To sztuka o życiu, nie o nudnych legendach. Po premierze "Amadeusza"

2017-09-18 12:08:29(ost. akt: 2017-09-18 14:26:56)
Piotr Boratyński w roli Wolfganga Amadeusza Mozarta

Piotr Boratyński w roli Wolfganga Amadeusza Mozarta

Autor zdjęcia: Aleksandra Szymańska

Z przytupem i na ogromnych diapazonach emocjonalnych, nowy sezon artystyczny 2017/2018 rozpoczął Teatr im. Aleksandra Sewruka w Elblągu. Za nami premiera "Amadeusza" Petera Shaffera w reżyserii Pawła Szkotaka.

Fikcyjny konflikt kompozytorów Antoniego Salieriego i Wolfganga Amadeusza Mozarta na stałe wpisał się w zbiorową wyobraźnię dzięki filmowemu arcydziełu Miloša Formana z 1984 roku. Ale "Amadeusz" zadebiutował już znacznie wcześniej bo na deski teatralne, burzliwą historię obu wielkich kompozytorów, zaadoptował Peter Shaffer w 1979 roku. Od tego momentu "Amadeusz" cieszy się niesłabnącą popularnością i nie schodzi z teatralnych afiszów.

Za elbląską realizację A.D 2017 odpowiada Paweł Szkotak, twórca teatru Biuro Podróży, uznany za jeden z najlepszych teatrów alternatywnych w Polsce.
W spektaklu "Amadeusz" głównym bohaterem nie jest tylko - jakby się wydawało - genialne dziecko swojej epoki. Historię Amadeusza Mozarta poznajemy z perspektywy starego i młodego Antoniego Salieriego. Ten ostatni, wybitny kompozytor i świetny pedagog, ma muzyczny Wiedeń u swoich stóp. Żyje w dostatku i cieszy się nie tylko cesarskimi względami, ale jest także twórcą powszechnie lubianym i szanowanym. Jednak wypracowany latami spokój burzy nagłe pojawienie się w Wiedniu 26-letniego Wolfganga Amadeusza Mozarta.

Utalentowany i pełen życia młodzieniec szturmem podbija salony i kroczy swoją muzyczną ścieżką wprost pod tron Jego Cesarskiej Mości Józefa II. Salieri już wie, że mimo posiadanego talentu i pozycji nie uda mu się wygrać z niewiarygodnym geniuszem Amadeusza. I postanawia zniszczyć Mozarta.
Sięgając po legendę, Peter Shaffer dostrzegł nie tylko odwieczny konflikt między talentem a geniuszem, skupił się też na tym, czym jest obsesja. Salieri przez całe życie zadawał sobie pytanie: dlaczego to właśnie Mozart został obdarzony boską iskrą, która pozwoliła mu komponować genialne utwory? W elbląskiej realizacji świetnie skontrastowano ze sobą obie postaci: Artur Hauke w roli młodego Salieriego wie, że ma muzyczny talent, jednak zdaje sobie sprawę, że jemu Bóg poskąpił geniuszu.

Salieri to wnikliwy obserwator, subtelny Włoch i ułożony człowiek sukcesu. To jednak tylko maska, która opada w chwilach samotności, a widz ogląda wtedy twarz demonicznego demiurga. Ta rola została dodatkowo rozbudowana, bo historię konfliktu poznajemy nie tylko z perspektywy młodego Antonia, ale także z pozycji Salieriego- starca, który samotny i opuszczony, u schyłku swojego życia dokonuje swoistej spowiedzi przed Bogiem i słuchaczami. W tę rolę wcielił się Dariusz Siastacz, który debiutuje na deskach elbląskiego teatru.

Z drugiej strony mamy Amadeusza Mozarta. Ten w wykonaniu Piotra Boratyńskiego to duże dziecko, nie potrafiące dostosować się do istniejących reguł. Inność Amadeusza widać już w pierwszym wejściu, gdy z rechotem na ustach, tanecznym krokiem wbiega na scenę z przyszłą żoną Konstancją (Aleksandra Wojtysik). Ten rubaszny młodzieniec od pierwszej chwili nie przebiera w słowach: jego infantylno-wulgarny język zdradza widzom, że czeka ich obcowanie z człowiekiem, który rzeczywistość ogląda z perspektywy naiwnego dziecka, które nie umie rozpoznać "dorosłych" relacji, a życie traktuje raczej jako dobrą zabawę pełną niewybrednych żarcików, psikusów i gierek słownych.

Ale jednocześnie Mozart jest człowiekiem niezwykle inteligentnym i znającym wartość swojego talentu. Jest pełen energii i życia i to przekłada na swoją twórczość. Ta chęć życia zderza się jednak z potężnym murem ludzi, którzy decydują o tym, czy muzyka którą Mozart proponuje będzie dopuszczona do odbioru przez widzów, co jest wielkim marzeniem kompozytora. W Amadeuszu rozegra się także wielka walka wewnętrzna: z jednej strony gardzi on wazeliniarstwem, ale z drugiej strony marzy o akceptacji wielkich tego świata.
Cieszy, że w spektaklu tak mocno osadzonym wokół postaci dwóch wybitnych kompozytorów, znalazło się miejsce na rozbudowaną i świetną rolę żeńską. Aleksandra Wojtysiak w roli Konstancji bawi, wzrusza i wzbudza litość: może być i nieokrzesaną nastolatką i rubasznym podlotkiem i kuszącą swymi wdziękami flirciarą. Ale przede wszystkim jest żoną i matką, wielbiącą swego Amadeusza do samego końca.

Reżyser z wielką dbałością przygotował także drugi plan sztuki. Dwór pozbawionego własnego zdania cesarza Józefa II (powracający po ciężkiej chorobie i rewelacyjny Krzysztof Kolba) to barwny, choć przerysowany świat konwenansów, intryg i utartych schematów, sterowany przez trójkę najbliższych dworzan cesarza: hrabiego Rosenberga (Jacek Gudejko), barona van Swieten (Lesław Ostaszkiewicz) i hrabiego von Stracka (Jerzy Przewłocki). Zniewieściały libertyn, kapryśny i władczy szambelan i zmęczony dyrektor opery, nie próbujący nawet pojąć geniuszu Mozarta - to postaci, których pojawienie się na scenie niemal zawsze budzą wybuchy śmiechu.

Bo - wbrew pozorom - jest w tej sztuce czas na śmiech. Ale jest też i czas na łzy. Bo geniusz nierozerwalnie łączy się ze swoistą histerią jednostki i jej osamotnieniem i niezrozumieniem wśród maluczkich tego świata. W przypadku Mozarta była to jego największa słabość. A tą wykorzystał Salieri. Jak? zachęcamy do odwiedzenia elbląskiego teatru.

Teatr to ludzie, a na sukces sztuki pracują nie tylko aktorzy. W "Amadeuszu" wielką rolę odegrali ci, których na co dzień nie widać na deskach teatru. Świetna scenografia spektaklu, choreografia, barwne kostiumy żywcem wyjęte z epoki, umiejętne sterowanie światłem a nade wszystko - muzyka Mozarta i Salieriego stanowiąca ekstrakt i echo czystych emocji - to wszystko zbudowało sztukę, która jest wielką pochwałą życia, a nie nudnych legend.
Aleksandra Szymańska

Źródło: Dziennik Elbląski