską tuszonką, która niesamowicie mi smakowała. Spotkaniem tym byłem bardzo zaskoczony, a kultura i uprzejmość tego Rosjanina bardzo mnie zdziwiła.

Potem jeszcze kilka razy odwiedzałem panią Marię i zawsze byłem miło przyjmowany(…) Termin wyjazdu zbliżał się nieubłaganie, a pierwszy transport odjechał już w końcu maja 1945 r. (…) Czekaliśmy zgrupowani na rampie kolejowej, nie byli tu sami Polacy. Przychodziły też transporty z rodzinami ukraińskimi. Oni wyładowywali się i potem wyjeżdżali szukać opuszczonych gospodarstw po Polakach i tam się osiedlali. Zostawiliśmy im tu swój majątek, który wypracowaliśmy przez lata. Swój dramat przeżywaliśmy inaczej niż Ukraińcy – chcieliśmy jak najszybciej wyrwać się z tego piekła, z którego jakimś cudem zostaliśmy ocaleni, gdyż bohatersko stanęliśmy w obronie swych rodzin i zostaliśmy przy życiu. Ukraińcy przeżywali to inaczej, a wyrwani siłą ze swych rodzinnych stron, gdzie mieszkali od lat, odnosili się do nas wrogo. Wmawiali nam, że to my jesteśmy winni tego nieszczęścia, które ich spotkało. My nie byliśmy im dłużni „to wy rozpoczęliście mordy i palenie polskich wsi” (…) Na rampie dochodziło do awantur i rękoczynów. Na szczęście rosyjska milicja zaprowadzała porządek (…).
Lech Słodownik

Źródło: Dziennik Elbląski